Armagedon dzień po dniu – J.L. Bourne | KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Armagedon dzień po dniu – J.L. Bourne RECENZJA, PATRONUJEMY, FRAGMENT

21

Tytuł: Armagedon dzień po dniu
Autor: J.L. Bourne
Cykl: Armagedon dzień po dniu tom 1
Format: 130×197
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Marcin Grzywaczewski, Marcin Moń
ISBN: 978-83-65568-44-1

RELACJA Z ARMAGEDONU

Na okładce tej powieści Brad Thor, autor „Czarnej listy” i „Za ciosem” przekonuje, że to najlepsza książka o zombie, jaką czytał. Zawsze do takich szumnych zapowiedzi podchodzę z dużą rezerwą, ale tym razem zgadzam się z nią w pełni. „Armagedon dzień po dniu” to także dla mnie najlepsza powieść o żywych trupach, jaką miałem w swoich rękach. Zważywszy jednak na poziom, jaki zazwyczaj prezentuje literatura z tego gatunku, nie byłby to żaden komplement. Na szczęście dzieło J.L. Bourne’a to naprawdę znakomita pozycja dla miłośników horrorów i dobrych historii katastroficznych.

Wszystko zaczyna się w Chinach. Zagrożenie dla USA i świata nie pochodzi jednak ze strony dyktatury posiadającej broń atomową, a tajemniczej choroby, której epidemia wybucha właśnie w tym kraju. Sytuacja wydaje się poważna, ale z powodu cenzury nikt nie wie co tak naprawdę się dzieje. Nic więc dziwnego, że świat obawia się nawet wojny. Młody żołnierz armii amerykańskiej, którego losy śledzimy poprzez jego dziennik, nie boi się konfliktu, ale i jego ostatnie wydarzenia dziwią i skłaniają do działania. Kiedy w Stanach dochodzi do pierwszych zakażeń dziwnym wirusem, zaczyna gromadzić zapasy, wykupować w sklepach naboje, umacniać zabezpieczenia domu… Kolejne misje przekonują go, że postąpił słusznie. Personel i władze przygotowują dawne bunkry, ściągają swoich bliskich, a rozkazy nakazują żołnierzom nawet podsłuchiwanie Centrum Zwalczania Chorób. Nie wiadomo skąd wzięło się zagrożenie i do czego może prowadzić, jednakże jedno jest pewne: wirus ożywia ludzi. Co więcej wszyscy pokąsani przez zombie szybko umierają, by wkrótce także powrócić do życia. Zaczyna się prawdziwy Armagedon, a my dzień pod dniu śledzimy sytuację dzięki zapiskom głównego bohatera.

Horrory uwielbiam od dzieciństwa, choć prawdziwą fascynację gatunkiem przeżyłem będąc jeszcze gimnazjalistą, kiedy to nocami (i weekendami) nałogowo wręcz oglądałem klasyczne starszaki. Nigdy jednak nie przepadałem za opowieściami o zombie. Owszem, ceniłem klasykę Romero za jej klimat, za świeżość i wykraczanie poza ramy prostej opowieści grozy, ale to był wyjątek. Nie zachwycił mnie więc także serial „The Walking Dead”, chociaż serię komiksową lubię, tym bardziej nie urzekły mnie powieści spod tego szyldu, choć nie były wcale złe. Dlatego do niniejszej pozycji nie zasiadałem z wielkimi oczekiwaniami. I mile mnie zaskoczyła. Czym? Lekkością, klimatem i realizmem, szczególnie jeśli chodzi o militarne aspekty „Armagedonu”. Bourne, żołnierz z dwudziestoletnim stażem (i jakim nazwiskiem!), zna się na swojej robocie i potrafi ubrać ją w słowa.

Poza tym stworzył po prostu wzorcową, bezpretensjonalną opowieść o apokalipsie żywych trupów. Lekko i sprawie napisaną, dobrze poprowadzoną i przyjemną w odbiorze. Wszystko to sprawia, że „Armagedon dzień po dniu” to pierwsza seria o zombie, jaką mam ochotę przeczytać w całości. Dlatego też polecam ją Waszej uwadze, jeśli lubicie temat albo po prostu macie ochotę na udany survival horror, będziecie bardzo zadowoleni.

Michał Lipka

———————————–

 Najlepsza książka o zombie, jaką czytałem.

Brad Thor, autor bestsellerów

 „Apokalipsa zombie”, kiedyś będąca na marginesie horroru, stała się ostatnio jednym z najmodniejszych gatunków w popkulturze. Armagedon dzień po dniu J.L. Bourne’a to błyskotliwy i wciągający thriller, który z zapartym tchem przeczytają zarówno nowi, jak i zagorzali miłośnicy żywych trupów. Armagedon dzień po dniu uznawany jest za najlepszy horror o zombie obok The Walking Dead.

Urywkowe doniesienia medialne wskazują na chaos i przemoc, które rozprzestrzeniają się w amerykańskich miastach. Planetę ogarnia zło nieznanego pochodzenia. Umarli powstają, by objąć Ziemię we władanie jako nowy dominujący gatunek w łańcuchu pokarmowym.

Oto pisany odręcznie dziennik ukazujący walkę o przetrwanie jednego człowieka. Schwytany w sidła globalnej katastrofy, musi podejmować decyzje – wybory, które zaowocują albo życiem, albo wieczną klątwą przemierzania świata jako jeden z trupów.

Wkrocz, jeśli masz odwagę, do tego świata. Świata nieumarłych.

FRAGMENT

  1. Początek

 

1 stycznia, godzina 3.58

Życzę sobie szczęśliwego nowego roku. Po nocy spędzonej na pijackiej zabawie otrzeźwiałem i wróciłem do domu. Urlop w domu rodzinnym już mnie mocno zmęczył i znużył. Jestem wdzięczny za przerwę w szkoleniu, ale w Arkansas usycham z nudów. Wszyscy moi przyjaciele wciąż piją to samo piwo, co zwykle i robią to samo, co zwykle. Będę wniebowzięty, gdy wrócę do San Antonio. Postanowienie noworoczne – zacznę pisać pamiętnik.

 

2 stycznia, godzina 11.00

Kac w końcu minął. Gdy mam okazję, lubię oglądać wiadomości w telewizji, ale u moich rodziców dostępne są tylko lokalne programy. Nawet nie spróbuję połączyć się z Internetem przez modem, bo wywoła to u mnie frustrację graniczącą z szaleństwem. Maile sprawdzę po powrocie do domu. Wygląda na to, że coś się dzieje w Chinach, bo w wiadomościach podano informację o jakimś wirusie grypy, który się tam rozprzestrzenia. U nas w tym roku sezon grypowy był ciężki. Zaszczepiłem się w bazie, dzięki czemu ominął mnie deficyt szczepionek. Cieszę się, że jutro wracam do siebie i znów będę miał dostęp do szybkiego Internetu i kablówki.

Nawet moja cholerna komórka nie działa na tym odludziu. Najgorsza jest świadomość, że będę musiał dużo latać, żeby wrócić do formy. Kiedy zaciągnąłem się do lotnictwa marynarki wojennej nie przypuszczałem, ile ciągłej pracy i nauki trzeba zainwestować tylko po to, by pozostać kompetentnym.

 

3 stycznia, godzina 6.09

Babcia zadzwoniła dziś rano i powiedziała mamie, że będzie wojna z Chinami. Próbowała też namówić mnie na dezercję z wojska i ucieczkę do Kanady. Naprawdę myślę, że babci odbiło. Włączyłem wiadomości spodziewając się ogłoszenia jakiegoś bzdurnego embarga na handel z Państwem Środka, ale podano informację, że prezydent Bush zgodził się na wysłanie tam wojskowego personelu medycznego tylko i wyłącznie w celach doradczych.

Zastanawiam się, co takiego mamy w Ameryce, czego tak potężny kraj jak Chiny mógłby potrzebować? Mają wszystkie niezbędne surowce naturalne. Wydaje mi się, że mogłem zostawić włączone światło w moim domu w San Antonio. Na dachu mam zamontowane dwa małe panele słoneczne, ale i tak jestem podłączony do sieci energetycznej. Prąd z tych ogniw odsprzedaję dostawcy w czasie mojego pobytu na misjach. Ich montaż już się zwrócił.

 

5 stycznia, godzina 20.04

Po przyjemnej, dziesięciogodzinnej podróży samochodem z północno-zachodniej części Arkansas wróciłem wczoraj do siebie. Na Gwiazdkę dostałem radio satelitarne i miałem je włączone podczas jazdy. Przez całą drogę słuchałem stacji BUZZ i FOX z przerwami na muzykę z odtwarzacza mp3. Żałuję, że nie pomyślałem o podłączeniu tego radia u rodziców, bo jestem prawie pewien, że zadziałałoby nawet na tym zadupiu.

Sytuacja w Chinach staje się napięta. W wiadomościach podano, że z powodu tego chińskiego „wirusa” straciliśmy ponad dziesięciu członków zespołu medycznego. Inni „doradcy wojskowi”, którzy wciąż tam są, będą musieli przejść kwarantannę przed powrotem do Stanów. To się nazywa mieć przechlapane – jedziesz komuś pomóc, a w zamian za to po powrocie dostajesz wyrok więzienia.

Poniedziałek był nie najgorszy. Musiałem wykonać kilka lotów treningowych. Samolot EP-3 to w zasadzie transportowy Herkules z dużą ilością anten. Jest raczej mało zwrotny, ale potrafi zbierać wartościowe dane z wysokości 6000 metrów.

Dzisiaj zadzwonił do mnie przyjaciel z Groton w stanie Connecticut. Bryce jest oficerem marynarki, pływającym na okrętach podwodnych. Kilka lat temu, kiedy w domu instalowałem panele słoneczne, pomógł mi korzystnie kupić części z odzysku po starych okrętach z silnikiem Diesla. Bryce powiedział, że w końcu bierze rozwód – żona przyznała się do zdrady. Miałem przeczucia co do tej dziewczyny, ale nigdy nic nie mówiłem. Nie sądzę, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Przez dłuższy czas rozmawialiśmy o sytuacji w Chinach. Bryce uważa, że chodzi tu o jakiś wyjątkowo groźny wirus grypy. Myślę, że ma rację.

 

9 stycznia, godzina 16.23

Dzięki Bogu już piątek. Mama zadzwoniła dzisiaj na moją komórkę i spytała, czy wiem, co się dzieje za granicą. Była zmartwiona. Musiałem jej po raz kolejny wytłumaczyć, że fakt, iż jestem oficerem lotnictwa marynarki wojennej, nie oznacza, że wiem, kto zabił prezydenta Kennedy’ego ani co się stało w Roswell. Kocham mamę, ale czasami doprowadza mnie do szału. Pocieszyłem ją najlepiej, jak mogłem, ale coś jest nie w porządku. Te bzdury zajmują za dużo miejsca w wiadomościach. Podejrzewam, że dziennikarze coś wiedzą. Wskazują na to pytania zadawane w Białym Domu, Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego i Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego.

Prezydent wygłosił przemówienie, nadawane tylko na falach radiowych AM (prawdopodobnie w celu uniknięcia zbytniego rozgłosu), i oznajmił, że nie ma się czym martwić. Nasz wojskowy zespół medyczny w Chinach musiał odesłać jednego z lekarzy do domu, bo był on zbyt chory, aby pozostać tam w nieodpowiednich warunkach i pod niewystarczającą opieką. Inna dziwna sprawa – w przyszłym miesiącu moja eskadra miała lecieć na ćwiczenia nad wodami Pacyfiku do Atsugi w Japonii, ale manewry odwołano.

Gdy spytałem o to mojego dowódcę, odpowiedział, że tylko chuchają na zimne i że pojawiły się pogłoski o chorych osobach na wyspie Honsiu. Powiedział, żebym się nie martwił, a potem dał mi do zrozumienia, żebym sobie poszedł. Coś tu nie gra i cała ta afera zaczyna mnie niepokoić. Chyba pojadę do sklepu kupić butelkowaną wodę i inne tego rodzaju produkty.

 

10 stycznia, godzina 7.00

Nie spałem zbyt długo tej nocy. Przez cały czas miałem włączone wiadomości, żeby niczego nie przeoczyć.

– Mogę zapewnić Amerykanów, że podejmujemy wszelkie wysiłki w celu powstrzymania i opanowania tej epidemii na terytorium Chin – stwierdził prezydent.

Jasne, mów tak dalej z tym twoim południowym akcentem. Pojechałem dzisiaj do supermarketu Wal-Mart i kupiłem kilka rzeczy na wypadek, gdybym musiał zostać w domu, żeby uniknąć zarażenia. Kupiłem wodę, kilka puszek gulaszu wołowego i pojechałem do bazy porozmawiać z przyjacielem z zaopatrzenia. Powiedział, że może mi dać parę skrzynek racji żywieniowych w zamian za nowy kombinezon lotniczy z nomexu. Taka wymiana nie sprawi mi kłopotu, bo mam ich ponad dwadzieścia. Wybrałem jeden z mniej znoszonych kombinezonów na wymianę. Co prawda racje żywnościowe MRE[1] ze względu na swoją wagę i dużą objętość opakowania nie są zbyt wygodne w czasie nagłej ucieczki, ale przynajmniej moja dieta będzie bardziej urozmaicona, gdybym nie mógł wyjść.

Vance (mój kontakt w zaopatrzeniu) powiedział, że widział w sieci rachunek rządowy na kilka tysięcy skrzynek racji żywieniowych wysłanych do NORAD[2] i paru innych lokalizacji na północnym zachodzie. Spytałem, czy to jest normalne. Odparł, że tak dużego zamówienia na żywność w tych obiektach nie było od czasu kryzysu kubańskiego. Jeśli grube ryby chcą się zaszyć w bezpiecznym miejscu na kilka miesięcy, to sytuacja jest poważniejsza, niż myślałem.

 

Godzina 10.42

Rozładowałem moje racje żywnościowe i zauważyłem, że jedna z paczek była rozerwana. W powietrzu rozszedł się zapach posiłku z opakowania „A” i przypomniał mi o tych wszystkich MRE, które jadłem, gdy stacjonowałem w bazie w Zatoce Perskiej. Ten przydział był bezsensowny. Nienawidziłem tam przebywać. Cały czas było cholernie gorąco, a gdy w końcu znalazłem się na okręcie, wcale nie było lepiej. Sprawdziłem stan baterii w ładowarce, wszystkie sześć diod świeciło się na zielono. Przyszedł mi na myśl Bryce i to, jak „za pół darmo” zdobyłem te stare akumulatory po okrętach podwodnych.

Dawniej, kiedy okręty podwodne były napędzane silnikami Diesla, a nie reaktorami jądrowymi, podczas zanurzenia korzystano z akumulatorów ładowanych na powierzchni przy pomocy generatorów. Uważam, że była to udana konstrukcja. W niektórych krajach takie okręty są wciąż w czynnej służbie.  W moim przypadku ładowanie akumulatorów ogniwami słonecznymi zajmuje o wiele dłużej, bo dziesięć godzin, a nie trzy jak na okrętach, no ale słońce jest za darmo.

Tęsknię za siostrami – Jenny i Mandy. Od kiedy wstąpiłem do armii nie widywałem się z nimi zbyt często, a one dorosły nie wiadomo kiedy. Zadzwoniłem do domu taty i porozmawiałem z Jenny, tą młodszą. Była jeszcze zaspana. W dzieciństwie mocno jej dokuczałem. No cóż, kocham tę małą smarkulę, a dokuczanie tylko kształtuje charakter. Mandy mieszka w domu rodziców dopóki znów nie stanie na nogi. Nigdy nie dzieliła się ze mną swoimi problemami, właściwie nie podejmowaliśmy poważnych tematów. Żałuję, że sprawy nie potoczyły się inaczej i w dzieciństwie nie byliśmy ze sobą bliżej.

Muszę wyczyścić broń. Zwłaszcza mój CAR-15 jest mocno zabrudzony. Przy okazji można by też wyczyścić pistolety. Skoro o tym mowa, nie od rzeczy byłoby kupić parę setek sztuk amunicji do karabinu. Amunicja jest tania. Nie przepadam za szabrownikami i złodziejami, a  jeśli zostanie zarządzona kwarantanna, chcę trzymać rękę na pulsie.

 

Godzina 14.36

No dobra, zaczynam się martwić. Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom[3] w Atlancie podało, że odnotowano przypadek tej „choroby” w Szpitalu Marynarki Wojennej w Bethesda, w Maryland. Ponieważ nie ma u nas komunistów, którzy cenzurowaliby informacje, doniesienia ujrzały światło dzienne. Podobno choroba ta wywołuje u zarażonych utratę pewnych funkcji motorycznych i sprawia, że zachowują się oni nieprzewidywalnie. Zadzwoniłem do bazy, aby zadać kilka pytań. Powiedziano mi, że prawdopodobnie w poniedziałek będziemy mieli wolne. Departament Obrony musi oszacować zagrożenia dla personelu wojskowego stacjonującego w USA.

Mama zadzwoniła do mnie w sprawie najnowszych wiadomości i powiedziała, że szpital w Bethesdzie to ten sam, do którego zabrano prezydenta Kennedy’ego po zamachu. Ponabijałem się z jej spiskowego postrzegania świata i powiedziałem, żeby opiekowała się swoim mężem (moim ojczymem). Powiedziałem też, żeby nie jechali do miasta, jeśli nie muszą ruszać się z domu po zapasy. Idę do sklepu spożywczego zrobić zakupy. Aha, no i kupiłem tysiąc sztuk amunicji do karabinu. Musiałem iść do kilku sklepów, aby je wszystkie dostać. Nikt nie chciał sprzedać mi na raz takiej ilości. Mogło to być spowodowane jakimś liberalnym prawem, o którym nie wiem, albo też zaniepokojony właściciel sklepu z bronią chciał zachować naboje dla siebie, próbując jednocześnie zadowolić klienta.

Już wychodziłem, kiedy odebrałem telefon z poleceniem stawienia się w mundurze w kwaterze głównej eskadry. Cdn.

 

Godzina 19.12

Właśnie wróciłem z odprawy w bazie i trochę się martwię. Dowiedzieliśmy się, że mamy jutro, w niedzielę, polecieć z ważną misją. Mamy wykonać lot rozpoznawczy nad Atlantą, a właściwie kilka kilometrów na północny wschód od Atlanty, nad miejscowością Decatur w stanie Georgia. Mamy skoncentrować się na obszarze, na którym mieści się siedziba Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom. To nic skomplikowanego, po prostu dostaliśmy rozkaz sprawdzenia dla FBI, czy w Centrum czegoś nie ukrywają. Ma to być zwykła misja rozpoznania fotograficznego i radioelektronicznego.

 

Przypomniały mi się czasy, gdy podsłuchiwałem rozmowy telefoniczne mojej byłej dziewczyny podczas lotów treningowych nad San Antonio. Uwielbiam sprzęt rozpoznania radioelektronicznego (SIGINT). Pozwolił mi zaoszczędzić wiele czasu i pieniędzy w kontaktach z tą kobietą. W wiadomościach telewizyjnych widziałem, jak jeden z reporterów w agresywny sposób krytykował rzeczniczkę prasową szpitala w Bethesdzie za uniemożliwienie dziennikarzom wejścia na teren szpitala i przeprowadzenie wywiadów z personelem medycznym.

– Co wy tam ukrywacie? – dopytywał się reporter o nazwisku O’rielly.

Młoda oficer broniła się twierdząc, że zakaz ten wynika jedynie z troski o dobro dziennikarzy, a poza tym, to nie jest szpital publiczny tylko wojskowy. Dziwna sprawa, że oficer tak niskiej rangi prowadzi tego typu konferencję prasową.

 

11 stycznia, godzina 19.44

Nie wiem, co mam myśleć. Dziś rano, o godzinie 8.16, zostaliśmy wysłani, aby podsłuchiwać własny rząd (CDC). Dostroiliśmy sprzęt w celu przechwycenia każdej rozmowy telefonicznej i transmisji danych przychodzącej i wychodzącej z Centrum. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Na pokładzie samolotu znajdował się agent FBI, co było sytuacją nadzwyczajną. Podczas odprawy przed lotem powiedział, że użycie wojska na terenie USA jest właściwie niezgodne z prawem.

Agent FBI został oficjalnym dowódcą samolotu na czas misji, aby uniknąć oskarżeń o łamanie przez armię prawa z powodu wykonywanie działań na terytorium kraju. Rejestrowaliśmy fragmenty rozmów prowadzonych na terenie kompleksu budynków CDC. Mówiono o tym, że wirus jest trudny do opanowania, a dyrektor Centrum nie chce wypaść w złym świetle przed prezydentem. Rozmówcy byli tak dyskretni, jak tylko było to możliwe. Używali telefonów szyfrujących STU, ale dzięki drobnej pomocy ze strony Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), cała trudność w złamaniu kodu polegała na włączeniu opcji „dekoduj” na naszych komputerach.

Rozmowa dotyczyła tego, że w trakcie posiłku jeden z poddanych kwarantannie zarażonych mężczyzn w napadzie szału ugryzł pielęgniarkę. Przywiązali go do łóżka i zakneblowali, aby uniknąć dalszych problemów. Z pielęgniarką nie było zbyt dobrze, a pacjent gorączkował przez ostatnie parę godzin. Głos z Centrum powiedział też do osoby na drugim końcu linii:

– Jim, nie uwierzysz, jakie wartości parametrów życiowych rejestrujemy u tego mężczyzny.

– Co masz na myśli, czy możesz podać jakieś szczegóły? – spytał Jim.

– Nie, żadnych szczegółów przez telefon.

To, co usłyszałem, wystarczyło, żebym zaczął się poważnie martwić. Po wylądowaniu musiałem podpisać zobowiązanie do zachowania tajemnicy, które natychmiast złamałem. Zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem im, co moim zdaniem powinni zrobić, a potem rozpocząłem własne przygotowania. Dowiedziałem się, że nie musimy jutro pojawiać się w bazie, mamy tam tylko zadzwonić o godzinie ósmej rano.

Już wcześniej wyczyściłem karabin, więc teraz przyszedł czas, aby zająć się moimi pistoletami. Mam cztery sztuki broni palnej i dobry nóż. Następnie poszedłem na dach umyć panele słoneczne, bo były brudne i zakurzone. Wyciągnąłem też instrukcję przełączenia zasilania z sieciowego na akumulatory okrętu podwodnego. W przyszłości może się to okazać przydatne. Załadowałem wszystkie moje dziesięć magazynków 290-cioma pociskami. Nigdy nie ładuję ich do pełna trzydziestoma nabojami, bo może to spowodować przypadkowe zacięcie się broni.

Ponieważ w oknach na parterze mojego domu są tylko podwójne szyby, poszedłem do lokalnego sklepu z materiałami budowlanymi kupić kraty do samodzielnego montażu, żeby zabezpieczyć te dwa okna, które znajdują się na wysokości klatki piersiowej. Pozostałe są za wysoko, żeby dostać się do nich bez drabiny. Idę zamontować kraty.

 

Godzina 23.54

Zamontowałem kraty przy pomocy taśmy mierniczej, ołówka, wiertła o średnicy 4 mm i śrubokrętu ze specjalną kwadratową końcówką dołączonego do zestawu. Taki kształt ma utrudnić wykręcenie śrub bez użycia wkrętarki. Jeśli jakiś złodziej będzie na tyle dobry, żeby odkręcić kraty i zabrać moje graty, kiedy będę spał, to mu kurwa sam załaduję wszystko do samochodu.

W czasie szybkich oględzin ogrodzenia wokół ogrodu doszedłem do wniosku, że mój kamienny płot nie jest wystarczająco wysoki i każda sprawna osoba może go przeskoczyć. Ogrodzenie zrobiono w czasie budowy domu. Potłukłem butelki, które trzymałem w pokoju gościnnym i używając cementu poprzyklejałem odłamki szkła na szczycie muru co jakieś 30 centymetrów. Może to przynajmniej kogoś spowolnić. W trakcie pracy słuchałem radia przez słuchawki i teraz, gdy dowiedziałem się więcej, widzę, że sytuacja się pogarsza.

W radiu podano, że prezydent wygłosi oświadczenie o dziewiątej rano czasu wschodniego. Zauważyłem, że dalej, w głębi ulicy, jakaś rodzina pakuje się do SUV-a i szykuje się do wyjazdu. Nikt nie bierze urlopu o tej porze roku, więc myślę, że uciekają. Jutro, po wysłuchaniu przemówienia prezydenta i telefonicznym zameldowaniu się w bazie, pójdę po więcej zapasów.

 

12 stycznia, godzina 9.34

Aż mnie zatkało. Prezydent powiedział, że ta choroba jest wysoce zakaźna i obecnie nieuleczalna. Namawiał też ludzi do pozostania w domach i do natychmiastowego informowania władz o każdej osobie z „podejrzanymi objawami”. Jeden z dziennikarzy zdołał zadać pytanie.

– Panie prezydencie, panie prezydencie, czy może pan wyjaśnić, jak wyglądają podejrzane objawy?

Prezydent odpowiedział, że powinniśmy zwracać uwagę na osobę lub osoby gwałtownie zachowujące się i wyglądające na chore. Powiedział też:

Jest niezwykle istotne, aby w przypadku, gdy członek waszej rodziny wykazuje symptomy choroby, nie traktować go w sposób szczególny. Ważne jest, aby zawiadomić władze tak, jakbyście zrobili to w przypadku obcej osoby mającej takie objawy.

Na ekranie pojawił się numer darmowej infolinii, a prezydent kontynuował:

Proszę zadzwonić pod ten numer w przypadku pojawienia się jakichkolwiek oznak choroby w swojej społeczności. Dysponujemy personelem, który został odpowiednio wyszkolony do działania w takiej sytuacji. Wasi bliscy zostaną zabrani do miejsc, w których otrzymają adekwatną opiekę medyczną.

Prezydent powiedział też, że zarządził wycofanie wojsk i ewakuację cywili z Chin oraz Iraku, po czym dodał, że rozważa wycofanie wojsk ze Strefy Zdemilitaryzowanej w Korei Południowej. Na materiale filmowym odtwarzanym w tle widać było ewakuację ambasady USA w Chinach, odbywającą się pod nadzorem uzbrojonych po zęby żołnierzy piechoty morskiej. Jedno z ujęć pokazywało trzech żołnierzy opuszczających amerykańską flagę, co oznaczało, że ambasada jest oficjalnie zamknięta. Sceny podobne do tych z czasów upadku Sajgonu pojawiły się na ekranie. Widać było grupki obywateli amerykańskich ewakuowanych helikopterami z dachów różnych budynków w Pekinie. W tle rozlegały się strzały z broni automatycznej, ale ludzie na dachach najwyraźniej się nimi nie przejmowali. Chcieli się tylko stamtąd wydostać. Idę po zapasy.

 

[1] MRE – Meal, Ready-to-Eat – racje żywnościowe armii USA (przyp. tłum.)

[2] NORAD – North American Aerospace Defense Command – Dowództwo Obrony Północnoamerykańskiej Przestrzeni Powietrznej i Kosmicznej (przyp. tłum.)

[3] CDC – The Centers for Disease Control and Prevention – Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (przyp. tłum.)

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *