HORROR SHOW
Nowe „AHS” w drodze, a ja wracam do starszych odsłon znakomitego cyklu. „Freak Show”, czwarty sezon „American Horror Story” to kolejna stonowana tematycznie opowieść. Mniej tu horroru, więcej thrillera i dramatu obyczajowego. A wszystko to jak zawsze przesycone erotyką i brutalnością, z jednoczesnym mnóstwem nawiązań do autentycznych postaci i opowieści grozy. Czyli kolejna dobra rzecz dla miłośników opowieści z dreszczykiem.
Rok 1952. Bliźniaczki dzielące ze sobą jedno ciało zabijają matkę. Szansą na ucieczkę przed sprawiedliwością staje się dla nich tytułowa cyrkowa trupa dziwadeł. Dla właścicielki tego gabinetu osobliwości przyjęcie ich pod swoje skrzydła zaś to szansa na zarobek. Ale problemów przybywa. Tym bardziej, że w okolicy grasuje seryjny morderca w stroju klowna…
„Freak Show” to sezon nieco lepszy od „Sabatu”. Nie jest skomplikowany, znów dostajemy tu konsekwentnie snutą, prostą opowieść, która ma jednak o wiele ciekawszy klimat, niż poprzednio. Niby rzecz dzieje się w cyrku, niby świat bohaterów jest kolorowy, a jednak czai się tu mrok i niepokój. I to się ceni. Zresztą twórcy tym razem dość mocno grają na emocjach, serwując nam grupę połamanych przez życie bohaterów uwikłanych w wydarzenia, które często mają swój tragiczny finał. Owszem, podobne zagrywki bywają nomen omen ograne, niemniej niejednego widza kupią.
Ale największą siłą tego sezonu jest obsada, która dała z siebie tym razem jeszcze więcej niż dotychczas. Bezbłędny Evan Peters i znakomita Kathy Bates kradną całe show, ale i Lange w zwyczajowej dla siebie roli cwanej, choć podszytej depresją upadłej artystki wypada dobrze. Ba, nawet nijaka Sarah Paulson tym razem bardziej się postarała, chociaż obawiałem się jak zniosę ją z dwoma głowami, skoro jedna to zazwyczaj dla mnie za dużo. Ale co podoba mi się w „American Horror Story” to to, że twórcy nie stawiają na śliczne acz pozbawione talentu gwiazdki, za którymi piszczą widzowie na całym świecie, a naprawdę dobrą obsadę, potrafiącą wcielić się w różnorodne role.
Dobre są też same efekty. Może nie wybitne, bo czasem rzucają się w oczy, ale jak na serial telewizyjny, „Freak Show” prezentuje się zadziwiająco dobrze. I tak samo wypada też całość. To bowiem kolejna dobra odsłona dobrej serii, przyjemna w odbiorze, nastrojowa, ze świetnymi scenami z mordercą w stroju klowna… W skrócie kolejna dobra produkcja dla miłośników opowieści z dreszczykiem, w sam raz na kilka ponurych wieczorów przed telewizorem.
Michał Lipka