Star
Wars Komiks 2/2016 – Lando Calrissian przeciwko Imperium! –
Alex Maleev, Charles Soule
NIEZŁE
LANDOWANIE
Czwarty numer reaktywowanego „Star Wars Komiks” to po dwóch
średnich albumach o Vaderze i Lei w końcu niezła historia
przypominająca gwiezdnowojenne opowieści duetu John
Wagner/Cam Kennedy.
Lando, jak Han Solo, hazardzista z długami dla zdobycia
pieniędzy na ich spłatę gotów jest zrobić wiele rzeczy tak
przewrotnych, jak i głupich. Zdobycie błyskotki nie pokrywa
jednak zobowiązań, kiedy ta okazuje się być skradzioną
właśnie dłużnikowi. Ale pojawia się nowa okazja – ukraść
statek. Dla zleceniodawcy liczy się tylko on, Lando i Lobot
będą mogli zachować całą resztę. Akcja się udaje, pozostaje
jednak pytanie – do kogo należał. A co jeśli do samego
Imperatora? I co kryje się na pokładzie?
Nie jest to jakiś wielki komiks, na kolana nie zwala, ale
jak na starwarsowe klimaty jest bardzo dobrze. Scenarzysta
zarówno niezłych historii („Death of Wolverine”) jak i tych,
zmieszanych przez fanów z błotem (najnowszy volume
„Inhumans”) oraz rysownik w naszym kraju znany m.in. z
antologii „Aliens vs Predator” (a w Stanach z wielu serii
rysowanych dla Bendisa) pokazują dość prostą, awanturniczą
historię. A jednak jest w tym jakiś urok i jest lepiej, niż
pokazała ostatnio większość twórców z tzw. wyższej półki.
Oczywiście, żeby nie było tak słodko, to tylko kolejna
historia rozgrywająca się w ramach popularnej serii, mało
autonomiczna, czerpiąca ze sławy tytułu i taka, która pewne
bez logo SW przeszłaby niezauważona, ale taka jest większość
opowieści ukazujących się pod tym szyldem. Nikt sięgając po
„SWK” nie oczekuje, że nawet tacy twórcy, jak się zdarzali –
Garth Ennis czy Terry Moore – wespną się na wyżyny, jakie
osiągali dla innych serii. Ale można oczekiwać niezłej
zabawy dla fanów i taka jest w tym przypadku. Szczególnie,
że rysunki i kolor to przyjemnie tradycyjne podejście do
tematu, którego ostatnio w komiksach głównego marvelowskiego
nurtu po prostu brak, a postacie w przeciwieństwie do
wydanej trzy miesiące temu „Lei” wyglądają na te, które
znamy z ekranu.
Dodatkowo smaczny jest bonus – dwa ostatnie zeszyty
„Rozbitego Imperium” – lepszy od głównej opowieści.
Wprawdzie ta historia, z założenia pomost między „Powrotem
Jedi” a „Przebudzeniem mocy” z tym drugim tytułem nie wiele
ma wspólnego, to już abstrahując od oczekiwań widzów
dostarcza wiele zabawy i konkretnej akcji ze świetną stroną
graficzną.
Jeśli dodacie do tego, że rzecz jest nowa (ostatni z tych 5
zeszytów „Landa” wyszedł w USA ledwie pół roku temu), liczy
blisko 150 stron a cena to niespełna 20 zł w naprawdę
niezłym wydaniu, wychodzi na to, że warto jest sięgnąć. A
więc na co czekacie? Jeśli lubicie SW, nie macie się nawet
co zastanawiać.
Michał P. Lipka,12.04.2016 |
|