POLITYCZNY HORROR
Jak w poprzednich sezonach, tak i tym razem twórcy „American Horror Story” zaskakują widzów podejściem do tematu. Znów bowiem dostajemy zupełnie inną opowieść, niż obiecywał tytuł, choć jednocześnie mamy tutaj też wszystko to, czego mogliśmy oczekiwać. I chociaż upolitycznienie tego sezonu nie wyszło produkcji szczególnie na dobre, jeśli przymknąć oko na pewne naiwności, choć jest ich na szczęście mało, rzecz ogląda się naprawdę świetnie.
Akcja dzieje się tuż po wygranych przez Donalda Trumpa wyborach prezydenckich. Gdy poplecznicy Hilary Clinton wpadają w istną histerię, na ulicach zaczyna dochodzić do aktów prowokacji i przemocy wobec mniejszości. Szaleństwo potęguje pojawienie się morderczego kultu, którego członkowie przebrani za klownów terroryzują dzielnicę, w której mieszka lesbijskie małżeństwo zagorzałych zwolenniczek Clinton. Gdy giną kolejne osoby, a spirala szaleństwa i nienawiści nakręca się, rodzą się pytania o co w tym wszystkim chodzi. Jaki cel ma niebieskowłosy kandydat do rady miasta? Co takiego rozpyla nocami tajemnicza ciężarówka? I kto tu jest wrogiem, a kto przyjacielem?
Można by powiedzieć, że minusem tego sezonu jest dość naiwne podejście do kwestii polityki. Właściwie mocne uogólnienie, dość intensywnie skręcające w lewą stronę, ukazujące prawicę, jako zboczonych, ograniczonych rednecków. Z drugiej jednak strony twórcy dokładają starań by po obu stronach działo się zarówno dobrze, jak i źle i w ostatecznym rozrachunku główna dobra tego serialu, że tak ją określę, okazuje się równie zła, jeśli nie gorsza od antagonisty (choć trudno nazywać antagonistą kogoś, kto jest postacią wiodącą, prawda?). Jednocześnie rzecz wpasowuje się w pewne konkretne nastroje społeczne i tu czasem bywa naiwna. A mi brakuje w tym wszystkim większego wzniesienia się ponad podziały i uderzenia w to, co istotne, czyli, że ludzie inteligentni i świadomi doskonale zdają sobie sprawę, że właśnie samodzielne myślenie, nieograniczanie się do wytyczonych nam opcji politycznych i wyrabianie własnego zdania jest kluczowe dla bycia człowiekiem, a nie jedynie kolejną twarzą w tłumie lemingów podążających ślepo za przywódcą, który może wiedzie ich na skraj zagłady. A wiedzie ich i to wielu.
Ale jeśli patrzeć na „Kult” jako horror, zabawa jak zwykle jest znakomita. To bardziej thriller, niż horror – mocno jednak powiązany z takimi sezonami, jak „Freak Show” – gdzie lęki polityczne spotykają się z legendami miejskimi. Jednocześnie to kawał świetnej opowieści o dążeniu do stworzenia sekty, jej rośnięcia w siłę i mechanizmach takich działań. Mechanizmach, które niczym się nie różnią od zdobywania poparcia politycznego. Serial ma świetny klimat, niezłe aktorstwo (genialny jak zawsze Evan Peters deklasuje przeciętną konkurencję w postaci całej reszty) i całkiem sporo pobudzających wyobraźnię zagadek. Nie jest to najlepszy sezon „AHS”, nie jest też najgorszy. To po prostu kawał dobrego thrillera / horroru, nieoczywistego, nastrojowego i ani przez moment nienużącego. A przy okazji oferującego całkiem sporo smaczków, od odwoływania się do prawdziwych wydarzeń (np. klowni mordercy), na popkulturowych odniesieniach skończywszy. Szkoda tylko, że politycznie nie do końca jest spełniony – wtedy miałby szansę stać się czymś naprawdę genialnym.
Michał Lipka