Seriale przeżywają ostatnimi czasy Złotą Erę. Powstaje coraz więcej produkcji telewizyjnych, a ich budżety sięgają czasem kwot dorównujących produkcjom kinowym. Kiedyś kojarzone z tasiemcowymi fabułami i przewidywalnymi rozwiązaniami oraz aktorami, którym nie udało się zabłysnąć na wielkim ekranie, teraz same lansują gwiazdy a ich sukcesy przyćmiewają niekiedy osiągnięcia najbardziej kasowych hitów filmowych. Jednym z takich seriali jest niewątpliwie seria „Amerykańscy bogowie”, powstała na podstawie powieści Neila Gaimana (twórcy znanego, popularnego i szalenie cenionego). Co prawda na produkcję składa się na razie tylko jeden sezon, ale za to jest to osiem najciekawszych i najlepiej zrealizowanych odcinków, jakie przyszło mi oglądać.
Cień właśnie wychodzi z więzienia, jednak okazuje się, że ten długo wyczekiwany dzień, jest dla niego kolejną traumą. Mężczyzna dowiaduje się, że jego ukochana żona nie żyje, więc jego pierwszą podróżą na wolności będzie ta kierująca go na jej pogrzeb. Po drodze spotyka dziwnego mężczyznę, którego talenty dalece przekraczają granice, które może zrozumieć przeciętny śmiertelnik. Pan Wednesday, gdyż tak każe na siebie mówić tajemniczy jegomość, chce zatrudnić Cienia i ten ostatecznie zgadza się, choć bardzo niechętnie. Tak zaczyna się jego przygoda ze światem, o którego istnieniu miał pojęcie tylko teoretyczne.
Jeśli ktoś nie czytał powieści Gaimana, tak jak ja, to pierwsze dwa-trzy odcinki mogą być trudne do zrozumienia, a nawet wprawić w konsternację bowiem oprócz klasycznych rozwiązań fabularnych, otrzymujemy również retrospekcje oraz przeskoki do niewielkich sekwencji scen, które niewiele mają wspólnego z pierwotną opowieścią, mają jednak za zadanie ukazać głębie i bogactwo świata przedstawionego. Dlatego uważam że serial ten zdecydowanie warto polecić tym widzom, którzy pragną myśleć i analizować przedstawiane na małym ekranie treści, a przy tym nie krępują ich odważne sceny erotyczne, korzystanie z potocznego, czasem wulgarnego języka (oczywiście tam, gdzie potrzeba) oraz powolne tempo akcji (pomimo tego, że na ekranie dzieje się naprawdę sporo, to akcja poniekąd stoi w miejscu).
W trakcie tych ośmiu odcinków przez szklany ekran przewala się mnóstwo świetnych, a czasem wręcz wybitnych aktorów, a wizualne aspekty tej produkcji moim zdaniem powalają. I chyba najbardziej będą narzekać na nią czytelnicy, którzy zapoznali się z „Amerykańskimi Bogami” na papierze (przynajmniej takie opinie zdążyłam zaobserwować w sieci), a moim zdaniem seriali tak wybitnych jest na tyle mało, że szkoda aby książka walczyła tutaj z nowoczesnym medium (jakie to adekwatne do tematu), gdyż jestem przekonana, że obydwa dzieła zasługują w tym przypadku na taką samą uwagę. Wszystkim tym, którzy jeszcze się wahają pragnę polecić ten serial z całego serca. Sama byłam bardzo sceptyczna, kiedy do niego siadałam, a po skończonym seansie zbierałam szczękę z podłogi tylko po to by móc uśmiechnąć się od ucha do ucha. Nawet jeśli nie zrozumiecie pierwszego albo drugiego odcinka nie zniechęcajcie się, to naprawdę genialny serial.
Ocena: 6/6
Żaneta Fuzja Krawczugo
Stacja STARZ zapowiedziała premierę drugiego sezonu American Gods na połowę 2018 roku.
Serial oparty jest na powieści Amerykańscy bogowie (American Gods) – Neila Gaimana.