JAKUB DŁUGODYSTANSOWIEC
Nie jestem fanem audiobooków, nie moja to bajka i tyle. Bo ja książki lubię poczuć, lubię w nie wsiąknąć, wejść na całego, zanurzyć się i żyć nimi, a to wymaga skupienia. A kiedy słucham wersji audio, koncentracja się rozpływa, bo pojawiają się inne bodźce, coś rozprasza, a zresztą skoro słucham i ręce i oczy mam wolne, ciężko nie złapać się za robienie czegoś – albo po prostu nie słuchać audiobooków przy robocie właśnie. I tak zataczam błędne koło, bo skoro nie słucham z taką uwagą, jak potrzeba, to i sporo mnie z treści omija, a kiedy omija, nie wciągam się, więc nie widzę większego sensu za bardzo w to wchodzić. Ale czasem lubię – w dwóch w zasadzie przypadkach. Pierwszym są słuchowiska, z muzyką, efektami dźwiękowymi, dialogami rozpisanymi na wielu aktorów – bo takie coś naprawdę chce się słuchać i potrafi przykuć uwagę. Drugi to sytuacje takie, jak te – niby tylko lektor, żadnych ozdobników, a jednak gość tak potrafi modulować głos i budować klimat, że po prostu chcę sięgnąć, choć już to znam. No i właśnie do tej drugiej kategorii należy „Wędrowycz” w wykonaniu Pawlaka, którego w końcu postanowiłem w wersji audio sobie dopełnić i właśnie poleciałem „Czarodziejem Iwanowem” no i bawiłem się lepiej, niż czytając książkową wersję, choć nadal dla mnie to jeden ze słabszych momentów serii.
Rzecz zaczyna się wielką zmianą dla Jakuba. Oto bowiem przybywa do niego studentka Monika, która pisze pracę poświęconą naszemu egzorcyście-amatorowi. Od teraz dziewczę zaczyna żyć w domu Jakuba i zmagać się z jego codziennością i dziwacznymi praktykami. Ale oto na horyzoncie pojawia się stary wróg Wędrowycza tytułowy Iwanow, którego trzeba będzie sprzątnąć definitywnie…
Atrakcje tego tomu w zasadzie są dwie – pierwszą jest pierwsza powieść o Wędrowyczu, czyli tytułowy tekst, długi, acz nieszczególnie udany; drugą „Hiena” czyli pierwsze opowiadanie o Jakubie, ba, pierwsze opowiadanie Pilipiuka, którym debiutował w 1996. No i tu też jakoś nic szczególnie nie rwie. Ta „Hiena” stylistycznie to zupełnie inny Jakub, bez tego humoru, bez takiej lekkości, z niewypracowanym jeszcze charakterem i tylko dzięki lektorowi zyskuje więcej komediowego tonu, co zbliża tekst do reszty zbiorku. Zresztą Pilipiuk potem w powieści zaczyna od nieco takiego poważniejszego tonu, by powoli wejść w ten bardziej znany nam ton, co też doceniam. Wiadomo, ze bym chciał poznać serię wg, chronologii powstawania (według chronologii wydarzeń byłoby o wiele ciężej, bo spójności w tym wszystkim wielkiej nie ma), ale nie zmienia to faktu, że w wykonaniu Pawlaka przyjemnie mi się tego słucha.
Sama powieść toczy się nieszpiesznie, ale całkiem do rzeczy, bo nie ma tu takiego nagromadzenia pomysłów, jak w innych dłuższych formach jakubowych. Wprowadzenie Moniki też coś wnosi do opowieści, bo stanowi kontrast między tym, co wiejskie, zacofane, a bardziej współczesnym, bliższym typowemu odbiorcy spojrzeniem. Okej, ambicji w tym żadnej, wartości wyższych czy literackich szukać nie ma co, ale jest poprawnie napisana literatura rozrywkowa, stylistycznie trochę jak young adult, ale treścią jednak bardziej dla starszych. Jest parę niezłych pomysłów, jest kilka fajnych momentów (choćby opowiadanie „Kocioł”, całkiem śmieszne, lekkie i miłe, stanowi chyba najlepszy tekst zbioru, potem, jak wiadomo, przerobiony nawet na komiks) no i w zasadzie tyle. Coś do wyłączenia myślenia, odstresowania się, odreagowania. Czasem tego właśnie trzeba, a Pawlak, nawet jeśli czasem trochę niespójny w kwestii głosów postaci, naprawdę dobrze słuchaczowi robi.