TUNEL - Harry Adam
Knight
Zdecydowanie najsłabsza książka tego autora jaką miałem okazję czytać.
Horror klasy B, może nawet C – mniej więcej w takich kategoriach bym to
klasyfikował. Z bólem serca, ale jednak, oświadczam, że ta recenzja,
pierwsza po długiej przerwie, będzie negatywna.
Już sam tytuł nie do końca odpowiada temu, co na niecałych dwustu
kartach zajdziemy. Przekład pani Hanny Najdychor, która tego zadania
się podjęła, jest dla mnie nie do końca zrozumiały… Otóż w oryginale
tytuł brzmi „Worm”, co z resztą zaznaczono na stronach redakcyjnych.
Skąd więc Tunel? Ano chyba stąd, że część, choć bardzo, ale to
bardzo niewielka część akcji toczy się właśnie w kanałach. To klasyczny
przykład tego, jak w Polsce tłumaczy się tytuły zagranicznych powieści
i filmów. Skąd się to bierze? Myślę, że nie tylko ja chciałbym to
wiedzieć. Ciekawostką jest fakt, że powieść ukazała się w Australii pod
nazwiskiem Simon Ian Childer. U nas – pod prawdziwym nazwiskiem. To
zagwostka dla szperaczy.
Pozwolę sobie teraz przybliżyć fabułę, która, choć ciekawa, została
pożarta przez obezwładniającą wręcz schematyczność: Do szpitala trafia
kobieta, uskarżająca się na bóle brzucha. Gdy lekarze zaczynają ją
operować, nacinają obrzękłą skórę i mięśnie… z rany wysuwa się
gigantyczny, mięsożerny robak. Na szczęście udaje się go unieszkodliwić.
Pacjentka niestety umiera. Naukowcy przeprowadzają badania na robaku. Ni
to glista, ni to tęgoryjec – nie wiedzą dokładnie. Wiadomo jednak, że to
bardzo żarłoczne stworzenie. I kilkadziesiąt razy większe od gatunków
występujących naturalnie. Robi się gorąco. Śledztwo w sprawie podejmuje
podupadły na kondycji (fizycznej i finansowej), nieco ironicznie
ukazany, prywatny detektyw – Ed Causey, wynajęty przez siostrę ofiary.
Poszlaki zaprowadzą go na trop dziwnych eksperymentów medycznych w
ekskluzywnej klinice…
Nie do końca o to tylko chodzi, ale taki mamy punkt zaczepianie w tej
historii. Wszystko było by dobrze, pięknie, zgodnie z panującą modą,
gdyby nie fakt, że całym tym ustrojstwem rządzi schemat i kicz.
Zachowania bohaterów, sytuacje w jakich co rusz się znajdują, dialogi,
sceny akcji, ataków bestii… no i „boss” w postaci (i tu wchodzimy do
kanałów) gigantycznego robaka (z opisu przypominał jednego z głównych
schwarzcharakterów serii Tremours – Wstrząsy), wszystko to
wieje nudą. Nie ma w tej powieści niczego, z czym byśmy się wcześniej
nie spotkali. Wielka szkoda, bo cenię tego autora choćby za ciekawe
Macki, Fungus czy rewelacyjny Gen. tutaj wykazał się
karkołomnym wręcz brakiem polotu. No dobra, zakończenie wyszło znośnie.
Ale nic więcej.
Jak już krytykować, to po całości. Irytujące jest, znów przytyk dla Pani
Najdychor, także tłumaczenie treści. Choć sam językiem angielskim biegle
nie władam, to przydało by się, spolszczony już tekst, poddać korekcie
stylistycznej. Momentami wkradają się tu, a nie powinny, nieporadności i
powtórzenia. To wszak ważny element.
No i okładka… najgorsza ze spotkanych dotąd. I nie, nie ratuje jej fakt
niskiego budżetu. I wątpliwej jakości merytorycznej tego typu powieści.
Choć to publikacja wydana w latach 90-tych, ostrzegam współczesnych
czytelników przed obcowaniem z tą lekturą. Chyba, że tak jak mnie,
zwyczajnie interesuje Was niższa półka literatury grozy. Niezdrowe to
zainteresowanie ale dodaje nieco koloru smutnej egzystencji humanisty.
Polecam tylko desperatom.
Tytuł: Tunel (Worm)
Autor: Harry Adam Knight
Wydawca: PhantomPress, Gdańsk 1991
Stron: 190
Ocena – 2/10 (za scenę z hirurgiem i zakończenie)
Mormegil |
|