KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

THE THING

Stacja badawcza na Antarktydzie, kilkoro znudzonych pracą, przekomarzających się badaczy. Wszędzie pusta, jałowa, lodowa pustynia. Zero kontaktu z innymi przedstawicielami gatunku ludzkiego. Z taką wizją spotykamy się w początkowej fazie filmu, który John Carpenter nakręcił w latach 90-tych i który wwiercił się w mój umysł niezwykle głęboko…

Coś – The Thing, często mylony – o zgrozo – z IT (na podstawie prozy Stephena Kinga), to już kultowy obraz z gatunku science fiction horror. Porywający, przerażający i niedający się wyrzucić z pamięci za żadne skarby, takimi słowami można by opisać to cudo. A i to nie wystarczy, by oddać charakter i klimat tego filmu.

John Carpenter tą produkcją sprawił, że wiele moich nocy było bezsennych, a ciemne korytarze przyprawiały o mdłości. Majstersztyk! Mimo, że remake. Pierwowzorem był film noszący tytuł: The Thing from another planet. O nim też niedługo napiszę, możecie być spokojni.

Dobra obsada (m.in. Kurt Russel), fenomenalna oprawa sceniczna i kostiumy. To punkt pierwszy. Aktorzy są naturalni, zachowują się tak, jak by kilka lat spędzili w lodowatej puszcze na południowej półkuli. Rekwizyty i scenografia sprawiają wrażenie, że to autentyczna stacja polarna… Faktyczni kręcono to w halach studyjnych, w lecie. Na zewnątrz było ponad 30 stopni. Choć kilkanaście scen nagrano rzeczywiście na lodowcu. Z tym, że na Alasce.

Genialna muzyka Ennio Morricone. Opętańcza i zniewalająca. Dynamiczna i statyczna, ogłuszająco cicha i niewiarygodnie niezauważalna. Kompozycje stworzone do tego filmu fenomenalnie współgrają z pracą kamery, oświetleniem i tempem akcji. Nie narzucają się, tworząc idealnie funkcjonujące tło. Przekaz podprogowy jest w pełni wykorzystany pod tym aspektem.

Fabuła… niby nic, ale jej realizacja niezwykle udana. Kilkaset, może nawet kilka tysięcy lat przed tym, jak poznajemy bohaterów filmu, na Ziemi rozbija się statek obcych. To pierwsza scena. W kolejnej poznajemy amerykańskich polarników. Siedzą sobie w stacji badawczej… Pewnego dnia słyszą strzały… To inna grupa badaczy strzela do psa pędzącego przez lodową pustynię. Jankesi ratują biedne zwierze. Nie spodziewają się, że to nie jest zwykły pies…

W kolejnych partiach filmu dowiadujemy się, co odkryto pod lodem Antarktydy (przez naukowców z Norweskiej stacji badawczej jak się okaże, bo to właśnie oni gonili psa). Od razu dodam, że żaden z nas nie chciałby spotkać tego, z czym zmierzą się bohaterowie filmu.

Szybka akcja i dość dobrze zrealizowane efekty specjalne (w tym kilka w animacji poklatkowej!) zadowolą nawet najbardziej wymagających fanów ekranowych sieczek. Krew leje się strumieniami, gatunek ludzki napotyka niebywałych rozmiarów zagrożenie i nie do końca wiadomo, czy udało mu się je zwalczyć.

Carpenter stworzył świat, w którym nikomu nie można ufać. Przyjaciel staje się potencjalnych zagrożeniem, a osoba nam niechętna – oparciem w trudnej sytuacji.

Ten film pozostawia głębokie ślady w pamięci widza. U mnie, mimo upływu kilku lat, nadal są dobrze widoczne. Szkoda, że dziś nie kręci się takich arcydzieł. Gdy w kinach emitowana jest przede wszystkim mentalna i jakościowa kicha, warto spojrzeć wstecz. Nie poleca więc najnowszej wersji The Thing z roku ubiegłego Jedynie w kilku miejscach trzyma się to wszystko „kupy”. Z resztą… o tym filmie, już niebawem, również skrobnę kilka słów. Jak ochłonę.

Ocean ogólna: 10/10

Krzysztof  ‘Mormegil’ Chmielewski

 

Tytuł: Coś (The Thing)
premiera:  25 czerwca 1982  (świat)
reżyseria: John Carpenter
scenariusz: Bill Lancaster