W
ŚWIETLE KSIĘŻYCA - Dean Koontz
tytuł oryginału: BY THE LIGHT OF THE MOON
literatura anglojęzyczna
tłumaczenie: Łukasz Praski
liczba stron: 448
ISBN: 978-83-7885-538-5
oprawa: miękka ze skrzydełkami
Spokojny malarz, Dylan O'Conner, zostaje napadnięty przez
zamaskowanego napastnika, który w pokoju motelowym aplikuje
mu tajemniczy zastrzyk. Wkrótce dowiaduje się, że grozi mu
śmiertelne niebezpieczeństwo – musi uciekać przed
bezwzględnymi mordercami, którzy nie cofną się przed niczym,
by wyeliminować każdego, kogo dostał się w ręce obłąkanego
„doktora”. W ucieczce towarzyszy mu cierpiący na autyzm
młodszy brat oraz Jilly, dziewczyna, której również
wstrzyknięto tajemniczą substancję. Muszą stawić czoła nie
tylko pościgowi, ale także dziwnym, niepojętym zmianom,
jakie zaczynają zachodzić w ich organizmach na skutek
działania zastrzyku. Wbrew własnej woli stają się
uczestnikami wydarzeń, które na pozór nie mają żadnego
związku z grożącym im niebezpieczeństwem.
RECENZJA
Autora
powieści z pewnością większości czytelników przedstawiać nie
trzeba. Dean Koontz to amerykański pisarz mogący pochwalić
się doprawdy pokaźnym dorobkiem literackim. Zaczął pisać pod
koniec lat 60 XX wieku. Pierwotnie skupiał się na
powieściach z gatunku science fiction, później przeszedł do
thrillerów i horrorów. Jego dzieła wielokrotnie okrzyknięto
światowymi bestsellerami (np cykl Odd Thomas), zaś niektóre
z nich doczekały się adaptacji filmowych i telewizyjnych
(1998: "Odwieczny wróg" reż. Joe Chappelle, 2012: "Odd
Thomas - pogromca zła" reż. Stephen Sommers). Powieść "W
świetle księżyca", będąca połączeniem fantastyki i thrilleru,
po raz pierwszy wydano w Polsce w 2003 roku pt "Przy blasku
księżyca". Moim zdaniem zmiana tytułu na obecny była
niepotrzebna. Pierwotna nazwa o wiele bardziej pasuje do
fabuły, lepiej z nią współgra.
Artysta - malarz, Dylan O'Conner oraz jego młodszy,
cierpiący na autyzm brat Shepherd zatrzymują się na noc w
jednym z przydrożnych moteli w stanie Arizona. W to samo
miejsce trafia też Jillian Jackson, dorabiająca jako komik,
wraz ze swoim wiernym towarzyszem niedoli Fredem, gruboszem
jajowatym. Choć bracia O'Conner i panna Jackson nigdy dotąd
się nie spotkali, ich losy już wkrótce zostaną
nierozerwalnie związane. Wszystko przez szalonego mężczyznę,
który siłą wkracza do ich życia. Wstrzykuje im tajemniczą
substancję, którą nazywa szprycą, i informuje ich, że na
każdego działa ona inaczej, nie sposób jest dokładnie
przewidzieć jej skutków, które mogą być nie tylko
zaskakujące, a nawet pozytywne. Niestety mogą się też okazać
śmiertelne... Na koniec przestrzega ich, że odtąd grozi im
niebezpieczeństwo ze strony ludzi podążających jego tropem,
łaknących jego śmierci, pragnących zniszczyć dzieło jego
życia. Muszą natychmiast uciekać, jeśli chcą zachować życie.
Rozpoczyna się wyścig z czasem... a także z niepokojącymi
zmianami zachodzącymi w ich organizmach.
"Mogli powiedzieć za Dorotką z "Czarnoksiężnika z Krainy
Oz": "Nie jesteśmy już w Kansas, Tato". Nie byli też w
Krainie Oz, gdzie wszystko łatwo przewidzieć, ale płynęli
przez świat, gdzie na pewno czekały na nich większe cuda niż
drogi z żółtej cegły albo szmaragdowe miasta i straszniejsze
rzeczy niż złe wiedźmy i latające małpy."
Troje głównych bohaterów - Dylan, Shepherd oraz Jillian -
stanowi bardzo ciekawą mieszankę osobowości. Starszy z braci
O'Conner od dziesięciu lat opiekuje się cierpiącym na autyzm
Shepem. Nie narzeka, choć nie jest to łatwe. Mimo tego, że
zmuszony był do podporządkowania mu całego swojego życia,
ani myśli oddać Shepherda do specjalnego ośrodka. U
młodszego brata stwierdzono nieznaczne uszkodzenie mózgu.
Nie jest on jednak typowym przypadkiem osoby dotkniętej
autyzmem. Co prawda przez większość czasu żyje we własnym
świecie i wymaga poczucia stałości (np prysznic powinien
trwać dokładnie 9 minut, a posiłki muszą mieć określony
kształt), potrafi być naprawdę błyskotliwy; choć ze światem
kontaktuje się na swój, "shepowy", sposób. Jest "(...)
krynicą chaosu, tryskającą fontanną zagadek i prawdziwym
gejzerem tajemnic." Dylan też potrafi zaskakiwać. W ciele
postawnego faceta, o aparycji niedźwiedzia, na którego widok
nie jeden zbir dwa razy zastanowiłby się, czy warto
zaatakować, kryje się wrażliwa dusza i gołębie serce. Jego
domeną, jako artysty, jest ekspresja plastyczna. Potrafi
zarówno w obrazach, a także dzięki oczytaniu, w słowach
wyrażać piękno otaczającego go świata, które widzi nawet
tam, gdzie wielu go nie dostrzega. Z kolei Jillian, przy
dziecięcej gorliwości i hurraoptymizmie Dylana, jest
straszną pesymistką widzącą wszystko w ciemnych barwach. Do
tego ma cięty język, jest sarkastyczna i bardzo cyniczna.
Jednak jest coś, co ich łączy, wszystkich troje - każde z
nich, w mniejszym bądź większym stopniu, zmaga się z
demonami przeszłości.
Dean Koontz z całą pewnością potrafi wciągnąć czytelnika w
opowiadaną przez siebie historię. Jest ona nie tylko ciekawa
i zaskakująca, ale też tajemnicza i niepokojąca. Na okładce
książki zamieszczony został cytat z USA Today "Koontz
doskonale wie, jak nas przerazić". Jeśli mam być szczera,
mnie ta opowieść nie przeraziła. Podejrzewam jednak, o który
jej aspekt może chodzić. Mianowicie o to, do czego
doprowadzić może dążenie jednostki ludzkiej, odznaczającej
się w równej mierze zarówno niebagatelnym geniuszem, co
szaleństwem, do realizacji jej wizji świata. Jak
niebezpieczny może być postęp w nauce w niewłaściwych
rękach.
"Nauka to światło w ciemności. A ty sam jesteś ciemnością.
Potworem. Robisz swoje przy blasku księżyca."
Co mi się spodobało w powieści Koontza? Z całą pewnością
jego poczucie humoru. Mimo poruszanych przez niego trudnych
tematów, jak ten wspomniany powyżej, czy dywagacji na temat
ludzkiego przeznaczenia oraz wolnej woli, zdarzało mi się
uśmiechnąć podczas lektury.
"Nie krzycz na mnie. Boże drogi, przyjechałeś tu jak wariat,
nie mówiąc dlaczego ani po co, wyskoczyłeś z samochodu, nie
mówiąc dlaczego. A ja co - mam siedzieć jak przykładna
kobieta, w stanie otępiałej bezmyślności czekać jak głupi
indyk w deszczu, gapiąc się w niebo z otwartą gębą, aż się
utopię?"
-------------------------------------------------
"- Ciach dylu-dylu.
Siedzi motyl na badylu (...)
- Ciach dylu-dylu.
Pije drinka z chlorofilu...
- Ciach dylu-dylu.
Nagle trach i po motylu."
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o minusach powieści.
Dla mnie sporą wadą jest użyta w niej czcionka, interlinia
oraz szerokość marginesów. Każdy z tych elementów jest zbyt
mały, przez co czytany tekst był dla mnie trudny w odbiorze
i obniżał przyjemność płynącą z lektury powieści. Kolejnym
minusem jest błąd na okładce, w zarysie fabuły. Chodzi o
literówkę w nazwisku Dylana. Może i czepiam się szczegółów,
ale dla mnie jest sporą różnicą fakt, czy bohater nazywa się
O'Connor czy O'Conner. Jest "prawie" dobrze, a jednak, jak
to w reklamie piwa Żubr, „"Prawie robi wielką różnicę“.
"W świetle księżyca" polecam wszystkim miłośnikom
fantastyki, thrilleru, historii nieprzewidywalnych i
zaskakujących, bardzo dobrze napisanych, wciągających od
pierwszych do ostatnich stron. Niebagatelna opowieść dla
niebagatelnych czytelników. Może właśnie dla Ciebie?
Sylwia Węgielewska, ocena: 4/6, 22.02.2015 |
|