|
|||
TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE KOSTNICA FACEBOOK NAWIEDZONA MAPA | |||
CZARNY WYGON, SŁONECZNA DOLINA - Stefan Darda
Stefan Darda RECENZJA
STEFANA WARTA
PRZECZYTANIA POWIEŚĆ Michał P. Lipka, 01.07.2016 RECENZJA Kilka „chwil” temu czytałem „Dom na Wyrębach”, a był to – choć mocno po czasie wydania – mój pierwszy kontakt z twórczością Stefana Dardy. Postanowiłem na jednym kontakcie nie poprzestawać i oto jestem już po lekturze kolejnej Jego książki – „Czarnego Wygonu. SŁONECZNEJ DOLINY”. Historia „Słonecznej Doliny” rozpoczyna się, jakby dwukrotnie, w średnio słonecznej Warszawie.
„Witold Uchmann – doświadczony dziennikarz po
pięćdziesiątce – od jakiegoś czasu zajmuje się opisywaniem zjawisk
paranormalnych. Pewnego dnia, po awanturze z szefem postanawia złożyć
wypowiedzenie. W ostatniej chwili jego decyzję zmienia e-mail otrzymany
na redakcyjny adres. Młody mężczyzna informuje Uchmanna, że na Roztoczu,
niedaleko Zwierzyńca, jest przeklęte miejsce, o którego istnieniu nie
wie nikt poza tajemniczym nadawcą wiadomości. Dziennikarz, pomimo
ostrzeżenia, które przekazuje mu najbliższy przyjaciel, decyduje się na
spotkanie z informatorem; kilka dni odpoczynku od Warszawy staje się
pokusą nie do odparcia. Adam Nawrot siedząc i wpatrując się w puste biurko swojego redakcyjnego kolegi, nie jest w stanie sobie wybaczyć, że nie odwiódł go od wyjazdu na Roztocze. Po śmierci żony Witold Uchmann był, a raczej stał się, jedyną osobą z którą Adam mógł porozmawiać o wszystkim, prawdziwym przyjacielem. Z zamyślenia wyrywają go krzyki – ktoś, kto wykłóca się z jego przełożonym, wyraźnie podaje jego nazwisko. Powodem awantury jest tajemnicza paczka, którą równie tajemniczy mężczyzna może przekazać tylko Adamowi. Po otwarciu okazuje się, że paczka zawiera plik kartek formatu A4 i list. List od Witolda... Kilka słów, które skreślił w nim Uchmann upewnia Adama, że przynajmniej do minionego piątku jego przyjaciel miał się dobrze. List zawiera również prośbę o wydanie zapisków, które znajdują się w paczce i od których ma zależeć życie wielu ludzi, a zwieńczony jest... pożegnaniem. Witold bowiem postanowił wybrać się w miejsce, z którego może nigdy nie wrócić. Całość listu sprawia, ze Adam urywa się z pracy, by jak najszybciej wziąć się za czytanie otrzymanych zapisków. Czego dowie się Nawrot czytając notatki kolegi i co zrobi po zakończeniu lektury? Co mogło być tak ważne, że skłoniło Witolda do przedłużenia pobytu na Lubelszczyźnie i ukrywania się przez niemal miesiąc? I w końcu jaką straszna tajemnicę skrywa Słoneczna Dolina? Tego wszystkiego oczywiście można się dowiedzieć, bowiem Nawrot skończył już czytać. Wystarczy usiąść na pozostawionym przez niego miejscu, wziąć do ręki „plik kartek formatu A4” i czytać... Mam wrażenie, że niewiele opisałem z historii jaką stworzył Darda i jakoś mało zachęcająco mi to wyszło. Przyczynę tego widzę tylko jedną: książka jest po prostu bardzo dobra i żal zdradzać cokolwiek więcej. Łatwiej by mi było pisać, gdybym miał się do czego przyczepić, ale nie mam, a hejterem, który bez względu na jakość wszystko zrówna z błotem też nie jestem. Napiszę więc, zgodnie z tym co dyktuje mi sumienie, recenzje a’la hymn pochwalny. Darda lubi tajemnice i lubi zmuszać... do równoczesnego odkrywania jednej poprzez drugą. Do takiego wniosku dochodzę po przeczytaniu drugiej Jego powieści. Podobnie jak w pierwszej, mamy do czynienia z budową szkatułkową, tyle że do omawianej złośliwy autor dokłada jeszcze jedną – trzecią – szkatułę. Ciężko tylko określić, czy każda szkatułka zawiera mniejszą, czy też w największej stoją dwie obok siebie. Wydaje się, że oba te zjawiska mają miejsce równocześnie... ograniczając mi tym samym możliwości pisania o książce, albo ja po prostu za cienki jestem w uszach, żeby się o niej jakoś sensownie wypowiadać. Ogromną zaletą „Słonecznej Doliny” jest sposób podawania do informacji tak czytelnika jak i bohaterów(!) nowych faktów, stopniowo odkrywających tajemnicę. Jeszcze większym plusem jest fakt, że owo odkrywanie wcale nie przybliża nas do rozwiązania(?!). Opowieść wręcz zmusza do zagłębienia się w niej po czubek głowy i tylko tak pozwala się zrozumieć. Nie oznacza to jednak, że jest jakoś specjalnie arcy-skomplikowana. To co cechuje autora to lekkie pióro marki realizm, umiejętne przeplatanie akcji z opisami i rozmyślaniami bohaterów, oraz żywymi, niewymuszonymi dialogami. Zaczynam się obawiać, że mamy do czynienia z opisem historii, która naprawdę miała miejsce... Chyba zakończę już ten hymn pochwalny, bo jeszcze dwa, może trzy zdania i moje słowa po prostu zaczną ociekać wazeliną... Wiem, że z prawdą na pewno bym się nie rozminął, ale wiem również, że takie pochwały potrafią bardziej zaszkodzić niż ostra krytyka. Przecież „nic nie jest bez wady, a jak mówią, że jest, to znaczy, ze bubel totalny!”. Pamiętać tylko należy, że od każdej reguły jest wyjątek, a sprawdzić czy tym wyjątkiem jest właśnie „Czarny Wygon. SŁONECZNA DOLINA” można tylko czytając. Marek Syndyka
|
|
||
|