WYRZUTEK W ŚWIECIE WYRZUTKÓW
Lata 80., grupa nastolatków, wydarzenia, które nie powinny ich dotyczyć, pościgi, walki… „Paper Girls”? nie, „Deadly Class, najnowsza propozycja od Non Stop Comics, ukazująca się na polskim rynku na fali popularności serialu nakręconego na jej podstawie. Czy to dzieło wybitne? Albo dorównujące „Papierówkom”? Nie, bo Remender ani nie jest wybitnym scenarzystą, ani też autorem pokroju Vaughana, a jednak w ręce czytelników trafia dobry komiksowy dreszczowiec, w sam raz dla dorosłych, szczególnie tych, niewspominających z sentymentem czasów liceum.
Głównym bohaterem „Deadly Class” jest bezdomny nastolatek o imieniu Marcus. Jest rok 1987, chłopak żyje na ulicy, żebrze o datki, bezskutecznie poszukuje pracy, czasem coś ukradnie… Żyje, ale do owego życia zbyt dobrych powodów nie ma. Ale wszystko zmienia się w dniu, kiedy pakuje się w kłopoty i spotyka – jak myślicie kogo? – dziewczynę. To dzięki niej trafia do Szkoły Zabójców, miejsca nieszczególnie legalnego, ale gdzieś przecież pociechy największych gangsterów i kryminalistów muszą zdobywać wiedzę. Marcus, wyrzutek wśród wyrzutków, będzie musiał odnaleźć się w tej rzeczywistości, gdzie zadarcie z niewłaściwymi uczniami może skończyć się czymś o wiele poważniejszym, niż tylko pobiciem…
Z iluż to dzieł czerpie ta historia, trudno właściwie zliczyć. Pobrzmiewają tu bowiem echa wszystkich tych komiksów, gdzie bohaterowie chodzą do szkoły, z przygodami X-Menów na czele, trudno nie znaleźć też pewnych zbieżności z wczesnymi filmami Luca Bessona, a w szczególności „Nikitą”. A na tym nie koniec. Bo jak tu, czytając „Deadly Class” nie pomyśleć o „Battle Royale” Koushuna Takamiego? Albo z „Zabij albo zgiń” nawet czy „Wanted”… Albo… I jeszcze… Długo by wymieniać, każdy poszpera sobie sam, bo to też część przyjemności płynącej z lektury. Owszem, czasami ten brak oryginalności może mierzić, ale jeśli tak, to chwilowo, bo rzecz jest dobrze napisana i przede wszystkim niegłupia.
Akcja akcją, klimat klimatem – choć obie te rzeczy tutaj znajdziecie – ale psychologia bohaterów i ich przemyślenia stoją na naprawdę niezłym poziomie. Lepszym, niż w większości podobnych komiksów. Całość to także całkiem udana satyra na życie w liceum, bardziej przypominające więzienie niż cokolwiek innego. Ale zarówno ci, którzy wspominają szkołę średnią ze zgrzytaniem zębów, jak i ci mający w oku łezkę sentymentu, gdy o niej mówią, znajdą tu coś dla siebie. Ważne, żeby lubili thrillery z dobrym zapleczem obyczajowym.
I, oczywiście, znakomitą szatą graficzna. Bo kreska Craiga, uzupełniona o przyjemny w swej prostocie kolor, robi wrażenie. Jest dynamiczna, jest też nieskomplikowana, ale artysta nie stroni od serwowania nam najróżniejszych detali. W skrócie: mamy tu kawał dobrej roboty, mile wpadającej w oko. Cieszę się więc, że na fali popularności adaptacji komiks ukazał się po polsku. Bo nawet jeśli nie jest to dzieło w stu procentach spełnione, to i tak po raz kolejny pokazuje, że Remender najlepiej czuje się w historia dalekich od superhero. A po lekturze ciekaw jestem jego kolejnych tego typu projektów, co dobrze wróży także samej „Deadly Class”.
Michał Lipka