RECENZJA KOSTNICA"Pocałunek o północy" Lara Adrian
Na mojej półce stała od dawna, nie kusiła. Do jej przeczytania nie były mnie w stanie
skłonić ani pochlebne recenzje zamieszczone o niej w prasie ani przyznana przez największą
amerykańską sieć księgarń Borders Books Award 2007 nagroda w kategorii debiut. Wampirów
miałam dosyć! "Zmierzch" Stephenie Meyer zadziałał na mnie jak promienie słoneczne
na jego bohaterów a Edward Cullen wyssał ze mnie całą krew. Miałam dosyć mitycznych
stworów uwikłanych w romans ze śmiertelniczką, ckliwych łzawych opisów uczucia.
Zachwytów nad powieścią i całej otoczki z nią związanej: filmów, kubków, koszulek,
breloczków oraz innych pierdół z wizerunkami aktorów występujących w ekranizacji
powieści. Tego wszystkiego miałam dość!
Dziś "Zmierzch" Stephenie Meyer nie budzi już tylu emocji. Już nie każda dyskusja
na forum poświęconym książce toczy się wokół tematu Edwarda i Belli. Entuzjazm osłabł.
I może właśnie, dlatego, na przekór, postanowiłam sięgnąć po zapomnianą przeze
mnie książkę "Pocałunek o północy". Za sprawą Lary Adrian przeniosłam się na
ulice Bostonu.
Przed nocnym klubem zostaje zamordowany mężczyzna. Świadkiem okrutnej zbrodni jest młoda
dziewczyna, pasjonatka fotografii Gabrielle Maxwell. Bohaterka za pomocą telefonu komórkowego
uwiecznia morderstwo na zdjęciu i udaje się na pobliski posterunek policji. Tam jednak
nie otrzymuje pomocy. Wysłany pod nocny klub radiowóz nie zauważa niczego niepokojącego.
Policjanci nie znajdują ciała ofiary ani jakichkolwiek śladów walki. Złej jakości
zdjęcia okazują się nieprzydatne. Nikt nie wierzy w słowa Gabrielle, nie ufa jej
zapewnieniom. Nikt, prócz podający się za detektywa Lucan Thorne.
Kim jest Lucan Thorne i jaką skrywa tajemnicę?
Bohaterka szybko odkryję prawdę i pozna naturę mężczyzny, przy okazji dowie się także
czegoś o sobie. Zrozumie swoją przeszłości, pozna swoją przyszłość, pozna swoje
przeznaczenie.
"Pocałunek o północy" należy do tak bardzo popularnego w ostatnim czasie gatunku,
jakim stał się paranormalny romans. Czytelnik na kartach powieści śledzi historię miłości
między zwykłą śmiertelniczką a wampirem. Nie ukrywam, że sięgając po książkę
spodziewałam się drugiego "Zmierzchu". Nudnej, mdłej opowieści, w której
bohaterowie stale rozmawiają o uczuciach. Myliłam się. "Pocałunek o północy" to
powieść na kartach, której odnajdziemy przemoc, seks, namiętność. To powieść, która
modyfikuje wizerunek wampira. Pozaziemskie pochodzenie, podział na dobrych i złych
(Szkarłatnych) czy choćby koncepcja jakoby wampirami mogli być tylko mężczyźni,
sprawia, że książka wnosi coś nowego do tak bardzo oklepanego już tematu, jakim są
te mityczne stwory.
Zupełnie inaczej niż w "Zmierzchu" został zaprezentowany także wątek rodzenie się
uczucia między Gabrielle a Lucanem. Bohaterowie nie tracą czasu na długie rozważania i
dywagację, na czułe spojrzenia i niewinne pocałunki. Adrian opisuje sceny seksu i robi
to bardzo sugestywnie.
Nie ukrywam, że "Pocałunek o północy" jest tym rodzajem powieść, który
skierowany jest do konkretnego czytelnika. Myślę, że fanom "Zmierzchu" i wszelakich
wampirów książka przypadnie do gustu i z wypiekami na twarzy będą śledzić losy
bohaterów.
Na mnie powieść nie wywarła wrażenia. Nie sprawiła, że zapomniałam o całym świecie,
nie zatraciłam się. Ale może to, dlatego, że ja do tego typu utworów podchodzę z dużą
rezerwą. W literaturze poszukuję, bowiem prawdy o życiu. Na kartach powieści chcę być
świadkiem rodzenia się uczucia między kobietą a mężczyzną i nie chcę czytać, że
idealnym facetem może być tylko wampir.
"Pocałunek o północy" jest pierwszą częścią cyklu "Rasa Środka Nocy". Ja
po następne tomy nie sięgnę.
Książkę odłożyłam na półkę.
ZAJĄC
|