Staruszek Anderson –
Hermann Huppen, Yves Huppen
STARUSZEK HERMANN DAJE RADĘ
Hermann Huppen ma już swoje lata. Jednak ten urodzony w roku
1938 belgijski rysownik mimo wieku nie zwalnia wciąż
oferując nam kolejne albumy. Jego najnowsze dzieło, do
którego scenariusz napisał nie kto inny, jak syn Hermanna,
kryjący się pod pseudonimem Yves H., to dowód na nieustające
wielkie zaangażowanie w to medium i przy okazji kawał
znakomitego komiksu utrzymanego w stylu współczesnych filmów
Eastwooda.
Jest rok 1952. W Missisipi czarnoskórzy obywatele nie mają
zbyt wielu praw, przywilejów czy szacunku. Są traktowani jak
śmiecie, jakby byli kimś gorszym od całej reszty, a sprawy
ich dotyczące wciąż załatwia się na zasadach samosądu.
Staruszek Anderson żyje sobie spokojnie do dnia, w którym
umiera jego żona. Po śmierci Staruszki w Andersonie za
sprawą słów przyjaciela ożywa tragedia sprzed lat. Wnuczka
staruszków zaginęła w nigdy niewyjaśnionych okolicznościach.
Od tego wydarzenia minęło wiele czasu, ale teraz pojawia się
szansa by poznać prawdę, a przede wszystkim żeby zemścić się
na ludziach za to odpowiedzialnych. Anderson nie liczy, że
przeżyje, nie liczy, że cała sprawa skończy się dla niego
dobrze, jednak jednego jest pewien – winni zapłacą jemu za
to, co musiała przejść jego rodzina i zgryzotę, jaka
wpędziła do grobu jego żonę…
„Staruszek Anderson” to komiks mocny i wymowny. W
poprowadzeniu całości przypominający kultowe „Sin City”
Franka Millera, ale choć jego akcja toczy się w Stanach,
forma przedstawienia całości jest stricte europejska.
Odmienne jest także ujęcie samego tematu zemsty nawet za
cenę życia. Bo „Staruszek Anderson” to przede wszystkim
komiks zaangażowany – tak emocjonalnie, jak i społecznie,
chociaż wydźwięk obu dzieł pozostaje podobny.
Scenariusz Yvesa, w Polsce doskonale znanego z serii „Wieże
Bois-Maury”, to solidna, przesycona depresyjną
niesprawiedliwością opowieść, w której oprawcy i ofiary
zamieniają się miejscami. Jednak to rysunki Hermanna, jeśli
nie budują całego klimatu, to zdecydowanie go potęgują.
Dodają mu mroku, dodają kolorytu emocjonalnego, dodają
wreszcie krwawej brutalności i atmosfery zagrożenia.
Atmosfery nadciągającej śmierci – i to bynajmniej nie
jednej.
„Staruszek Anderson” to doskonały materiał na film i to
film, który miałby szansę na Oscara, jeśli tylko trafiłby we
właściwe ręce. Poruszający, skłaniający do myślenia, a przy
okazji po prostu piękny wizualnie – tak, jak piękne są
ilustracje Hermanna.
Polecam gorąco.
Michał Lipka,
03.09.2016
|
|