UKM - Ultimate Klilling Machine UKM
to - wbrew pozorom - nie tylko uniwersalny karabin maszynowy, ale i film w reżyserii
Davida Mitchella. Skrót rozwija się w pięknie patetyczne The Ultimate Killing Machine, alias - Maszynę do zabijania. Sprzedawali to kiedyś w
serii "Kino Grozy Extra" więc trafiło pod strzechy. w tym i moją. Brzmi
strasznie i na pierwszy rzut oka wygląda jak skrzyżowanie Uniwersalnego żołnierza z typowym kinem gore.
Fakt, arcydziełem kinematografii film nie jest i raczej nie grozi mu, że stanie się
obiektem kultu. I dobrze, dzięki temu wiem, że istnieje jeszcze na tym świecie poczucie
dobrego smaku. Choć słabo rozwinięte. Tak czy jak, film Pana Mitchella da się - o
dziwo - oglądać bez drwiącego uśmieszku na twarzy. Zacznijmy
od fabuły. Wiele zdradza sama okładka, bo już uzmysławia nam, że krew będzie się tu
lała szerokim i wartkim strumieniem. Nie inaczej. No
więc poznajemy grupę nastolatków-nieudaczników, którzy z różnych powodów
postanowili wstąpić do wojska. Nie mają pojęcia - bo napięcie trzeba utrzymać -
że tak naprawdę zostaną wykorzystani jako obiekty badawcze w tajnym eksperymencie
wojskowym. Gdy poznają prawdę będą musieli walczyć o życie. Przy okazji (tu mały
spojler) - zmierzą się z poprzednim "testerem" (w tej roli fenomenalny, ale
wygadany jak Terminator czy Rambo - Michael Madsen) tajemniczej terapii. Przyznacie
sami, że pomysł nie powala na kolana. To schemat opierający się przede wszystkim na
mordowaniu kolejnych, mniej lub bardziej ważnych dla tej historii postaci. Nie ma tu nic
głębokiego (oprócz ran), zaskakującego, ani tym bardziej świeżego. Z
drugiej strony, mimo przyprawiającej o ból głowy przewidywalności, warto dostrzec
dobra pracę kamery. Ujęcia wraz z oświetleniem tworzą klimat, którym film może się
pochwalić. Zobaczymy tu ciemne, zawalone rupieciami korytarze, które ciągną się w
nieskończoność. Jeśli już o mowa o tym co widać (i słychać), to efekty specjalne
momentami osiągają poziom zadowalający. Na szczęście zrezygnowano z olbrzymich
mutantów, widowiskowych transformacji i bestii z piekła rodem. Podrasowano kilku
aktorów (i aktorkę) co w zupełności wystarczyło na potrzeby tej nisko budżetowej -
jak mniemam - produkcji. Muzyka
- co osobiście bardzo lubię - nie ciśnie się chamsko na pierwszy plan. Oprawa
dźwiękowa czasem może uratować film przed totalnym blamażem i tutaj tak się dzieje.
Tło muzyczne ma się przenikać z akcją, a nie ją przytłaczać. Wady
rzecz jasna są. Starczy wymienić drobny, ale jednak, wątek miłosny, sceny
pseudo-erotyczne i kilka nietrafionych scen walk. Na szczęście nie dominują. Widać
więc, że mimo niezbyt intrygującego tytułu UKM
stanowi poprawnie skonstruowaną, lekkostrawną papkę dla fanów horrorów akcji,
medycznych, militarnych. jak zwał tak zwał. i miłośników Pana Madsena. Jest tu
wszystko czego przeciętny, niewiele wymagający widz potrzebuje: krew, flaki, gonitwy po
korytarzach, eksplozje i zapowiedź kontynuacji (ups, znów spojler.). Jak dają to
brać, jak biją to uciekać, więc nie ma co narzekać, widziałem gorsze filmy. Reżyseria: David Mitchell Scenariusz: Tyler Levine, Tim McGregor Gatunek: Horror, S-F Premiera: 21.11.06 r. (Świat) Produkcja: Kanada, USA Ocena
- 5/10 Krzysztof
"Mormegil" Chmielewski
|
|