Gerry Duggan, Mike Hawthorne, Scott Koblish, Matteo Lolli
KOLEJNY KONIEC DEADPOOLA
Seria „Deadpool” dociera do kolejnego przełomowego i jubileuszowego momentu. W tym albumie bowiem nie tylko kończy się wydawanie serii w ramach Marvel Now 2.0, a co za tym idzie także dyżur jej obecnych autorów nad nią, ale i cykl świętuje publikację trzechsetnego zeszytu. To jednak tylko w ramach ciekawostek, bo komiks ten to po prostu kolejna, udana i zabawna przygoda naszego Najemnika z Nawijką, tak samo dobra, jak poprzednie i w dobrym stylu wieńcząca run jego przygód, który przeszedł już do historii „Deadpoola”.
Deadpool, Najemnik z Nawijką, bohater, wróg… Zmieniał fronty, nigdy nie pozostał jednoznaczny i zawsze robił sobie problemy. Kiedyś nawet chciał wykończyć uniwersum Marvela, a jakby tego było mało walczył też z różnymi wersjami samego siebie. Niemal nie do zabicia, nie do pokonania, regeneruje, się, odradza… Ale jak długo? Teraz, gdy tyle sobie nagrabił, uniwersum Marvela wydaje się na niego wyrok. Deadpool staje się zwierzyną w polowaniu, w którym nie ma najmniejszych szans. Czy przetrwa? Jak zakończy się jego przygoda? I do czego go to wszystko doprowadzi?
Kiedy pisanie „Deadpoola” przejęli Duggan i Posehn, zrewolucjonizowali serię. Nie zawsze ich scenariusze były szczególnie udane, ale jak na przygody tego bohatera, który aż ociera się o bezczelny plagiat Lobo, był to poziom wcześniej niemal nieznany. Teraz Duggan, który już sam pozostał na pokładzie, prowadzi opowieść do końca, serwując nam album „Uniwersum Marvela zabija Deadpoola” , który w rzeczywistości nie jest trzynastym tomem cyklu „Najlepszy komiks świata”, ale trzecim „The Despicable Deadpool” (ale kogo to obchodzi 😉 ). I, jak już pisałem, jest to album udany.
„Deadpool” to taka seria, która nie ma pretensji do niczego wyższego. Ma być dynamicznie i zabawnie i tak właśnie jest w tym przypadku. Zero powagi, zero delikatności i poprawności politycznej, dużo krwi i czarnego humoru. A jednocześnie, chociaż fabuła jest tu najczęściej pretekstem do serwowania kolejnych niewybrednych żartów, całość jest spójna, akcja wciąga, a przy okazji potrafi także zaciekawić. Do tego wszystko to ma swój urok, nie nudzi ani przez moment, a dla fanów serii i komiksów w ogóle, nie brak tu puszczania oka.
O tego mamy udane rysunki, czasem bardziej realistyczne i dosadne, czasem mocno uproszczone, ale w obu przypadkach pasujące do serii takiej, jak ta. Jeśli więc jesteście fanami Deadpoola, na pewno się nie zawiedziecie. To kawał dobrego, rozrywkowego komiksu środka, nieszukającego głębi, ale też i niepopadającego w infantylizm. A co dalej? Czeka nas run pisany przez Skottiego Younga i znając szalone, krwawe i przesłodkie opowieści tego autora (spójrzcie tylko na „Nienawidzę Baśniowa”), będzie, na co czekać.
Michał Lipka