OGRANICZYĆ NIEUNIKNIONE
I kolejny klasyk zostaje wznowiony w ramach „Wehikułu czasu”. A dokładnie „Czarna chmura”, debiutancka, wydana pierwotnie w 1957 (w Polsce w 1991) roku, powieść Freda Hoyle’a, o której Richard Dawkins pisał, że to „jedna z najlepszych książek science fiction, (…) dorównująca najwybitniejszym dokonaniom Isaaca Asimova i Arthura C. Clarke’a”. No i w sumie coś w tym jest. może to jednak nie ten poziom – choć bliski – ale „Czarna chmura” świetna jest i co tu więcej mówić. Kolejny ponadczasowy klasyk, który ma coś do powiedzenia i potrafi to zrobić.
Czegoś takiego naukowcy się nie spodziewali. Na coś takiego świat nie jest gotowy. Astronomom udaje się odkryć, że w kierunku Układu Słonecznego płynie obłok międzygwiazdowy. Wszystko wskazuje na to, że Czarna Chmura pyłu i gazu znajdzie się między Ziemią a Słońcem – w efekcie dojdzie do wielkiej katastrofy, która uśmierci większość życia na błękitnym globie. Ziemia nie zamierza się jednak poddać, zostaje sformowana ekipa naukowców, którzy mają zgłębić problem i może nie tyle coś na to zaradzić, ile zniwelować nieuniknione straty. Ich badania doprowadzą ich jednak do odkryć, które zmienić mogą wszystko, co wiedzą…
Bardziej, niż pisarzem fantastycznym, Fred Hoyle był naukowcem. Jeśli spojrzycie nawet na listę jego publikacji, beletrystyka to w sumie niewielka część jego osiągnięć. A i tak najważniejsza była nauka jako taka. Facet od nauk ścisłych, jak podaje Wikipedia astronom, astrofizyk teoretyczny, matematyk oraz popularyzator nauki; profesor Uniwersytetu w Cambridge i Uniwersytetu Cornell, członek Towarzystwa Królewskiego w Londynie prezes Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego. I można by tak długo. Tym bardziej, że w tych swoich dziedzinach wiele osiągnął – może i czasem wspierał niepopularne czy obalane teorie, ale i tak nic to nie zmieniło – zgarniając najważniejsze nagrody w dziedzinach od matematyki, przez fizykę, po astronomię i ogólne wyróżnienia naukowe wszelkiej maści.
I warto o tym pamiętać, bo to przekłada się na jego twórczość, która od naukowej strony jest ukazana wyśmienicie. Nawet jeśli coś wydaje się osobliwe, mocno zakorzenione jest w teoriach, faktach i odkryciach. A budując na tym swoja opowieść, Hoyle robi coś, co okazuje się być fascynujące, a nawet podszyte pewną niepokojącą nutą, klimatyczna fantastyka z pomysłem, tak to w skrócie można określić. Czyta się to jednym tchem, bo autor umiejętnie żongluje faktami i fikcją, fajnie nakreśla postacie i pokazuje, że potrafi pisać. No ale wtedy, te dekady temu, jednak lepiej pisało się niż teraz, w sposób bardziej treściwy i z większą inteligencją. I to właśnie tu mamy.
W skrócie: po prostu kolejny znakomity tom serii, którą uwielbiam. Dobrze, że rzecz wróciła na rynek, dobrze, że mogłem ją poznać. I dobrze, że mniej kojarzona klasyka SF nie pozostaje zapomniana.
Michał Lipka