UNIKA - Ostatnie wrota - E.J. Allibis „Ostatnie wrota” to drugi tom sagi „Unika”, druga porcja aniołów w niecodziennym wydaniu. Każdy kto czytał pierwszy tom wie jak wyjątkowe są anioły E. J. Allibis i jak piękna jest Sefira – baśniowa kraina, którą rzeczone anioły zamieszkują. Zakończenie I tomu pozostawiło autorce furtkę – jedną, niewielką, ale jednak – i to właśnie te ostatnie wrota postanowiła wykorzystać. Jak Jej to wyszło?
Akcja II tomu rozpoczyna
się w rok po szczęśliwym zakończeniu wydarzeń z I. Unika
pozostała w Sefirze wraz z Metatronem, Uniko powrócił na
ziemię, do rodziny, która przez te wszystkie lata go
wychowywała. Pozornie rozdzielona, dwójka strażników bytów
fundamentalnych pozostaje cały czas w kontakcie
telepatycznym. Dzielą się ze sobą każdą myślą, lecz pewnego
dnia łączność między aniołami zostaje zerwana. Uniko – na
ziemi Jo Springfield – idzie do szkoły z nadzieją, że kiedy
wróci do domu będzie mógł znowu porozmawiać z Uniką. W
szkole okazuje się, że nikt go nie pamięta. Nie pamięta go
nawet własna matka, o czym przekonuje się wracając do domu!
Jedyną osobą, jaka kojarzy Jo, jest Heinrich Thule – chłopak
zapomniany przez wszystkich tak samo jak on... Heinrich
postanawia wyruszyć na górę Kajlas, a Jo decyduje się mu
towarzyszyć. Zostawia jednak informację dla Uniki, żeby
mogła go odnaleźć. Jak wynika z opisu książki i mojego przewlekłego pitu-pitu, powieść wygląda naprawdę ciekawie. Na dodatek Allibis postanowiła przenieść akcję II tomu z Sefiry na ziemię, co mnie trochę zaskoczyło – stworzyła przecież tak piękną krainę. Trzeba przyznać autorce, że świetnie opisuje miejsca, w których toczy się akcja i czytelnik bez problemu zauważy każdy szczegół otoczenia. Poza kolorami i kształtami równie dobrze, a nawet lepiej oddana jest atmosfera chwili – radość, smutek, osamotnienie, czy zauroczenie odczuwane przez bohaterów udzielają się coraz intensywniej z każdą kolejną stroną.
W powieści pojawiają się nowi bohaterowie i ciężko odgadnąć jakie są ich prawdziwe intencje. Mnie zainteresowała postać Wlada Kaziga i muszę się przyznać, że patrzyłem na niego ‘z byka’ zastanawiając się co kombinuje. Thule był nieco bardziej przewidywalny. Co do charakterów poszczególnych bohaterów, to nieco irytowało mnie ich przesadne ugrzecznienie i pomieszanie pewności siebie z naiwnością. Zastanawiałem się, czy ludzie o takiej przedziwnej mentalności istnieją naprawdę... Allibis skonstruowała naprawdę zawiłą intrygę, która bez przerwy sugeruje czytelnikowi, że trafnie przewiduje bieg wydarzeń, by po chwili wyskoczyć z informacją/zdarzeniem, które kieruje akcje na zupełnie nowe tory. Fabuła pędzi i nie ma w niej miejsca na przypadkowość, każdy szczegół ma znaczenie, jeśli nie w danej chwili, to za pięć, dziesięć, albo i dwieście stron. Jednak nie wszystko jest takie piękne. Poza tymi lekko irytującymi ‘grzecznymi’ bohaterami są jeszcze nużące i denerwujące zachwyty i rozważania. Naszych bohaterów wszystko fascynuje i skłania do myślenia nad... wszystkim. Czekałem tylko, kiedy któraś z postaci zagapi się na swoje poplątane sznurówki i zacznie wzdychać nad ich pięknym nieładem i tym, jak wiernie oddają zawiłe ludzkie losy na tle trampek, znaczy wszechświata. A może przegapiłem ten wspaniały moment... Tych niepotrzebnie spowalniających fragmentów na szczęście nie ma jakoś przerażająco dużo. Koniec końców „Ostatnie wrota” to czterysta stron naprawdę bardzo dobrej historii, w której fantasy łączy się z sensacją i zapewnia rozrywkę na wysokim poziomie przez kilka wieczorów. Trzeba też przyznać, że II tom znacznie przewyższa jakością I, która do słabych z pewnością nie należy. Powieść adresowana jest raczej do nastoletniej części czytelników, chociaż i ci „starzy” powinni docenić jej walory.
|
|
|
|