Roald Dahl to jeden z niekwestionowanych mistrzów literatury dziecięcej. Spod jego ręki wyszły takie dzieła, jak „Matylda”, „BFO, czyli Bardzo Fajny Olbrzym” czy „Fantastyczny pan Lis”. Najważniejszym chyba jednak utworem owego brytyjskiego pisarza jest wielokrotnie filmowana, wciąż urzekająca kolejne pokolenia historia zatytułowana „Charlie i fabryka czekolady”.
Charlie Bucket jest biednym chłopcem żyjącym w niewielkim domku wraz z rodzicami i czwórką dziadków. Uwielbia czekoladę, ale niestety sytuacja rodzinna jest na tyle trudna, że może jej skosztować tylko raz w roku, w dniu swoich urodzin. Tak jest także tym razem. Charlie, dla którego słodycz jest niezwykłym skarbem, nie ma jednak najmniejszego pojęcia co czeka go tym razem. Willy Wonka, ekscentryczny właściciel fabryki czekolady, organizuje konkurs. W wybranych opakowaniach znajduje się pięć złotych biletów, które upoważniają ich posiadaczy do zwiedzenia fabryki i skorzystania z jej dobrodziejstw. Jednym ze zwycięzców jest nie kto inny, jak Charlie właśnie. Wkrótce chłopiec wraz z pozostałymi szczęściarzami, Augustusem, Verucą, Violet i Mike’iem trafia do prawdziwie czekoladowego królestwa, które skrywa w sobie wiele niezwykłości i tajemnic…
„Charlie i fabryka czekolady” to niezwykle sympatyczna, ciepła i urocza historia, która dla mnie osobiście (głównie za sprawą filmu Tima Burtona) pozostanie opowieścią idealną na Święta. Jest w niej bowiem jakaś taka dickensowska nuta i zachwycająca prostota. Urzekająca dziecięca niewinność i zachwyt rzeczami zwyczajnymi. Magia skryta w czymś, co wydaje się normalnością.
Stylistycznie „Charlie…”, pierwsza część trylogii, której finałowy segment niestety nigdy nie został ukończony (tak właściwie powstał tylko jego pierwszy rozdział), jest także prosty, ale jakże uroczy. Dahl posiadał wielki literacki talent i potrafił zrobić z niego użytek. Miał także imponującą wyobraźnię, która udziela się odbiorcom, nieważne dużym czy małym. I to nie zmieniło się nawet pomimo upływu lat.
Kilka osobnych słów należy się wersji audio. Nie ma tutaj fajerwerków, nie ma efektów ani muzyki, ale przez to książki słucha się, jakby ktoś snuł nam tę opowieść na dobranoc. I tak właśnie powinno być, staranne odczytanie, stonowany głos lektora mile wpadający w ucho i tylko brakuje trzaskającego ogniem kominka, przy którym można by było usiąść i poczuć się, jak wśród bliskich Charliego.
A zatem polecam gorąco ten audiobook i mam nadzieję, że wkrótce pojawią się kolejne opowieści Dahla w takiej wersji, w tym druga część losów biednego chłopca i ekscentrycznego wytwórcę czekolady.
Michał Lipka