Site icon KOSTNICA – POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Ekspedycja: Bogowie z kosmosu – Arnold Mostowicz, Alfred Górny, Bogusław Polch

KOMIKSOWY DÄNIKEN

„Bogowie z kosmosu”. „Ekspedycja”. Jak zwał, tak zwał, każdy wie o co chodzi, bo chyba nie ma czytelnika komiksów nad Wisłą, który nie kojarzyłby tego legendarnego dzieła. Kult, klasyka, ale czy klasa sama w sobie? Sentyment mam, nie przeczę, ale uwielbieniem jakoś tej serii nie darzę, choć powinienem, skoro składa się z właściwie wszystkich uwielbianych przeze mnie elementów. Czytałem trochę za dzieciaka, trochę czytałem potem, już w dorosłości, wreszcie po latach wróciłem, żeby jeszcze raz ogarnąć, ale całość, bo nie wypada nie znać, więc trzeba doczytać, domknąć, spełnić ten swój komiksowy obowiązek. I nadal podobne wrażenia – fajna szata graficzna, ale dość przeciętny, typowy dla peerelu scenariusz, pełen zbędnych skrótów, infantylizmów i zbyt szybko poprowadzonych niektórych elementów. Choć nadal ma to swój urok, szybko się czyta i pewnie jeszcze kiedyś z ciekawości wrócę, by przekonać się za ileś lat, jak to odbieram na kolejnym etapie życia.

Kosmici z planety Des przybywają na Ziemię, żeby znaleźć gatunki, które można by ewoluować w myślące istoty. Chociaż na początku średnio im to wychodzi, kolejna próba przynosi lepsze rezultaty. Ale nikt nie ma jeszcze pojęcia, jak wiele problemów, wyzwań i niebezpieczeństw czeka i na przybyszów, i na ich eksperyment…

Moja pierwsza przygoda z tą serią? Ciężko rzec, może gdzieś wcześniej jakieś albumy przewinęły się przez moje dziecięce ręce, bo sporo różnej klasyki miałem okazję w tamtych czasach choćby tylko przeglądać, ale pierwszy, który posiadałem i który pamiętam to była „Zagłada wielkiej wyspy”. Drugi swój rozdział tej sagi poznałem fragmentarycznie za sprawą magazynu „Kron”. Dopiero po latach zebrałem całość, trochę poczytałem i nie zassało tak, bym połknął wszystkie albumy. Ale w końcu się doczekały się doczytania, dopełnienia, połknięcia tego wszystkiego w zasadzie na raz, ciągiem, żeby mieć pełny obraz i…

I najlepsze jest to, co w środku cyklu. Pierwsze dwa albumy jakoś nic nie rwą, końcówka to też pewne zmęczenie materiału mam wrażenie i brak pomysłu na finał, acz daje radę, nie zaprzeczam. Niemniej seria to całkiem przyjemna, fajnie łącząca idiotyczne teorie Dänikena, z retro fantastyczną fabułą. Scenarzyści splatają tu wszystkie te historie o dawnych olbrzymach, przedwiecznym wybuchu atomowym czy kryształowej czaszce, z fabułą o kosmitach wpływających na losy naszej planety i ludzkości jako takiej, którzy zmagają się z kolejnymi problemami, zagrożeniami i przygodami. Efekt finalny okazał się na tyle udany, że nie tylko czyta się to szybko, lekko i całkiem przyjemnie, bo takie zachłyśnięcie się fantastycznymi wizjami i możliwościami zawsze ma swój urok, ale i zapewnił serii kultowy status i sławę – nie tylko w Polsce. Zresztą, choć zrobili ją Polacy, rzecz powstała na zlecenie Niemieckie i co ciekawe, to tam w latach 1978-1982 wydano komplet ośmiu tomów, podczas gdy w Polsce między 1982 a 1990, wypuszczono tylko siedem, zanim upadło wydawnictwo i ostatnia część nad Wisłą zagościła lata później, najpierw w postaci dwóch fragmentów (1999 rok), potem w wydaniu zbiorczym, wreszcie w całości (2003), a w samodzielnym albumie dopiero w 2016 w ramach serii „Kultowe komiksu polskie”.

No i kultowe to jest, całkiem niezłe, ale i z minusami. Maniera typowa dla tamtych lat, ta infantylność, jakoś lepiej uchodzą w komiksach dla dzieci, niż w tych kierowanych raczej do starszego odbiorcy. Zbyt wiele tłumaczenia rzeczy, których tłumaczyć nie trzeba, czasem akacja pędzi zbyt szubko, czasem niewiele z niej wynika. Postacie też są dość płasko nakreślone. Ogólnie strona fantastyczna, splatanie teorii, historii i retro-SF z lekką młodzieżówką – to wyszło całkiem do rzeczy. Ale samo wykonanie jakieś takie drętwe, nie do końca płynnie. No jak większość dzieł z tamtych lat, chociaż jednocześnie była masa takich o lepszym poziomie – ot choćby Christy czy Baranowskiego, którzy może i głównie robili dla dzieci, ale było to świetne dla każdego. Tu takiej ponadczasowości i ponadwiekowości trochę mi zabrakło. Ale mimo całego tego sarkania, fajnie się bawiłem, lubię naiwność dawnej SF i ten trochę kiczowaty feeling polskich peerelowskich komiksów. No i lubię rysunki Polcha, który z realizmem, ale i lekkością, fajnie to wszystko dopełnił. W skrócie: niezła zabawa, z poszczególnymi tomami, które można w zasadzie czytać niezależnie, ale jednak najlepiej jako całość, bo to jedna długa opowieść, która miała zadatki na coś zdecydowanie lepszego, acz i tak warta jest poznania. Ot choćby z ciekawości.

Michał Lipka

Exit mobile version