PIETIA I WITIA - Tomasz
Duszyński
Zbiór opowiadań Tomasza Duszyńskiego wypatrzyłem kiedyś w zabrzańskiej
bibliotece. Zarówno okładka jak i opis na niej zamieszczony kusiły.
Niestety… miałem zbyt wiele ciekawych rzeczy na oku i pełne konto, by się
zająć tym niewielkim tomikiem wydanym przez PaperBack w roku ubiegłym. Przez
cały czas miałem go jednak na oku. I tak bym na niego zerkał aż do dziś,
gdyby portal Kostnica nie zrobił mi prezentu przysyłając książkę do
przetestowania.
Pietia i Witia. Co złego to nie my
to dwanaście krótkich form prozatorskich, a ich bohaterami są dwa klony,
które uciekły z radzieckich laboratoriów naukowych. Jak się okazuje, opętani
zabawą w Boga szaleni naukowcy i politycy chcieli stworzyć super-żołnierzy.
Idealne genetycznie twory, jakie można będzie w nieskończoność replikować.
I takowe stworzyli, tylko nieco żylaste, humorzaste i niepokorne. Na dodatek
prototypy chyłkiem wymknęły się w świat, a ich wojaże podziwiamy w wyżej
wspomnianych opowiadaniach. Co wyrabiają, w jakie kłopoty się pakują i jak
udaje im się przeżyć w Europie przyszłości…? To już trzeba wyczytać z kart
opowiadań.
Tego typu zbiory, w przeciwieństwie to zlepków powstałych z twórczości
różnych autorów, mają to do siebie, że zazwyczaj stanowią o wiele lepiej
dopracowane i bardziej atrakcyjne obiekty czytelnicze. I tak jest na
szczęście i tym razem.
Choć Duszyński kunsztem pisarskim nie dorównuje polskiej czołówce fantastów,
to jednak ma w na tyle dobre pióro, że potrafi dość mocno zaciekawić.
Posiada tę „iskrę” zapalającą to, co jest pierwszym stopniem do piekła. A
każdy by tam chętnie trafił razem z opisywanymi postaciami. Już oni by sobie
z diabłem poradzili!
Łatwość w budowaniu napięcia, lekkość narracji i całkiem sprawne
posługiwanie się słowem pisanym czyni z niego autora wartego przynajmniej
przekartkowania.
Kreacja świata, głównych i drugoplanowych bohaterów, sytuacji w jakich się
znajdują z jednaj strony ciszy przy lekturze, a z drugiej zastanawia. Bez
wątpienia Duszyński ma talent, ale czuję w tym wszystkim pewną fascynację
twórczością Andrzeja Pilipiuka. Rzekł bym, że nawet sporą. Nie plagiat, lecz
próbę wbicia się w podobną stylistykę zarówno pod względem jakości (bo
pomysł jak najbardziej zasługuje na miano oryginalnego) jak i wysycenia
niemal wszystkiego sporą dawką abstrakcyjnego humoru. Groteska wylewa się z
gumiaków naszych mutantów (po Wędrowyczowemu – „mutasów”) aż miło. Brodzimy
w niej po kolana. Nie brak też polityczno-społecznych podtekstów. Warto się
więc wczytać jednak, co oczywiste, maniera jaką stosuje lub w jaką próbuje
się wkomponować stawia go na pozycji nieco gorszej niż Wielkiego Grafomana.
Pomimo tego udało mu się stworzyć nieco naiwny i troszkę wtórny ale jakże
uroczy i urzekający zbiór opowiadań o naszych wschodnich przyjaciołach
walczących ze złem jaki toczy świat. Można by rzec, że to
wschodnioeuropejska, dwuosobowa bojówka do zadań specjalnych, od łapania
złodziei do starć z wampirami i im podobnymi strzygami. To co dzieje się na
kartach książki wciąga. Mimo wyżej wymienionych wątpliwości lektura sprawiła
mi wiele uciechy.
Całość czyta się bardzo szybko. Lekkie pióro wspomaga niewielki rozmiar tak
poszczególnych opowiadań jak i całego zbioru. Nieco ponad 200 stron można
„połknąć” w niespełna 3-4 godziny. Jak kiedyś rzekł Maciej Stuhr w jednym ze
swych skeczy: „cieszy, ale krótko”. Wada to czy zaleta? Znacie mnie, jeśli
coś dobrze się czyta, to znaczy że dla nie ta pozycja warta jest choćby
chwilowej uwagi. Tak jest z panem Duszyńskim. A co do uwagi… właśnie
poświęcam ją kolejnej jego powieści. Ale o tym już w innym artykule.
Zapraszam do lektury.
Tytuł: Pietia i Witia. Co złego to nie my.
Autor: Tomasz Duszyński
Wydawca: PaperBack
Stron: 207
Gatunek: Opowiadania
Ocena ogólna – 7/10
Mormegil
|