TWITTER BLOGGER SKULLATOR PLIKI COOKIES KANAŁ YOU TUBE | ||
ZAPOMNIJ
PATRZĄC NA SŁOŃCE - Katarzyna Mlek Jestem wzrokowcem – podobnie jak ogromna większość płci nieco mniej pięknej – i po „Zapomnij patrząc na słońce” postanowiłem sięgnąć zachęcony tylko i wyłącznie okładką. Z opisem zapoznałem się tuż przed lekturą i uważam, że może i nie jest mylący, ale na pewno nie oddaje nawet ćwierci tego, co zawiera książka. Mlek opowiada historię dziecka wychowującego się w patologicznej rodzinie, dziecka pragnącego spokoju i miłości, a otrzymującego niemal codziennie dziesiątki razów i wyzwisk, i w końcu dziecka, którego matka popełniła samobójstwo, zabijając prędzej paromiesięcznego synka. Cała ta otoczka snów, owszem, ma znaczenie, ale nie takie, jak narzuca opis. Długo się nad tym zastanawiałem i uważam, że owe sny są efektem okrucieństwa ze strony matki i bierności ojca; pokazują zło wyrządzone dziewczynce, by zobaczył to ktoś, kto ją ocali. Sny „przepowiadają” przyszłość i udają wątek nadprzyrodzony zasugerowany opisem i niejako potwierdzony mającymi miejsce tragediami, ale czy i te tragedie (próby zapobiegania im) nie są – powiązane z koszmarami przez nadinterpretacje oszalałego z cierpienia umysłu – próbą odreagowania; wcielenia się najpierw przez dziecko, a w końcu dorosłą Hankę w rycerza na białym koniu, którego pragnęła widzieć w swoim ojcu?... Być może. Możliwe jednak, że się mylę i książka traktuje o nie rozumianej i przez to ulegającej chorobie psychicznej kobiecie, Widzącej, która miała „jedynie” trudne dzieciństwo... Autorka wykreowała bardziej niż wiarygodne postacie: matkę, która obwinia wszystkich za swoje niepowodzenia – choć tak naprawdę niczego nigdy nie próbowała zrobić – i znęca się nad dzieckiem; świadomego tego co dzieje się w domu i biernie obserwującego ojca, któremu miałem ochotę napluć w twarz, ponieważ tych co tylko stoją i patrzą na cierpienie uważam za gorszych od tych, którzy je wyrządzają; i córkę – małą Hanię – próbującą zrozumieć okrutny świat, której umysł łączy obrazy i uczucia zarejestrowane za dnia, produkując masowo nawiedzające ją koszmary. Nie zabrakło również postaci drugoplanowych, ale te, choć nic im nie brakuje, bledną i znikają w tle przesłonięte przez główny wątek. Powieść spisana jest lekkim piórem i bardzo szybko się czyta. Widoczny jest również drugi z talentów pisarki – malarstwo – dzięki któremu przedstawione scenerie są ukazane w pełni barw i kształtów, choć te pierwsze zawsze „skażone” są przygnębiającą czernią.
Katarzyna Mlek namalowała słowami piękny i
zarazem brutalny obraz cierpiącego dziecka, oraz ran
zadanych jego psychice – wiecznie otwartych i ropiejących;
pokazała również skutki ludzkiej obojętności. Można by długo
dyskutować o tej książce i to zarówno o tym, na ile
rzeczywiście odnosi się ona do problemu toksycznych
rodziców, jak i o jej wartości czysto rozrywkowej, jednak
nie ulega wątpliwości, że jest to powieść bardzo dobrze
napisana i do bólu poruszająca, bardziej realistyczna, niż
można by przypuszczać.
Marek Syndyka |
|
|
|