WIRUS
- Chuck Hogan
Zawsze tu były
WAMPIRY
Teraz nadszedł ich czas
W Nowym Jorku ląduje samolot z Europy. Zaniepokojeni
kontrolerzy lotu nie są w stanie nawiązać z nim łączności,
zasłony w oknach są zaciągnięte, a światła wyłączone. Drzwi
pozostają zamknięte, a ze środka nikt nie wysiada. Władze
obawiają się zagrożenia śmiercionośnym wirusem, więc na
miejsce lądowania zostaje wezwana ekipa z Centrum Zwalczania
i Prewencji Chorób, z Ephraimem Goodweatherem na czele.
Spośród ponad dwustu pasażerów żyje tylko czworo. W
samolocie-widmie nie znaleziono żadnych trujących
substancji, a ofiary wyglądają jakby spały. Co mogło
spowodować śmierć tylu osób? Śledczych i patologów już
wkrótce zaniepokoją upiorne metamorfozy zachodzące w
ciałach.
Tymczasem Nowy Jork szykuje się do niezwykłego zjawiska – na
kilka minut świat pogrąży się w ciemnościach – Słońce
przejdzie zaćmienie. Upiory zmienione przez wirusa tylko
czekają, aż na miasto opadnie mroczna kurtyna...
Agonia naszego świata jest początkiem ich rządów...
Wizjonerski twórca nagrodzonego trzema Oscarami Labiryntu
Fauna i zdobywca nagrody im. Dashiella Hammetta puszczają w
ruch diabelską maszynę, która pędzi z oszałamiającą
prędkością. Przed nami pierwsza część trylogii o
krwiopijcach. Niebawem zrobi się głośno o serialowej
adaptacji, którą wyreżyseruje Guillermo del Toro!
Zwiastun poniżej:
07.07.2014
RECENZJA
Szczerze przyznam, że do sięgnięcia po powieść autorstwa
Guillermo del Toro oraz Chucka Hogana w głównej mierze
przekonała mnie jej niesamowita okładka. Jest w niej coś
takiego, co z jednej strony przyciąga wzrok, z drugiej zaś
napawa obrzydzeniem. Sami przyznacie, że widok wypełzającego
z oka robala do najprzyjemniejszych nie należy. Na samą myśl
o czymś takim człowiek mimowolnie się wzdraga i przechodzą
go dreszcze. Zaintrygował mnie przy tym wygląd źrenicy -
zupełnie czarna otoczona krwawą poświatą. Wkrótce
przekonałam się, że nie było to przypadkowe, a miało ścisły
związek z wydarzeniami rozgrywającymi się na kartach
powieści.
Historia rozpoczyna się legendą o Józefie Sardu, którego los
pewnego dnia splótł się ze ścieżkami rodziny Setrakianów.
Następnie przenosimy się do czasów nam współczesnych, a
dokładniej do Nowego Jorku. Na lotnisku Johna F. Kennedy'ego
ląduje samolot z ponad dwustoma pasażerami na pokładzie.
Niestety tuż po tym, jak maszyna siada na ziemi, wieża
kontroli lotów
traci z nią kontakt. Nie widać żadnych zapalonych świateł,
prawie wszystkie okna zasłonięte są roletami, z wnętrza nie
dochodzą żadne dźwięki. Samolot pogrążony w zupełnej ciszy
oraz ciemności wydaje się być martwy. Z obawy przed
ewentualnym zagrożeniem śmiercionośnym wirusem, na miejsce
zostają wezwani przedstawiciele Centrum Zwalczania i
Prewencji Chorób, na czele których stoi Ephraim Goodweather.
Kiedy w końcu udaje im się wejść na pokład, okazuje się, że
prawie wszyscy pasażerowie nie żyją. Ocalało zaledwie czworo
z nich... Pozostali wyglądają zupełnie tak, jakby spali. W
powietrzu nie ma śladu obecności jakichkolwiek toksycznych
substancji, co tylko aby wzmaga konsternację u Ephra - skoro
ci ludzie nie zostali otruci, co zatem mogło spowodować ich
natychmiastową śmierć? Zwłoki trafiają do okolicznych
kostnic, natomiast ci, co uszli z życiem, do szpitala na
obserwację. Wkrótce do Goodweathera docierają niepokojące
informacje dotyczące ofiar - ich ciała zaczynają przechodzić
jakąś dziwną, wręcz upiorną metamorfozę. Czyżby miało to
związek z niezwykłym zjawiskiem, które ludzkość ostatni raz
miała możliwość podziwiać przed czterystu laty? Okultacja,
bo o niej tu mowa, sprawia, że na kilka minut Nowy Jork
pogrąża się w zupełnej ciemności. Dzieci nocy tylko czekają,
aby móc wyjść na żer...
Kiedy czytałam książkę, co jakiś czas spoglądałam na
nazwisko jednego z jej autorów. Guillermo, Guillermo,
Guillermo... Wydawało mi się dziwnie znajome. Jak to mówią,
dzwony gdzieś biły, jednak zbyt daleko, abym mogła pochwycić
czysty dźwięk. W końcu poddałam się i postanowiłam poszukać
wskazówek w sieci. Szybko wyjaśniło się, skąd kojarzyłam to
nazwisko. Pamiętacie film pt "Labirynt fauna" z 2006 roku?
Otóż Guillermo del Toro nie dość, że napisał do niego
scenariusz, to jeszcze go wyreżyserował. Jego dzieło zostało
dostrzeżone i docenione, a on sam otrzymał za ten obraz
Oscara. Jeśli zaś chodzi o jego kolegę - Chucka Hogana, z
którym napisał "Wirusa", niestety zupełnie go nie
kojarzyłam. Z informacji zamieszczonej na jednym ze
skrzydełek okładki książki dowiedziałam się, że to dość
płodny autor, mający w swym dorobku kilkanaście poczytnych
powieści, m.in "Miasto złodziei", za którą otrzymał nagrodę
im. Dashiella Hammetta. Książkę tę docenił sam Stephen King
uznając ją za jedną z najlepszych powieści wydanych w 2005.
Warto również wspomnieć, że na jej podstawie powstał film z
Benem Affleckiem. A jeśli już przy królu horroru jesteśmy...
Na froncie dzieła Guillermo i Hogana widnieją następujące
słowa Nelsona DeMille'a: "Wirus to połączenie fenomenu Brama
Stokera, Stephena Kinga i Michaela Chrichtona. Nie może być
lepiej". Wspomnienie o dwóch pierwszych wystarczyło, abym
zapałała entuzjazmem do lektury. Pierwszy do życia powołał
Draculę, dając początek fascynacji wampiryzmem, drugi zaś
przez miliony czytelników na całym świecie okrzyknięty
został królem horroru. Trzeciego niestety znów nie znam...
wybaczcie mi moją ignorancję.
Głównym bohaterem powieści jest ceniony epidemiolog Ephraim
Goodweather. Uwielbia to, co robi, a praca pochłania go bez
reszty. Jego żona powiedziałaby, że stała się jego kochanką.
Nic więc dziwnego, że kobieta zażądała rozwodu i postanowiła
ułożyć sobie życie u boku innego. Ephraim nie potrafi się z
tym pogodzić, nigdy nie chciał rozpadu ich małżeństwa. Nie
wyobraża sobie życia bez obecności w domu ukochanego syna,
jedenastoletniego Zacka. Obecnie prowadzona jest w sądzie
sprawa o ustalenie opieki nad nim i mimo tego, że w ostatnim
okresie nasz bohater wiele zmienił w swoim życiu, aby móc
być bliżej dziecka, wszystko wskazuje na to, że przegra tę
walkę na rzecz matki. I jakby nie dość miał problemów, teraz
doszedł kolejny - rozwiązanie zagadkowej śmierci pasażerów
samolotu. Już wkrótce Ephraim przekona się, że tym razem ma
do czynienia z czymś o wiele gorszym, niż najgorsza zaraza
jaka do tej pory dotknęła świat. Zmierzy się z wirusem
niepodobnym do żadnego z dotąd poznanych. Z plagą, która
jeśli się rozprzestrzeni, stanowić będzie zagładę gatunku
ludzkiego. Pomocą służyć mu będą wierna koleżanka z jego
zespołu, tajemniczy starszy mężczyzna nierozstający się ze
swoją laską oraz pewien szczurołap. Czy w dobie paniki i
wszechobecnego chaosu uda im się na czas powstrzymać zło na
każdym kroku zbierające śmiertelne żniwo?
Od czasu powołania do życia Draculi, upiora w ludzkiej
skórze, głównego bohatera powieści Brama Stokera, do dnia
dzisiejszego napisano niezliczoną ilość opowieści o
wampirach i wampiryzmie jako takim. Kolejni autorzy
prześcigają się w tym, kto stworzy coś nowego, ciekawego,
czego dotąd nie było. Prawda jest jednak taka, że większość
z nich powiela znane czytelnikom schematy. Rzec można -
wieje nudą. Na całe szczęście są wyjątki i tym właśnie
wyjątkiem jest "Wirus". Tu nie ma słodziutkich wampirów
rodem ze "Zmierzchu" Stephenie Meyer. Daleko im również do
tych znanych np z filmu "Underworld" czy "Wywiad z
wampirem". Nie, nie, nic z tych rzeczy. Dzieci nocy
występujące w tej powieści to prawdziwe potwory, maszkary
rodem z najgorszego koszmaru, których za nic w świecie nie
chcielibyście spotkać w swoim życiu. Już samo powstawanie
wampira jest tu nowatorskie, zupełnie niepodobne do tego, do
czego przywykliśmy. Również ich wygląd, a także zachowanie
jest zupełnie nietypowe. Chwała i jeszcze raz chwała dla
autorów za to, że oddali w ręce czytelników coś nowego, z
czym do tej pory się nie spotkałam i jestem pewna, że Wy
również. Historia została napisana bardzo dobrze, w sposób
przystępny i zjadliwy. Może i całość nie zapiera tchu w
piersiach, niemniej jednak książkę czyta się świetnie, z
dużą dozą zainteresowania i chęcią powrotu do lektury po
tym, jak zmuszeni byliśmy ją przerwać. Jako że to horror nie
zabrakło scen pełnych grozy, z krwią, flakami i innymi mniej
lub bardziej obrzydliwymi rzeczami. Bardziej nerwowi
czytelnicy doświadczą dreszczy przebiegających po ciele oraz
włosów stających dęba na głowie. Zaś ci doświadczeni,
prawdziwi weterani grozy i makabry, miłośnicy gatunku
powinni być usatysfakcjonowani tym, co znajdą na kartach
powieści. Mi się książka bardzo podobała i już zacieram
łapki na myśl o kontynuacji - bowiem "Wirus" jest początkiem
trylogii o tym samym tytule. Mam również nadzieję, że kiedyś
dane mi będzie obejrzeć serial, który powstał na podstawie
tej powieści...
Sylwia Węgielewska, ocena: 5/6, 23.08.2014
|
|
Tytuł
oryginalny: The Strain
Tłumaczenie: Anna Klingofer
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Projekt: Chimaera
Trylogia: Wirus, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 560
ISBN: 978-83-7785-519-5
Guillermo del Toro
– meksykański reżyser, scenarzysta i producent, jego
debiutem fabularnym był Cronos (1993 r.). Od tego czasu
wyreżyserował filmy: Mutant, Kręgosłup diabła, Blade:
Wieczny łowca II, Hellboy i Hellboy: Złota Armia oraz
Pacific Rim. Jego Labirynt fauna został doceniony przez
krytykę na całym świecie i zdobył trzy Oscary.
Chuck Hogan
– autor kilkunastu dobrze przyjętych powieści. Za Miasto
złodziei zdobył nagrodę im. Dashiella Hammetta. Książka
została uznana przez Stephena Kinga za jedną z najlepszych w
2005 roku, na jej podstawie nakręcono film fabularny z Benem
Affleckiem.
|
|