TWITTER BLOGGER  SKULLATOR       PLIKI COOKIES  KANAŁ YOU TUBE

KOSTNICA TV FILMY I FILMIKIGALERIANOWOŚCI KSIAŻKOWEFRAGMENTYKINO - ZAPOWIEDZI, PREMIERY          nasz serwis EOPINIER.PL

patronaty.jpg (2614 bytes)
FILMLITERATURATEORIAGRYFORUMLINKI
RECENZJE FILMOWERECENZJE KSIĄŻEKWSPOŁPRACAOPOWIADANIAPUBLICYSTYKANAPISZ DO NASPROSTO Z PIECAZŁOTY KOŚCIEJ

„Łono życia mieni się kłosami słodkich traw.
Tu ogier zeżre świeże źdźbło, a motyl "pylnie" kwiat.
Chodź w te trawy wichrem rozczochrane
.”

                                                    Roman Kostrzewski (Łoże wspólne lecz przytulne)

 

Zjednoczona z naturą

 

               Kilkunastocentymetrowy ślimaczek pokonywał drogę, zostawiając za sobą charakterystyczny srebro-złoty ślad. Prześlizgnął przez porastające ziemię źdźbła gęstej trawy i dalej niestrudzenie brnął do celu. Nie wiadomo, czy znał cel swojej obślizgłej tułaczki. Jednak poruszał się z takim uporem, iż można było pomyśleć, że tak.

Nagle zwolnił i wysunął przed siebie badające teren czółenka. Coś o niespotykanym dotąd cieple i zapachu zablokowało mu drogę. Nigdy wcześniej nie spotkał się z tego rodzaju aromatem, ale nie wywołało to u niego żadnego poczucia niebezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie. Przyjemna woń przyciągała i drażniła jego samcze receptory. Schował cieniutkie czółenka i ruszył przed siebie. Po chwili znalazł się w epicentrum podniecającego zapachu. Miał teraz przed sobą mechatą ścianę składającą się z tysięcy łaskoczących go rzęsek. Ponownie wysunął czułki i stwierdził, że w ścianie znajduje się niewielka szczelina. Wydostający się z niej zapach pochłonął go bez reszty. Postanowił wpełznąć do środka, tym bardziej, że ociekała śluzem podobnym do tego, który sam wydzielał.

Ania poczuła lekkie zmęczenie. Dwugodzinny spacer okazał się zbyt wielkim wysiłkiem, więc nie chcąc narazić się na zakwasy postanowiła zrobić sobie krótką przerwę. Wcześniej pokonała dość strome zbocze pobliskiego lasu, ale teraz znajdowała się na pięknej wielobarwnej łące, z której unosił się widok na całe miasto. Zanim usiadła na trawie uważnie przyglądnęła się wybranemu miejscu. Bolesne doświadczenia z poprzedniej wycieczki przypomniały jej o obowiązku sprawdzania miejsca, na którym kładzie swój dwudziestoletni tyłeczek. Tak, położyła się wówczas na mrowisku. Bezszelestne stworzonka w ciągu kilku  sekund zajęły jej ciało. Potem zaczęły gryźć i kąsać. Pojawił się ból i wrzask. Było coś jeszcze. Kilka mrówek zawędrowało w głąb jej intymnego miejsca. Tam też złożyły jadowite pocałunki. Spanikowana dziewczyna strząsała niechcianych towarzyszy, ale po te które dotarły najgłębiej, musiała sięgnąć palcem. Wsunęła go sobie w obolałe płatki różowego sromu, jednak nie potrafiła wyczuć drobniutkich intruzów. Bezskutecznie gmerała paluszkiem na wszystkie strony, kiedy nagle piekący ból rozlał się przyjemnym ciepłem po wnętrzu pokąsanych ud. Poczuła, że robi się mokra. Zaskoczona falą podniecających dreszczy rozejrzała się wokół, upewniając się, że wciąż jest sama. Nie chciała tego przerywać. Już wcześniej dotykała się w okolicy krocza i przeżywała drobne uniesienia, ale to uczucie zwiastowało coś szalenie wielkiego. W jednej chwili zapomniała o bólu, a nawet zapragnęła, aby więcej mrówek pokąsało ją tam w środku. To zapewne miało związek z jadem, jaki wydzielały te bezlitosne stworzenia. Była już tak blisko... Wsunęła palce jeszcze głębiej, kiedy nagle uderzył w nią orgazm. Wszechpotężna fala rozkoszy zalała jej rozpalone ciało. Wezbrane tamy przyjemności puściły swoje pęta unosząc ją ponad gwiazdami, drażniąc każdy, nawet najmniejszy nerw jej oszalałego umysłu. Kiedy emocje opadły, ponownie pojawił się ból. Jednak całe doświadczenie przyćmiewało jego atak tak mocno, iż kilka dni po zagojeniu się małych ranek Ania znów zapragnęła przyjemności, jaką podarowały jej mrówki. Do tej pory, nie zdecydowała się, aby to powtórzyć.

Położyła się na miękkiej trawie i zamknęła oczy. Była naprawdę zmęczona. Ciepły, południowy wiatr okrył ją niewidzialną kołderką. Monotonna muzyka szeleszczących liści kołysała do snu. Przytuliła się policzkiem do miękkiej trawy. Zupełnie rozluźniona,  rozsunęła szeroko nogi, pozwalając zachodzącemu słońcu podziwiać jej najintymniejsze widoki. Śniła o mężczyźnie. Wysoki, przystojny i bardzo ją pociągał. Oboje byli nadzy, a ona otwierała przed jego ustami kolejne centymetry drżącego ciała. Gdyby nie zasnęła zapewne wyczułaby nieznaczny ruch między nogami. Dość pokaźny ślimak zawędrował wprost do jej miłośnej krainy. Zwierzę pokonało mechatą ściankę i centymetr po centymetrze wślizgiwało się do środka. Śniła, że mężczyzna w nią wchodzi. Mimowolnie zacisnęła mięśnie wypychając ślimaka z powrotem na zewnątrz. Niestrudzony podróżnik niezmordowanie jednak brnął w mokrą szczelinkę, powodując u śpiącej dziewczyny coraz mocniejsze doznania. Wyśniony mężczyzna poruszał się miarowo, rytmicznie. Było jej tak dobrze. Obudziła się z krzykiem zwiastującym orgazm. Och! Och! Zacisnęła nogi najmocniej jak umiała. Zdrętwiałymi dłońmi przeorała źdźbła otaczającej ją trawy. Po chwili wszystko ustało, jednak wciąż odczuwała tam w dole jakiś dziwny ruch. O mój Boże! Przypomniała sobie incydent z mrówkami. Przerażona wspomnieniem sięgnęła dłonią między nogi. Kciukiem i palcem wskazującym wyciągnęła ze środka martwego ślimaka. Zwierzę zostało zmiażdżone przez rozkurczające się ścianki macicy. Teraz zwisały z niego kawałki zielono galaretowatych jelit i innych wnętrzności. Z krzykiem cisnęła truchło w pobliskie krzaki. Jak to możliwe? – pomyślała, powstrzymując wymioty.

Mijały kolejne dni i tygodnie. Ohydny posmak przygody ze ślimakiem powoli ulatniał się z pamięci. Jednak wspomnienie siły uderzenia orgazmu jaki wówczas przeżyła dręczyło ją niemal, że każdego dnia. Potężny huragan namiętności coraz mocniej upominał się o powtórkę. Żaden mężczyzna do tej pory nie dał jej aż takiej rozkoszy. Sama również nie potrafiła jej sobie podarować. Owszem, często bawiła się łechtaczką, ale doznania bledły w cieniu wspomnień ostatniej przygody. Chęć przeżycia takiego orgazmu powodowała wręcz fizyczny ból. Każdej nocy odwiedzała paluszkiem swą ciaśniutką norkę, ale doznania, które przeżywała sprawiały tylko ciągły niedosyt. Mijały dni, kolejne noce, a jej rozpalone ciało pragnęło więcej. Tak, więc pewnej nocy, kiedy wiła się w niepełnym akcie orgazmicznych nerwosplotów – wykrzyknęła. – Dość! Postanowiła ponownie udać się na pamiętną łąkę. Odda się w ramiona przyrody a resztę załatwi za nią natura. Założyła wysokie trapery, krótką spódniczkę i zwiewną, bawełnianą bluzeczkę. Celowo nie wkładała majtek, aby kolejnemu przybyszowi nie utrudniać zadania.

Słońce miało się ku zachodowi, a ciepły, letni wietrzyk muskał jej opalona skórę. Postanowiła, że zrobi tak jak poprzednio. Położyła się na trawie, rozsunęła szeroko kolana i zamknęła oczy. Delikatny szum wiatru sprawił że poczuła się wyjątkowo rozluźniona. Gęsta trawa zamieniła się w miękką poduszkę, a jaskrawe promienia zachodzącego słońca nie pozwalały otworzyć oczu. Po kilku minutach zapadła w upragniony sen.  

Dwa wielkie zaskrońce szukały schronienia po całodziennym wylegiwaniu się na słońcu. Bezszelestnie pokonywały źdźbła pachnącej trawy, aby wreszcie trafić pod bezpieczne zadaszenie, do którego drogę wskazywały dwie rozsunięte nogi. Jeden z nich leniwie zwinął się w embrionalny kłębuszek i zastygł w bezruchu tuląc się do dziewczęcego łona. Drugi z kolei wspiął się na udo, prześlizgnął po brzuchu i wsunął swój obślizgły łeb pomiędzy jej piersi. Nieświadoma niczego dziewczyna zapadała w coraz to głębszy sen. Tym razem śniła o dwóch potężnie zbudowanych mężczyznach. W ich umięśnionych ramionach przypominała jawajkę, która dobrowolnie poddaje się lubieżnym zamiarom. Z cichutkim westchnieniem przyjęła penis, który wsunął się w jej rozpaloną cipeczkę. Z kolei drugi znalazł ukojenie w jej soczystych ustach. Jeszcze nigdy nie robiła tego z dwoma mężczyznami, jednak było jej tak dobrze, że poddawała się tym pieszczotom z nieukrywaną rozkoszą.

Węże wyczuły, że ich spokojna dotąd przystań zaczynała się nerwowo poruszać. Robiły się coraz bardziej niespokojne. Jeden, podniósł łeb z piersiowego legowiska i zaczął się zbliżać w stronę szeroko otwartych ust dziewczyny.
            Penis mężczyzny robił się coraz bardziej natarczywy z kolei drugi masował jej migdałki swą pulsującą główką.

Oślizły gad ostrożnie zanurzył łeb w rozwartych ustach, uważnie badając dokąd prowadzi ta głęboka kraina.

Senny orgazm uderzył jednocześnie w całą trójkę. Ania zacisnęła rozsunięte nogi  blokując drogę ucieczki przerażonemu gadowi. Zwierzę próbując się wydostać odruchowo wcisnęło łeb pomiędzy jej mokre wargi sromowe. W tym momencie Ania eksplodowała z rozkoszy i z całej siły zacisnęła zęby na łbie drugiego ciekawskiego węża. Penisy wystrzeliły w jej szparkę i usta gorący ładunek śmietankowego nektaru.

Zraniona gadzina syknęła z bólu i rzuciła się pędem wprost w nieznaną drogę. Wcisnęła łeb w ciasny korytarz krtani i centymetr po centymetrze zanurzała się w jego wnętrzu. Ani zabrakło powietrza. Orgazm był wyjątkowo potężny.
            Wąż poruszał się tak intensywnie, że za moment spomiędzy jej nóg wystawał jego zaledwie kilkucentymetrowy ogon. Przez chwilę wyglądała jakby wyrósł jej maleńki penis.
Gadzinie zaczynało brakować powietrza, więc histerycznie brnął przed siebie plądrując gorące wnętrzności. Ania opadała w ciemną otchłań rażona resztkami wszechpotężnej rozkoszy.

Ten pierwszy wreszcie przebił się przez krtań i zanurzył się w gorących trzewiach. Nerwowo poszukiwał wyjścia z pułapki w której się znalazł. Po drodze w okolicach serca napotkał swojego gadziego kompana. Intuicja podpowiadała, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.  Konające gady oplotły jej serduszko wężowym wianuszkiem zastygając wreszcie w miłosnym bezruchu. Ania zasnęła snem wiecznym, jednocząc się z naturą jak mało kto.

Tomasz „MordumX” Siwiec