Końcówka
lat 90-tych XX wieku była dziwnym czasem. Wszyscy spodziewali się katastrofy -
zbliżający się nieuchronnie rok 2000 budził w ludziach lęk. Złowieszcze przepowiedzi
wielkiej awarii komputerów, dziwne sekty wieszczące nadchodzący koniec... to wszystko
było naszą codziennością. Kometa Hale-Bopa'a z dwoma warkoczami - na dwutysiąclecie -
dumnie błyszczała na niebie... Jednym słowem - koniec był blisko. W atmosferze
narastającego strachu powstał serial "Millennium". Serial którego twórcą
był Chris Carter - ten sam który stworzył "Z Archiwum X". Serial który moim
zdaniem był o klasę lepszy niż "Z Archiwum X". Pamiętam
kiedy zobaczyłem w jednej z telewizji pierwszy odcinek "Francuz" (serial w
Polsce nadawany był pod tytułem
"Organizacja śmierci") - i po tym pierwszym odcinku doszedłem do wniosku, że
takiego serialu nigdy jeszcze nie widziałem, a pierwsze skojarzenie to film
"Siedem"... i to chyba wystarczy za całą zachętę do obejrzenia. Tym
bardziej, że serial wcale się nie zestarzał i oglądając go dziś mam takie same
ciarki chodzące po plecach jak wtedy gdy obejrzałem pierwszy odcinek. Ale
o czym w ogóle traktuje seria którą się tak zachwycam? Głównym bohaterem jest agent FBI Frank Black (genialna rola Lance'a
Henriksena). Po załamaniu nerwowym wraca on wraz z żoną i córką do rodzinnego
Seatlle. W małym, żółtym domku Frank próbuje zapomnieć o koszmarach które widział
w trakcie swojej służby. Tymczasem miastem wstrząsa seria brutalnych morderstw.
Pierwszą ofiarą jest dziewczyna z klubu gogo. Potem znika młody homoseksualista
sprzedający swe wdzięki w podejrzanej dzielnicy... A to tylko początek makabrycznej
sprawy. Potem są ludzie pogrzebani żywcem, psychopata cytujący poezje Kaetsa o
nadchodzącym końcu rzeczy - to właśnie ów tytułowy Francuz - tak nazwały go
dziewczyny z klubu gogo. Frank pomaga w śledztwie swojemu przyjacielowi z policji w
Seatlle. Wykorzystuje do tego swój dar (czy może przekleństwo?). Będąc na miejscu
zbrodni lub dotykając ofiary potrafi wyczuć o czym myślał przestępca, co czuł, co
widział... Kiedy pracował w FBI jego talent wykorzystywała grupa Millennium -
nieformalny wydział FBI tropiący seryjnych morderców, sprawy o charakterze religijnym.
Tego wszystkiego dowiadujemy się w pierwszym odcinku serialu. Dalej
seria pędzi jak pociąg towarowy. Coraz brutalniejsze morderstwa, coraz dziwaczniejsze
sprawy i w tym wszystkim Frank Black. Bardzo ludzki, bardzo samotny, cierpiący koszmary
po rzeczach jakimi się zajmuje. I nawet w małym, żółtym domku - który przez
twórców został pokazany jako oaza normalności i odpoczynku - w piwnicy Frank Black
urządził sobie gabinet gdzie odbiera wiadomości od grupy Millennium, brutalne obrazy
mordu, gwałtu. Na nic się zdają próby odgrodzenia się od tych koszmarów. Powoli
główny bohater zaczyna poddawać się atmosferze lęku, przerażenia, śmierci. Wszystko
to podane w mrocznych barwach, z ciężką atmosferą, bez cienia humoru. Naprawdę serial
jest brutalny i mroczny. Napisałem
wcześniej, że "Millennium" jest serialem o niebo lepszym od "Z Archiwum
X". A jednak "Z Archiwum X" miało aż dziewięć sezonów, a
"Millennium" tylko trzy (a w zasadzie dwa, ale o tym później). Czemu tak się
stało? No cóż, myślę, że dla wielu ludzi ten klimat, groza, "duszność"
każdego odcinka to było za wiele. Serial po prostu był zbyt poważny, traktował o zbyt
poważnych rzeczach i zmuszał do myślenia - a tego przeciętny amerykański widz nie
lubi, czyż nie? Jednak nam - miłośnikom grozy pod każda postacią - nie powinno to
przeszkadzać. Jak
już mówiłem - serial składa się z trzech sezonów. Pierwszy sezon to dzieło Chrisa
Cartera i Franka Spotnitza. Każdy z odcinków to odrębna sprawa która prowadzi Frank
Black. A sprawy są naprawdę przerażające, np.: ludzie spalani żywcem w wielkich,
przemysłowych piecach mikrofalowych, księża paleni żywcem na stosie... W tym sezonie
grupa Millennium nie występuje zbyt często. Nie wiemy nic bliżej o jej celach, metodach
działania. Głównym bohaterem jest sam Frank Black. Obserwujemy go w sytuacjach
makabrycznych i w tych codziennych - gdy jest z córką i żoną. Wiemy jednak, że Frank
- mimo usilnych prób oddzielenia pracy od życia rodzinnego - pogrąża się coraz
bardziej w mroku. I żyje w ciągłym strachu. Już w pierwszym odcinku dowiadujemy się
co było przyczyną załamania po którym Frank Black zamieszkał w Seatlle. Prowadził
sprawę mordercy który zabijał ludzi śpiących w domach z niezamkniętymi drzwiami.
Cóż za banalny pretekst do bezsensownych morderstw. W tym samym czasie ktoś przysłał
Frankowi zdjęcia robione w ukrycia jego żonie i córce... Zresztą w tymże pierwszym
odcinku znowu ktoś przysyła zdjęcia, już z nowego miejsca zamieszkania, córki i żony
Franka. Tak więc prócz koszmarów związanych ze śledztwami Frank musi uporać się z
lękiem o rodzinę. Trzeba
przyznać, że autorom serialu udało się znakomicie uchwycić całą psychologiczną
stronę takiej sytuacji. Drobiazgi, smaczki serialu powodują, że wierzymy w chęć
odgrodzenia się od całego zła które Frank widzi na co dzień. Zresztą psychologia
całego serialu jest bardzo złożona i jak już mówiłem - zmusza do myślenia. Sama
czołówka serii w której pojawia się logo grupy Millennium - wąż pożerający swój
ogon - i niepokojące pytania już wywołuje dreszcz. Te pytania to
"oczekiwanie?", "niepokój?" "kogo to obchodzi?". Później
te napisy się zmieniają "oczekiwanie-niepokój-chwila jest blisko" a jeszcze
później "oto kim jesteśmy - chwila jest blisko". W połączeniu z mroczną,
zostającą w pamięci na długo muzyką Marka Snow'a i obrazami które budzą niepokój
gdzieś głęboko w podświadomości (pamiętacie kasetę z filmu "Ring" - to
taki sam rodzaj niepokoju) sama czołówka daje przedsmak . Każdy odcinek pierwszej serii
"Millennium" to majstersztyk - znakomicie przyrządzony koktajl grozy, lęku,
codzienności, szaleństwa. Na przykład odcinek w którym na scenie pustego teatru,
przywiązana do krzesła dziewczyna czeka na śmierć. A śmierć przyjdzie gdy liczba
odsłon strony www na której można na żywo obserwować dziewczynę przekroczy
określoną przez mordercę liczbę wejść. Czasu jest coraz mniej bo im więcej osób
dowiaduje się o tej stronie tym więcej odsłon strony. Czy to nie mówi wiele o nas
samych - spragnionych widoku krwi, śmierci - byle bezpiecznie, przed monitorem własnego
komputera...? Takich
odcinków, poruszających bardzo ważne kwestie naszej moralności, jest w pierwszej serii
zacznie więcej. I zaręczam wam, że odpowiedzi których sami sobie udzielamy po
obejrzeniu epizodu serialu wcale nie napawają optymizmem. Sezon
pierwszy kończy się gdy żona Franka zostaje uprowadzona z lotniska przez człowieka
który przesyłał Frankowi zdjęcia. Sezon
drugi to zmiana autorów serii, a co za tym idzie - duża zmiana samego serialu. Jeszcze
pierwszy odcinek, w którym Frank odnajduje żonę i z zimną krwią morduje człowieka
który ją porwał, trzyma wysoki poziom pierwszej serii. Jest mrocznie, są ważne
pytania (Frank stojący na podwórzu, z zakrwawionym nożem w dłoni, wpatrujący się w
kometę Hale'a-Bopa i pytający sam siebie czy to początek czy może koniec drogi) o
człowieczeństwo i o to jak daleko można się posunąć by nie stać się samemu
potworem (pamiętacie ten chyba najsłynniejszy cytat Nitzschego? "Walcząc z
potworami uważaj byś sam nie stał się jednym z nich"?). Ale potem z odcinka na
odcinek serial się zmienia. Pojawiają się epizody dwu, trzy odcinkowe, grupa Millenium
staje się ważniejszym tematem serialu niż sam Frank Black, pojawiają się teorie
spiskowe. Ten sezon zrealizowali James Wong i Glen Morgan (ci sami którzy zrobili
"Final Destination 2"). Nie twierdzę , że sezon jest zły - jest po prostu
inny. Mniej tu psychologii a więcej spisków. Oczywiście - nadal trafiają się odcinki
przerażające, niepokojące. Ale jest ich zdecydowanie mniej. W pewnym momencie
poczułem, że gubię się w tym "kto, co i dlaczego?" Ale po kolei. Każdy z
odcinków zaczyna się od widoku komety Hale'a-Bopa na niebie. Ta kometa z dwoma
warkoczami zapowiada koniec który jest już bardzo bliski. Okazuje się, że grupa
Millenium powstała by właśnie końcowi świata zapobiec. Jednak w pewnym momencie
podzieliła się na dwa ugrupowania - Wilki i Kruki. Jedni wierzą, że koniec świata
nadejdzie tak jak to opisywała Apokalipsa wg. św. Jana, druga grupa również wierzy w
koniec świata - ale powodem miałaby być jakaś kosmiczna katastrofa. Między walkę
tych dwóch grup zostaje wplątany Frank Black. Już nie prowadzi tylko śledztw w
sprawach morderstw - przynajmniej nie wszystkie sprawy są takie - teraz Frank szuka
znaków, która z grup ma racje. Bardziej w drugim sezonie położono nacisk na koniec
świata - na przykład wygaszacze monitorów komputerów podłączonych do sieci
Millennium wyświetlają węża połykającego swój ogon z tekstem: "Witaj Frank.
Pozostało 438 dni." Sytuacja
rodzinna Franka również się zmienia. Żona żąda separacji - po zamordowaniu przez
Franka porywacza nie może się pogodzić z tym, iż Frank sam stracił coś ze swego
człowieczeństwa. Niebezpiecznie zbliżył się do owej granicy za którą człowiek sam
staje się potworem. Teraz już nic nie pomoże Frankowi zapomnieć o koszmarach. Stracił
swój azyl, swój mały żółty domek... I Frank w koszmarach powoli się pogrąża coraz
bardziej. Zdezorientowany, zaczyna podejrzewać, że grupa Millennium wcale nie ma zamiaru
zapobiec końcowi świata lecz go wywołać. I tu
dochodzimy do finału serii drugiej... Oświadczam
w tym miejscu uroczyście, że dwa ostatnie odcinki serialu "Millennium" to
najlepsze zakończenie serialu jakie w życiu widziałem. Do dziś pamiętam jak wielkie
wrażenie zrobił na mnie finał serialu. Chociażby dla tych dwóch odcinków warto
"Millennium" obejrzeć. Ciężkie, mroczne klimaty, koniec który właśnie
nadszedł... Wizje Czterech Jeźdźców Apokalipsy które ma współpracownica Franka i
drapieżna rockowa muza w tle... Sam sposób zakończenie serii... która nie kończy się
dobrze... I ostatnie sceny... Frank, posiwiały w ciągu jednej nocy, nie słyszący
własnej córki która szarpie go za rękę wołając "Tatusiu...". Nie
chcę tu spoilerować, więc nie mogę więcej szczegółów zdradzić. Powiem tylko, że
finał drugiej serii to znakomite zakończenie znakomitego serialu. I na długo Wam
zapadnie w pamięć. No
właśnie - zakończenie. Napisałem wcześniej, że powstały trzy, a w zasadzie dwie
serie "Millennium". Otóż po dwóch seriach serial jak dla mnie był
całkowicie zamknięty. Początek, rozwinięcie, zakończenie. Finito. Zamknięta
całość. Pozostawiająca może niedosyt ale jednak całość. A
potem przyszedł odcinek "Z Archiwum X" w którym występował Frank Black, a
którego akcja toczyła się po wydarzeniach z finału drugiego sezonu
"Millennium" i było to dla mnie duże zaskoczenie, że jednak Chris Carter
zdecydował się na połączenie tych wątków. Zresztą połaczenie słabe, nie wnoszące
nic do mitologii zarówno "Z Archiwum X" jak i "Millenium". Słaby
odcinek stworzony po to by wypromować trzeci sezon "Millennium". Przyznam
szczerze - obejrzałem tylko trzy pierwsze odcinki trzeciej serii. Kiedy już po kilku
latach się dowiedziałem, że w ogóle ten trzeci sezon istnieje... I więcej nie
mogłem. Pytanie jakie mi się nasuwało to "O co kurcze chodzi?". Nie mnie
oceniać, zwłaszcza po trzech odcinkach, czy to dobry czy zły sezon. Dla mnie jednak
"Millennium" skończyło się na drugim sezonie. Zbyt duża nielogiczność,
spłycenie scenariusza - poza tym całkowite zanegowanie finału drugiego sezonu - to
wszystko za dużo jak dla mnie. No i poziom scenariusza który zaczął przypominać
równie pochyłą... Tak więc - polecam gorąco sezon pierwszy i drugi. Trzeci oglądacie
na własną odpowiedzialność. No
tak. Pogadaliśmy sobie o serialu, sezonach, ogólnym wrażeniu. To jeszcze na koniec
pogadajmy o szczegółach technicznych, od których pewnie powinienem zacząć. Twórcami
serialu są Chris Carter, Frank Spotnitz, James Wong i Glen Morgan. Muzykę stworzył Mark
Snow. W roli głównej - Lance Henriksen. Zresztą główną rolę zagrał znakomicie, a
jego twarz - pobrużdżona zmarszczkami i przez to tak charakterystyczna - znakomicie
oddaje uczucia i rozterki Franka Black'a. W ogóle to rola Franka jest jak dla mnie jedną
z najlepszych w karierze tego aktora. Efekty specjalne - na dobrym poziomie, krwi jest
tyle na ile pozwalają stacje telewizyjne w Stanach. Montaż i zdjęcia na naprawdę wysokim poziomie.
Scenariusze poszczególnych epizodów - dużo powyżej przeciętnej. Co do dostępności
samego serialu w Polsce - dwa pierwsze sezony wydano stosunkowo niedawno w ekskluzywnych
wydaniach DVD. Wciąż jeszcze w niektórych Empikach czy za pośrednictwem serwisów
aukcyjnych można zakupić ten serial w rozsądnej cenie. I cieszyć się wieloma
godzinami grozy i mroku. I mieć nadzieję, że powstanie kiedyś tak mroczny, mocny
serial dla wszystkich miłośników grozy w dobrym wydaniu. Aha....
i na koniec malutki konkurs. Z jakiego filmu pochodzi hasło jakiego Frank Black używa by
zalogować się do sieci Millennium? Nie przysylajcie odpowiedzi - nagrodą niech będzie
samozadowolenie z poprawnej odpowiedzi i z wiedzy o klasyce horroru i SF. "Millennium", tyt. oryginalny "Millennium". 3 sezony, 67 odcinków. Emisja: 1996-1999. Premiera: 25.10.1996 telewizja FOX. Producent: Chris Carter, Muzyka: Mark Snow, Obsada: Lance Henriksen, Megan Gallagher, Brittany Tiplady, Terry O'Quinn , Klea Scott , Stephen E. Miller
|
|||
|