WRONG TURN -
Droga bez powrotu
Ostatnimi czasy trafiam na filmy, które nijak nie mają sesnu, choć – w
kwestiach estetycznych – budzą nawet drobne zainteresowanie. Kino grozy ma
to do siebie, że nie musi opierać się na krwawej jatce, by wywoływać silne
emocje (najlepiej strach). Pech jednak chce, że sporo produkcji z
dreszczykiem wzbudza raczej śmiech, a takie spotykam co krok....
Droga bez powrotu
to klasyczne kino gore, które nie prezentuje nic za wyjatkiem szybkich
zwrotów akcji, hektorlitrów krwi (no, może litrów, bo az tyle ludzi tam nie
ginie), stosów odciętych kończyn i – o dziwo – frajdy.
Nabrałem nieco dystansu do tego typu "arcydzieł" zwanych potocznie, a
niesłusznie "filmami klasy B". Blaczego? Bo ile mozna się naśmiewać.
Kiczowatość, brak logiki i budżętu często maskują drobne, nawet ledwie
zauważalne zalety. A te warto czasem wspomnieć. Rzecz jasna nie każdy film
je posiada, bo wystarczy wspomnieć Dom woskowych ciał... i już krew
się gotuje w żyłach, bynajmniej nie z powodu roznegliżowanej Paris Hilton...
Z drugiej strony, poważną, szczegółową krytykę zostawię sobie na historie
bardziej ambitne i zaawansowane fabularnie (oraz technicznie).
Mimo schematyczności i – co nietrudne do przewidzenia – obecności
nastolatnich bohaterów Droga bez powrotu prezentuje poziom jak
najbardziej “znośny”, wystarczający do tego by zabić czas. Do tego, nie jest
specjalnie nudny. Miałem "przyjemnośc" oglądać go dwa razy. Pierwsze
spotkanie wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jednak po tym jak
stopniowo, coraz głebiej zanurzałem się w świat horroru znikało uczucie
strachu i zadowolenia. Zastapiła go pobłażliwość w stosunku do historii
zapisanej na tasmie, jak i realizacji tego projektu, zimna kalkulacja,
uważna obserwacja pozalająca uzupełnić ekstatyczną i intuicyjną recenzję.
Gdybym miał wyłuskać owe pozytywy fimu to były by to efekty spcjalne,
ograniczone do minimum, które stanowią o względnej “fajności” obrazu. Otóż
oprawcy wielkomiejskiej dzieciarni spreparowani są bardzo przyzwoicie i
umiejętnie. Wygladają jak powykręcni przez zaawansowane nowotwory i choroby
weneryczne neandertalczycy. Być może spowodował to – przypuszczalnie – chów
wsobny i kazirodztwo, ewentualnie dieta jaka stosują owi trzej panowie, a
są, jak się pewnie domyślacie, kanibalami.
Fabuła, jak już napomknąłem, w tej klasie reżyserskiej i na tym poziomie
kreowania scenariusza ogranicza się do biegania po lesie i umierania. Nie
bez powodu film nosi tytuł Droga bez powrotu. Zdradzę, że niewielka
część bohaterów dotrwa do końca tej histori. Ale swoją drogą... nietrudno to
przewidzieć... Czy znajdziemy tu sceny “mrożące krew w żyłach”? Momentami
jest na prawdę ciekawie, szczególnie jeśli chodzi o charakteryzację i
rekwizyty, jednak pojęcie strachu miesza się cały czas z czymś bliżej
nieokreślonym co ja nazwałbym rozbawieniem.
Zauważyć można także – tak jak to odbieram – spory dytans do gatunku jakim
jest horror. Wiele sytuacji zakrawa na groteskę i choć nie posądzam twórców
o taki polot, warto spróbować podkraść się z tej strony. To stanowczo ułatwi
nam zniesienie banalności fabularnej.
Na koniec rzeknę tak: jeśli macie wolny wieczór, ze dwie godziny, ktore
można swobodnie zmarnotrawić jedząc popcorn i pijąc colę (opcjonalnie
piwo...) to polecam. Można się dobrze zabawić i powygłupiać. Natomiast, gdy
szukacie kina ambitnego, horroru z tej nieco wyższej półki – bo to jednak
dalej gatunek mainstreamowy – odpuśćcie. Nie nudzi, ale i nie zachwyca,
pezentuje bowiem, obecnie popagowany standard lekkego kina grozy,
przeznaczonego dla konsumentów o przeciętnie rozwiniętym podniebieniu. A po
co karmić się banałem? Ja to zrobię za Was...
Tytuł: Droga bez powrotu (tyt. org. Wrong turn)
Reżyseria: Rob Schmidt
Scenariusz: Alan B. McElroy
premiera: 18 maja 2003 (Świat), 23 stycznia 2004 (Polska)
Ocena: 5/10
Krzysztof Chmielewski
|