KOBIETA PCHNIĘTA DO ZBRODNI
Dziś będzie krótko. Nie dlatego, że „Doloroes Claiborne” należy do najmniej pokaźnych objętościowo powieści Kinga, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma sensu zbyt wiele mówić na jej temat. To dobra powieść, nawet bardzo, a zarazem bardzo nieskomplikowana. I przede wszystkim sama broni się najlepiej.
Dolores zabija swojego męża. Dlaczego? To pytanie nurtuje wszystkich, którzy znali tę spokojną kobietę. Spokojna kobieta, typowa pani domu… Co pchnęło ją do takiego czynu? Aresztowana zaczyna składać zeznania i snuć historię swego życia i małżeństwa…
Powieść przedstawiona zostaje nam, czytelnikom, jako transkrypcja wypowiedzi Dolores, która opowiada o swoich losach w trakcie przesłuchania. Pisana niemalże ciągiem transkrypcja jej monologu. I taki zabieg znakomicie w tym wypadku się sprawdza. Relacja biednej, spokojnej kobiety, która nie opowiada nam jakiejś historii grozy (jak można by sądzić po nazwisku King na okładce), daleko jej nawet do thrillera, choć mówi o zbrodni, ale życiowe wspominki o trudnych relacjach na linii mąż – żona. Przyprawioną oczywiście szczyptą fantastyki (w nawiązaniu do „Gry Geralda”, poprzedniej i pierwszej zarazem części tzw. Trylogii Kobiecej), ale przede wszystkim obyczajową.
Ale właśnie w tym od zawsze tkwi największa siła powieści Kinga – nie w grozie, a realistycznym i pasjonującym uchwyceniu prostej codzienności – i „Dolores…” dobrze na tym wychodzi. Może nie jest to książka do końca spełniona (mi czasem brakowało emocji, bo cała relacja pozostaje mimo wszystko sucha), ale na pewno świetnie napisana, lekka stylistycznie, pozbawiona dłużyzn i nielogiczności, prawdziwa, życiowa, wciągająca i angażująca czytelnika. I choćby tylko dlatego warto.
Michał Lipka