" Psychoza" Alfred Hitchcock
Każdy
słyszał chyba o słynnym reżyserze Alfredzie Hitchcocku, ale czy każdy obejrzał,
choć jedno jego dzieło? Wielu uważa, że stare filmy bardziej śmieszą, niż straszą.
Dzisiejsze kino grozy jest uzależnione od specjalnych efektów, o których kiedyś można
było tylko pomarzyć. W tym roku pięćdziesięciolecie swego istnienia obchodzi
"Psychoza". Z okazji tej okrągłej rocznicy postanowiłem sprawdzić, czy to
czarno-białe dzieło potrafi zachwycić dzisiejszego widza. Produkcja kosztowała
osiemset tysięcy dolarów, a zysk wyniósł ponad czterdzieści milionów - te liczby nie
robią w naszych czasach dużego wrażenia, lecz przejdźmy rzeczy ważniejszych, do
strony artystycznej. Fabułę luźno zaczerpnięto z książki Roberta Blocha pod tym
samym tytułem. Zaczyna się od miłości, która nie może się uprawomocnić z powodu
słabych finansów kochanków. Marion ma tego dość, więc kiedy szef każe jej wpłacić
do banku czterdzieści tysięcy, nie zastanawia się długo i kradnie pieniądze. Po
drodze zatrzymuje się w motelu, gdzie poznaje głównego bohatera. Norman przedstawia
się, jako kawaler opiekujący się chorą matką. Głównym powodem, dla którego warto
obejrzeć "Psychozę", jest właśnie ta rola. Anthony Perkins idealnie wczuwa
się w postać psychopaty, kreując coś na poziomie Hopkinsa w Hannibalu. Jeśli chodzi o
pozostałych aktorów, to wszyscy grają swoje role, niczym w pełni profesjonalni
rzemieślnicy. Dobrze, lecz bez fajerwerków. Dobrze, czyli dwie klasy wyżej od
bohaterów polskich telenowel. Warto dodać, że właśnie tu pierwszy raz miała miejsce
kultowa scena morderstwa pod prysznicem; uwielbiana do dziś głównie przez parodystów
horrorów. Samo wbijanie noża w kobiece ciało wydać się może nieco sztuczne, jednak
towarzyszący tej sytuacji klimat sprawia, że brak nowinek technicznych nie rzuca się w
oczy. Co tworzy klimat? Z pewnością muzyka Bernarda Herrmanna. Facet zrobił kawał
dobrej roboty przy komponowaniu tych wzbudzających niepokój utworów. Za Drugi
najważniejszy klimatotwórczy czynnik można uznać brak kolorów. Może zabrzmi to
dziwnie, lecz szarawa rzeczywistość świetnie tu pasuje, a dodanie rzeczywistych barw
ujęłoby filmowi sporo uroku. Pewnie ciekawi was, czy jest tu coś strasznego. Owszem
jest. Skupiony widz od początku wtapia się w świetnie ujęty przez kamerę obraz i
odczuwa znane Hitchcockowskie napięcie. Fabuła jest dosyć ciekawa, choć traci dziś
swą dawną innowacyjność. Więcej nie dodam, bo jeśli, ktoś nie zna jeszcze tej
historii, a chciałby poznać, to z pewnością najlepiej będzie to zrobić w czasie
oglądania. Zdecydowanie można powiedzieć, że ten thriller wygrywa próbę czasu. Na
jego twarzy widać kilka zmarszczek, ale trudno, żeby ich nie było w obliczu tak dużego
postępu technicznego.
Wielu ludzi wznosi "Psychozę" na
piedestał najlepszego thrillera w historii. Trochę przypomina to fanatyzm, a nie tędy
droga. Oczywiście to dzieło Hitchcocka powinno znaleźć się w każdym zestawieniu
najlepszych thrillerów wszechczasów, ale uważam, że szczyt listy to sentymentalna
przesada. Dość jednak narzekań. Polecam ten film każdemu, kto lubi nocą w całkowitej
ciszy nasycić się kinem grozy na najwyższym poziomie. Dreszczyk emocji gwarantowany.
Adam Krypczyk |