WSZYSTKO DLA ZEMSTY
Zwiastun kolejnej kinowej „Diuny” już jest, są i kolejne dodatki do tego uniwersum. No a dokładniej kolejny komiks – „Wody Kanly” – przygotowany przez kontynuatorów spuścizny Herberta. Tym razem jednak (nie pierwszy zresztą raz) nie kontynuują, a rozwijają to, co już dobrze znamy. Ale robią to w przyjemnym stylu, który spodoba się fanom legendarnej serii SF.
Bitwa o Arrakin dobiegła końca, ale nie jej skutki. Gurney Halleck musi szukać schronienia u przemytników. Oczywiście, jak się można domyślić, planuje też zemstę i jest gotów na wszystko, byle odegrać się na Harkonnenach. Ale co to będzie dla niego właściwie oznaczało?
„Diuna” to jedno z tych dzieł, których rozwijanie chyba nigdy się nie kończy. To, czego Herbert nie skończył za życia, dokończył jego syn, wraz z kolegą po fachu. Ale zanim na to dokończenie się porwali, napisali kilka książek dopełniających uniwersum. A potem tworzyli kolejne. I gdzieś z tego tworzenia wskoczyli też w komiksowe buty, współpracując przy adaptacjach, jak i tworząc nowe historie na te potrzeby. I tak docieramy do „Wód Kanly”.
A czym jest ta historia? A adaptacją opowiadania, świeżego zresztą, bo wydanego w 2017 roku w antologii „Infinite Stars”. Tych opowiadań duet Herbert Jr. i Anderson napisali sporo – Frank Herbert zresztą też stworzył jeden krótki tekst z tego uniwersum – padło akurat na to, którego akcja dzieje się podczas pierwszego tomu „Diuny” (a zatem i podczas filmowej adaptacji) i nieźle jest. Wiadomo to nie poziom klasyki, tak jak i książki kontynuatorów nie są już tym, co pisał Frank. Nadal jednak jest przyjemnie i miło, że można coś jeszcze dorzucić do tego, co już znamy, z szacunkiem dla pierwowzoru.
Więc może i nie jest to rzecz konieczna do poznania, bo wszystko co konieczne jest w książkach, ale ciekawy dodatek dla fanów już tak, bo dopowiada losy jednej z postaci. I z przyjemną szatą graficzną, w której sporo jest naprawdę klimatycznych sekwencji. Bardzo fajnie się to ogląda, kolorystycznie jest stonowanie, ale wizualnie bardzo miło, a tradycyjnie dobre wydanie stanowi kropkę nad i.
No więc fani fanami, ale co z całą resztą czytelników? Cóż, na pewno nie jest to historia, w której się zgubią, ale jednak to część większej całości i docenić w pełni mogą ją tak naprawdę tylko fani. Ale o to – i o nich – przecież chodzi, prawda? A ci będą zadowoleni.