WIELKI MARSZ Stephen King jako Richard Bachman
Powieść
Wielki Marsz Richarda Bachmana porusza popularny
ostatnimi czasy problem kultury masowej. Stany zjednoczone w niedalekiej przyszłości to
kulturalnie jałowy kraj, w którym programy emitujące przemoc i nadludzki wysiłek
zaszczutych, niewinnych ludzi jest najwyższą formą rozrywki. Specyficzne reality show,
a którym stawką jest ludzkie życie, staje się graniczącym z obsesją hobby
telewidzów z całego świata. Każdego dnia, w każdej minucie oczy zgromadzonych przed
telewizorami śledzą uważnie niedolę "wybranych", w niezdrowym podnieceniu
czekając na kolejne zmiany w ich składzie osobowym.
Młody
chłopak, Ray Garaty, by zdobyć sławę i status społeczny bierze dobrowolnie udział w
narodowym show Ameryki - w "Wielkim marszu". Setka młodych, ufnych we własne
siły ale nieświadomych piekła jakie ich czeka młodych mężczyzn liczy na zdrową
rywalizację, sporą nagrodę oraz sławę. Wiedzą tylko, że zwycięzca jest tylko
jeden, nie mają jednak pojęcia o tym, co stanie się z tymi, którzy zbyt szybko opadną
z sił. Jak się okazuje zawodnicy muszą
iść z odpowiednią prędkością, każdy postój czy poddanie się jest karane
egzekucją. Meta marszu wypada w miejscu gdzie padnie przedostatni uczestnik. W tym "konkursie" przyjaciele
zmieniają się we wrogów, a najzacieklejsi przeciwnicy współdziałają by przeżyć
kilka godzin więcej.
Najgorsze w powieści Kinga jest to, że wizja staje się
coraz bardziej realna. Dzisiejsza publiczność oczekuje mocnych wrażeń. Detabuizacja i
desakralizacja świata przez wszelkiej maści reality shows, w których zwykłe zawody
sportowe zmieniają się w potyczki, nadwyrężające
psychikę oraz ciała uczestników co dnia posuwają się o krok dalej. W telewizji
wszystko wygląda inaczej, mamy świadomość obecności operatorów, reżysera, nawet
ekipy medycznej. Ale co się stanie jeśli kreacja króla horroru ziści się? Czy nie
zatracimy wtedy tego co nazywamy empatią czy humanitaryzmem? Co się stanie z tymi,
którzy nie podołają wyzwaniom? Być może właśnie to co opisuje King. Bardzo
prawdopodobne, że tak jak w innych kultowych obrazach, jak Wodny świat czy Mad Max rządzić będzie prawo pięści.
Przetrwają tylko najwytrzymalsi.
Ta
niezwykle pesymistyczna, katastroficzna kreacja Kinga zasługuje na szczególną uwagę i
tylko fanów dobrej powieści grozy. Nie ma tu duchów, demonów i tym podobnych
stworzeń. Horrorem jest psychika ludzka i nadludzki wysiłek organizmu. Biorąc pod uwagę realia w jakich umiejscowiona jest akcja, Wielki marsz sklasyfikować można jako s-f horror.
Powieść
ta może być również doskonałym obiektem badań socjologicznych, psychologicznych oraz
medioznawczych, zwarzywszy na mnogość uniwersalnych problemów poruszanych na jej
kartach. To wszystko sprawia, że powinno się przechodzić obok niej obojętnie.
Na
koniec pozwolę sobie polecić inną książkę Stephena Kinga, które porusza podobną
tematykę. Jest nią Uciekinier, który opowiada o walkach
"gladiatorów" w niedalekiej sumie
przyszłości. O tym jednak, nieco szerzej, w innym moim tekście.
Tytuł:
Wielki marsz (The long walk)
Wydawnictwo:
Pruszyński i S-ka
Rok
wydania wydania: 1999(moje), I polskie 1992 (CIA Books), I światowe: 1979.
Tłumaczenie:
Paweł Korombel
Liczba
stron: 341
„W ekstremalnym teleturnieju uczestnik przegrywający będzie zabijany” Wznowienie w 2009 roku, przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, książki „Wielki marsz”, pierwotnie wydanej przez Stephena Kinga (jako Richard Bachman) w 1979 roku było genialnym pomysłem. Mimo, że wydanie to jest kieszonkowe to urzeka ciekawą okładką i całkiem dobrą redakcją, choć musze przyznać, że nie uniknięto kilku błędów, choć wydaje mi się, że wynikają one niestety z winy tłumacza. Nie mniej jednak „Wielki marsz” jest obowiązkową pozycją dla fanów Stephena Kinga i różnorakich wizji przyszłości. Stu młodych, wręcz nastoletnich chłopców bierze udział w corocznym reality show organizowanym na terenie Stanów Zjednoczonych. Zwycięzca zgarnia nagrodę w postaci ogromnej sumy pieniędzy, oraz zdobywa uznanie i podziw widzów. Jednak za jaką cenę? Młodzi mężczyźni decydują się wziąć w nim udział z różnych powodów, mimo iż stawką w tej „zabawie” jest życie. Zasady są proste, wygrywa najsilniejszy. Bohaterowie maszerują przez Stany, a meta jest tam gdzie z wycieńczenia padnie przedostatni. Jednak, to nie wyczerpanie spowodowane bezustannym marszem ich zabija. Giną z rąk żołnierzy, który zobligowani są do upominania opieszałych lub słaniających się z nóg uczestników, by w ostateczności karać ich czerwoną kartką, która w rzeczywistości oznacza po prostu „zarobienie” kulki w łeb. Ray Garraty jest jednym z maszerujących, i to z jego punktu widzenia obserwujemy cały przebieg reality show, w którym jak się okaże zwycięzca wcale nie jest wygranym. Wrażenie jakie pozostawia po sobie ta powieść jest niezacieralne. Pierwszy raz miałam z nią do czynienia ponad dziesięć lat temu, i przez cały ten czas pamiętałam, jak skrajne emocje we mnie wzbudziła. Teraz kiedy wróciłam do niej, wraz z nowym wydaniem, miałam możliwość spojrzenia na nią z perspektywy osoby starszej i dojrzalszej, co spowodowało, że doceniłam jeszcze bardziej jej walory. Bohaterzy są wykreowani pobieżnie, ale charakterystycznie. Uwydatniono ich najważniejsze cechy, dzięki czemu gama postaci jest różnorodna. Chociaż bohaterowie są skrajni, a ich postawy mogą wywołać różne emocje, to w ostatecznym rozrachunku współczujemy każdemu z nich. Jednak, to nie bohaterowie sprawiają, że powieść ta jest tak dobra. Tym co nadaje tej książce sens są przemyślenia i uczucia jakie targają uczestnikami tej telewizyjnej rozrywki. Są one opisane tak dobitnie, tak wyraziście, że czytelnik odczuwa je dokładnie tak mocno jakby sam był jednym z maszerujących. Oczywiście, można zapytać „po co w ogóle brali udział w tej głupiej rozgrywce?” Można też stwierdzić, że przecież wiedzieli na co się piszą. Jednak spójrzmy na to co już teraz dzieje się w telewizji. Powstają coraz to nowe teleturnieje i reality show, które mają za zadanie wniknąć jak najgłębiej w intymność uczestników. A kim my widzowie zaczynamy się stawać? Im więcej kontrowersji, im więcej brutalności, wulgaryzmów i seksu, tym więcej „rodzin” zasiada przed telewizorami? Czyż nie do tego zaczynamy dążyć? By oglądać na ekranie śmierć w formie „rozrywki”? Polecam, gdyż jest to bardzo mądra, dojrzała i zapewniająca intelektualną stymulację powieść. Ocena: 6/6 Tytuł: Wielki marsz Autor: Stephen King, jako Richard Bachman Ilość stron: 352 Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2009 |
|