PRANIE MÓZGU
„Batman: Sekta” to jedna z tych klasycznych opowieści o Człowieku Nietoperzu, którą przeczytać powinien nie tylko każdy miłośnik postaci, ale i dobrego komiksu superbohaterskiego w ogóle. Napisany przez legendarnego autora Jima Starlina i zilustrowany przez równie kultowego Berniego Wrightsona, stanowi przykład świetnie wykonanego, mrocznego thrillera, od którego trudno się oderwać. Jednocześnie to opowieść nad wyraz dojrzała i udana, jak na lata, w których powstała, dzięki czemu nie rozczaruje żadnego czytelnika.
Deacon Blackfire to tajemnicza postać, która wraz ze swoją sektą bezdomnych chwyta Batmana. Kult oczyścił już Gotham z drobnych przestępców, ale pozostaje pytanie, co właściwie chce tak naprawdę osiągnąć? Uwięziony i złamany Mroczny Rycerz, zostaje poddany praniu mózgu, które może zmienić go na zawsze. Czy uda mu się wygrać i tym razem? I jakie są prawdziwe cele Blackfire’a? Po tym starciu życie Batmana już nigdy nie będzie takie samo…
„Sekta” nie należy może do najbardziej znanych opowieści o Batmanie. Kiedy wymienia się najlepsze i najważniejsze historie o tym herosie, każdy zaczyna sypać tytułami takimi, jak powstałe w podobnym okresie „Powrót Mrocznego Rycerza”, „Azyl Arkham” czy „Zabójczy żart” albo młodszymi od nich „Długim Halloween” bądź „Trybunałem sów”. Już nawet takie ważne, ale przeceniane opowieści jak „Knighfall” częściej goszczą na wszelkich top listach. A jednak „Sekta” nie jest od nich wcale gorsza (co potwierdza fakt, że Nolan inspirował się także nią, tworząc film „Mroczny Rycerz powstaje”). Ba, niektóre z nich bije pod względem jakości i jak na lata 80., kiedy komiksy mimo zaczętej już rewolucji, wciąż były infantylne i skierowane głownie dla dzieci, okazuje się zadziwiająco dojrzała i mocna.
Gdybym miał ją do czegoś porównać, byłyby to z pewnością znakomite „Narodziny demona”. Tu i tam mamy do czynienia z pozoru kolejną typową akcją Batmana, która powoli przeradza się w mroczny thriller, balansujący na krawędzi horroru, a psychika naszego bohatera wystawiona zostaje na ciężką próbę. W obu tych komiksach bandyci są prawdziwymi złoczyńcami, a nie jedynie wymachującymi bronią frajerami, tematyka podejmowana na stronach wykracza poza typową tematykę z tamtych lat, a szata graficzna i klimat po prostu zachwycają. Oczywiście jest tutaj akcja, są typowe dla „Batmana” elementy i motywy, ale wszystko to jest dojrzalsze i mocno oddziałuje na czytelnika. O wiele mocniej, niż kultowy, a jednak nie wolny od infantylizmu komiks Starlina, „Batman: Śmierć w rodzinie”.
Do tego mamy te genialne ilustracje Wrightsona, które zachwycają. Realistyczne, dopracowane, pełne mroku i niezwykle sugestywnego klimatu, wpadają w oko i urzekają. Świetna kolorystyka doskonale oddaje klimat lat 80., kiedy to jaskrawe, kolorowe światła nie były w stanie przegonić mroku, a znakomite wydanie doskonale to wszystko uzupełnia. Z połączenia tego wszystkiego rodzi się kolejny komiks, który znać powinien każdy. Jim Starlin w swojej karierze współtworzył zarówno wiele kultowych postaci (Thanos, Drax, Gamora czy Shang-Chi), jak i opowieści („Rękawica nieskończoności”, „Wojna nieskończoności”, „Krucjata nieskończoności”), ale „Batman: Sekta” to jedno z najdoskonalszych jego dzieł. Gdyby ukazało się w Polsce w czasach TM-Semic, do dziś byłoby darzone wielkim kultem i poszukiwane przez kolekcjonerów gdzieś na aukcjach, osiągając zawrotne ceny (na pewno jednak nie miałoby tak świetnego wydania, jak te, które dostajemy teraz). Nie wątpię jednak, że i w obecnych czasach zostanie docenione i stanie się komiksem, po który nie raz będziecie sięgać. Bo jest tego wart.
Michał Lipka