SZEPTY –
DEAN KOONTZ
SZEPTY I
WRZASKI
Zbliża się Halloween. Jedyny taki dzień w roku, który
miłośnicy horrorów – niezależnie od jego celtyckich korzeni
– mogą traktować, jak swoje święto. Koniec października to
więc okres, kiedy do kin (i telewizyjnej ramówki) trafia
najwięcej filmów grozy. Czemu więc nie sięgnąć wtedy po
jakąś dobrą książę z tego gatunku? Szczególnie, że wieczory
są długie, a pogoda ponura i mroczna. Jedną z propozycji,
które znakomicie się do tego nadają są „Szepty” Deana
Koontza, tym bardziej, że jej treść przypomina filmową serię
„Halloween”.
Hilary Thomas jest mieszkającą w Beverley Hills młodą
pisarką, którą wciąż nie potrafi pogodzić się z odniesionym
sukcesem. Ma pieniądze, ma sławę, niczego jej nie brakuje…
przynajmniej materialnie. Nie może bowiem zaznać spokoju
ducha, przekonana, że dobra passa nie może trwać wiecznie,
że wkrótce stanie się coś złego, a ona wszystko straci. I
niestety ma rację. Pewnego dnia zostaje zaatakowana w swoim
domu przez psychopatę i chociaż udaje jej się przeżyć i
pokonać napastnika, koszmar dopiero się zaczyna. Morderca
powraca, nie odpuszcza. Nawet kiedy ginie, nie przestaje
prześladować Hilary. Kobieta zaczyna zadawać sobie pytania
co się właściwie dzieje. W swoim poszukiwaniu prawdy zdobywa
wkrótce sojusznika, ale czy ma szansę przetrwać i dowiedzieć
się prawdy?
Dean Koontz był – obok Grahama Mastertona – pierwszym
„dorosłym” autorem, po którego sięgnąłem, kiedy jako
zafascynowany horrorami nastolatek zwróciłem się ku
literaturze. Mam więc do niego sentyment, ale lubię także za
to, że jest po prostu konkretnym i bardzo dobrym pisarzem,
świetnie radzącym sobie z piórem i bardziej technicznymi
aspektami swojego zawodu. „Szepty” natomiast to jedna z
najlepszych książek jego autorstwa, które miałem okazję
czytać. Mocna, ciekawa, świetnie podana i stanowiąca
kwintesencję tego, co można uznać za amerykańską odmianę
horroru.
Co najbardziej mi się podobało, to fakt, że Koontz uderzył w
niemalże slasherowe klimaty. Mamy więc główną bohaterkę,
którą śmiało możemy nazwać mianem final girl, muszącą
mierzyć się z mordercą. I nawet, kiedy ten traci życie, wraz
powraca by ją nękać. Kto nie zna tego schematu z popularnych
w latach 80. XX wieku slasherów? „Piątek 13-ego”, „Koszmar z
ulicy Wiązów” czy wreszcie najbliższy „Szeptom” „Halloween”.
Zasadnicze różnice są jednak dwie – to nie psychopata, a
final girl jest w tym wypadku postacią wiodącą, a poza tym
Koontz wychodząc od tego prostego motywu snuje zdecydowanie
bardziej rozbudowaną fabułę, ciekawszą, złożoną i
eksplorującą o wiele więcej obszarów gatunkowych.
Jeśli zatem szukacie dobrej powieści z gatunku horroru czy
mystery, nie wahajcie się i sięgnijcie po „Szepty”.
Będziecie więcej niż zadowoleni, szczególnie, że ze świetną
treścią idzie w parze także znakomita stylistyka. Polecam
więc gorąco.
Michał Lipka, 30.10.2016 |
|