SKYLINE 2011 RECENZJA KOSTNICA
Nastała
moda na filmy z gatunku fantastyki kameralnej. "Dystrykt 9", "Project Monster",
"Znaki". No i dobrze. Bo znudziło mi się oglądanie jak Amerykańscy Chłopcy Kopią
Wrogów Po Zadkach. I w tle ta amerykańska flaga i obowiązkowo prezydent wygłaszający
orędzie do dumnego narodu Ameryki. W "Skyline" prezydenta nie uświadczymy.
Amerykańscy chłopcy też się pojawiają na chwilę stanowiąc ładne mięso armatnie. Z
drugiej strony - nic nie poradzę na to, że lubię takie rozpierduchy jak w "Dniu
Niepodległości" czy "2012". No i w "Skyline" też trochę takich rozpierduch
mamy. Wydawać by się mogło, że film idealny. I przez pierwsze dziesięć minut miałem
nadzieję, że oto oglądam coś naprawdę nowego w kinowej fantastyce... Niestety -
daremne żale, próżny trud... "Skyline" mimo, że się zapowiada naprawdę dobrze,
jest totalną klapą. I nie położyły go efekty specjalne. Ani nie tematyka. Klęską
tego filmu jest scenariusz. Oto w nocy nad Los Angeles zapalają się i spadają na
ziemię niezwykłe błękitne światła. Grupa przyjaciół obserwuje je z wieżowca w
którym spotkali się na imprezie. Nagle jeden z nich niknie wciągnięty przez błękitne
światło. Rankiem z dachu wieżowca nasi bohaterowie obserwują przybycie floty Obcych.
Statki wciągają promieniem błękitnego światła setki ludzi. Pojawiają się roboty?
Potwory? przeszukujące budynki. Nasi bohaterowie zostają sami w wieżowcu, próbując
podjąć decyzję co dalej, dokąd uciekać... Zapowiada się nieźle? No niestety... z
czasem jest coraz gorzej. Podobały mi się w tym filmie dwie rzeczy - efekty specjalne,
które jak na film za zaledwie 10,5 mln dolarów były rewelacyjne. Fajnie zaprojektowane
statki Obcych, nieźle zrobione potwory, bardzo dynamiczna scena ataku na okręt bazę.
Naprawdę nieźle - efekty spokojnie na poziomie "Dnia Niepodległości". Druga
rzecz która mi się podobała - pokazanie wydarzeń oczami zwykłych ludzi,
zaplątanych w konflikt który ich przerasta, bez pomocy z zewnątrz. Wszystkie wydarzenia
obserwujemy z ich punktu widzenia. Nie ma tutaj żadnych patetycznych scen z prezydentami
czy żołnierzami bohatersko oddającymi życie za innych. A nie podoba mi się...cała
reszta. Po pierwsze - gra aktorska - jeśli można w ogóle o czymś tutaj takim
powiedzieć - poniżej poziomu. Takich
"drewniaków" nie widziałem w filmie już dawno. Po drugie - scenariusz. Woła o
pomstę do nieba. Dziury logiczne są większe niż te w naszych drogach. Niektóre sceny
sprawiają, że człowiek wybucha niepohamowanym śmiechem (ach ten świecący mózg
obcego na siekierze). No i zakończenie. Szczęka mi opadła i miałem ochotę walić
głową w ścianę, że zmarnowałem czas na coś takiego. Powiem Wam, że jeśli film da
się jakoś oglądać to finał po prostu jest tak wkurzający, nielogiczny i... po prostu
głupi, że psuje przyjemność (wątpliwą) z obejrzenia "Skyline". Podsumowując -
kolejna zmarnowana szansa - to mógłby być hit na miarę "Dystryktu 9", a jest
ogłupiająca papka z niezłymi efektami. A przecież nie na samych efektach film
zbudowany.
Bogdan
Ruszkowski
"Skyline"
Reżyseria:
Colin Strause, Greg Strause. Scenariusz: Joshua Cordes, Liam O'Donnell. Muzyka: Matthew
Margeson. Obsada: Eric Balfour Scottie Thompson Brittany Daniel Brittany Daniel USA, 2010.
|