PIĄTA PORA ROKU - Mons Kallentoft
Piąta część doskonale przyjętej przez
krytyków serii o komisarz Malin Fors Mons Kallentoft, okrzyknięty nowym królem skandynawskiej powieści kryminalnej, urodził się w roku 1968. Dorastał w małym miasteczku Linköping. Do kariery pisarza dochodził przez pracę w reklamie i dziennikarstwo. Debiutował w roku 2000 powieścią Pesetas, za którą otrzymał nagrodę Katapultpriset, przyznawaną przez Związek Pisarzy Szwedzkich. Potem napisał jeszcze kilka dobrze przyjętych przez krytykę książek obyczajowych, m.in. powieść Food Noir. Ofiara w środku zimy powstała w roku 2007 i natychmiast zdobyła uznanie krytyków oraz czytelników i trafiła na pierwsze miejsca list bestsellerów. Do tej pory powstały trzy powieści o komisarz Malin Fors. Wkrótce ukaże się Śmierć letnią porą.
RECENZJA Nie wiem, co mnie podkusiło do lektury tej powieści. Randez vous z poprzednim tomiszczem tego autora powinno nauczyć mnie rozumu. A jednak. Po zakończeniu kolejnej skandynawskiej przygody z kryminałem, pozwolę sobie wyrazić przekonanie, że Mons Kallentoft nie potrafi pisać! Albo ma tak słabych tłumaczy. Zalew literatury sensacyjnej z krajów północnej Europy przybiera na sile. Podejrzewam, że tylko to stoi za tym, iż Rebis, świetna oficyna wydawnicza, drukuje w Polsce tak kiepską powieść. Wybaczcie Państwo, zarówno czytelnicy jak i wydawcy, ale mnie ten pan nie przekonuje. Więcej nawet – irytuje i odrzuca. O ile w latach 90-tych zalała nas tzw. literatura zachodnia, równie często godna uwagi, jak potępienia, tak teraz każda powieść opatrzona kodem kreskowym z Danii, Norwegii czy Finlandii musi u nas zostać wydana. A to praktyka bardzo niekorzystna. Kallentoft już kiedyś mnie rozczarował, a powinien oczarować, po tym jak naczytałem się przychylnych mu opinii. Choćby tej z pierwszej strony okładki, gdzie krytyk literacki Magnus Ulvik, pisze, że powinniśmy go czytać zamiast Larssona. Tym samym promuje swoim nazwiskiem coś, co nie do końca zasługuje na takie poparcie. Kallentoft, w tym i w poprzednim przypadku, autorowi „Millenium” nie dorasta do pięt. Co nie znaczy, że Larssona jest idealny Wiem, że poprzednią książkę tego autora i krytykowałem i zachwalałem. Miałem szczerą nadzieję, że kolejna będzie lepsza, albo „równie dobra”. Niestety, okazało się, że to odgrzewany kotlet. Nie mam zamiaru tłumaczyć się z poprzedniej opinii. Widocznie mam za miękkie serce lub zwyczajnie wzrosły moje oczekiwania czytelnicze. Fakt, autor radzi sobie dość dobrze z samym wątkiem kryminalnym. Akcja poprowadzona jest dynamicznie, wielotorowo, jasno i wyraźnie. Choć, z drugiej strony, dziwnie prosto. Główna bohaterka – komisarz Malin Fors, jest wyrazista, zapadająca w pamięci, czyli taka, jaka powinna być. Ma przyciągać uwagę. No i jest kobietą. Drugą panną Marple? Albo konkurentką dla postaci z powieści Aleksandry Marininy. Pod tym względem tak. Ale nie z tym autorem. Kallentoft robi coś, czego nie mogę mu wybaczyć. Co kilkanaście stron, raczy nas stosami dziwnych, pseudofilozoficznych dygresji. Zabieg identyczny jak w poprzedniej powieści (i zapewne pozostałych). Po co, nie mam pojęcia. Do tego dochodzą partie, w których wypowiadają się, w pewnym sensie przynajmniej, ofiary seryjnego zabójcy, z jakim przyjdzie się nam spotkać. I właśnie do niego teraz przejdę. Wspomniałem, że zachwala się go jako lepszego od Stiega Larssona. Owszem, ogólnie rzecz biorąc autora Millenium stawia się za wzór jakości (przynajmniej pierwsza powieść jest DLA MNIE pewny wyznacznikiem). On jako jeden pierwszych odniósł spektakularny sukces. Kallentoft robi zaś rzecz, jeszcze gorszą niż wtykanie waty słownej gdzie popadnie. Dopuszcza się czegoś, co graniczy niemal z plagiatem. Choć nim nie jest. W Piątej porze roku tak jak w Mężczyznach, którzy nienawidzą kobiet pojawia się bardzo podobny motyw. Podczas wyjaśniania spraw morderstwa (u Larssona – zaginięcia), funkcjonariusze policji natrafiają na o wiele grubszą aferę. Serię morderstw, niezwykle brutalnych… i prowadzonych od lat. Przez grupę ludzi, świetnie zorganizowaną szajkę. U autora Mężczyzn… była to głęboko ukrywana tajemnica rodzinna. Tu… coś podobnego, ale więcej nie zdradzę. Reasumując, nie jest to powieść godna polecenia. Nawet dla fanatyków tego typu literatury, którzy z uporem maniaka gromadzą na półkach wszystko, co w tej materii się pisze. Kallentoft nie jest pisarzem beznadziejnym (wybaczcie mocne słowo). Ma w sobie coś, co sprawia, że jest czytany i chwalony. Wszak kilka milionów egzemplarzy sprzedało się już na całym świecie. Dla mnie jednak, jest przede wszystkim autorem nudnym i wtórnym. Nieporadnym, niepotrafiącym rzetelnie zagospodarować przestrzeni książki. Dobry kryminał albo oszałamia pędem akcji albo kunsztem językowym autora. Umiejętnością takiej kreacji świata przedstawionego, w której opis bułki leżącej na stole zmienia się w scenę kultową. U Kallentofta niewiele jest stron, które zawierają te magię. Pozostaje schemat. Nie polecam więc. Krzysztof ’Mormegil’ Chmielewski
|
|
|||||||||||||||||
|