MIASTO NA KOŃCU ŚWIATA
„Fastnachtspiel” to kultowy polski komiks i opus magnum Marka Turka, pochodzącego z Zabrza artysty, którego prace zawędrowały za granice naszego kraju, docierając nawet za wielką wodę. Opus magnum, które w końcu po latach doczekało się nie tylko pełnego wydania zbiorczego, ale przede wszystkim ciągu dalszego. Co najistotniejsze, kolejne pokolenie czytelników może poznać tę opowieść i cieszyć się nią, a zaręczam, jest czym.
Był bogaty, pierwszy milion zarobił w wieku czternastu lat, miliarda doczekał się pięć wiosen później. Był też idealistą, chciał zrobić coś dla ludzkości, wziął się więc za politykę. Był też geniuszem, a ponieważ nikt nie wierzył w jego intencje, zbudował transmiter fal elektromagnetycznych i wypuścił wiązkę, która zmieniła Słońce w czarną dziurę. W skrócie: zgasił światło w całym układzie słonecznym i stała się ciemność.
A potem na jego rozkaz stało się Miasto. Wtedy zaludnił je setką milionów ludzi, dorzucił dziwaczne stwory, od wampirów i utopców, przez golemy i wiedźmy, na aniołach i demonach skończywszy, dodał do tego istoty, jakich nikt nigdy dotąd nie chciał i tak Miasto ożyło. Miasto, w którym prawa fizyki jakie znamy przestały obowiązywać i nikt nie pozna do końca jego zasad. Miasto, które nie było zbyt dobre, ale za to dziwne…
I właśnie w tym mieście troczy się akcja „Fastnachtspiel”, opowieść, która debiutowała w odcinkach w latach 90. XX wieku, by od roku 2001 do 2006 ukazać się w formie czterech zeszytów. Teraz opowieść powraca w jednym, solidnym (340 stron) tomie, gdzie obok czterech znanych dotąd części fani mogą przeczytać premierowy piąty odcinek, a także blisko pięćdziesiąt stron dodatków, wśród których znalazły się przepisy kulinarne, miejski tarot, a nawet wszelkiej maści łamigłówki typu połącz punkt czy znajdź różnice. I, jak już wspominałem, jest to tom absolutnie warty poznania.
Nie wszystkie komiksy Marka Turka mnie urzekły, że wspomnę choćby świetnie narysowanego, ale niepowalającego na kolana „Bellmera”, ale „Fastnachtspiel” to dzieło, które urzeka. Może porównania do Kafki i jemu podobnych są przesadzone, ale jednocześnie jest w nich też sporo prawdy. Bo „Fastnachtspiel” to komiks dziwny, oniryczny, nieoczywisty, czasem potraktowany stricte jako pole do zabaw autora z formą i materią opowieści, czasem służący do zawarcia czegoś więcej. Turek bawi się tu tym, co tworzył przez dwie dekady, przelewa na papier to, co wchłonął popkulturowo i tworzy intrygującą całość, która urzeka klimatem. Jest tu coś do zadumy, jest sporo sentymentu, jest akcja, jest też świetny klimat.
I są te znakomite rysunki. Dziwne, przeinaczone, czasem zwyczajne, częściej nie, mroczne, nastrojowe, zmieniające się z czasem, ale wpadające w oko. Nie wszystko tu jest idealne, nie wszystko autorowi wyszło, jakby wyjść mogło, ale nie zmienia to faktu, że „Fastnachtspiel” to bardzo, bardzo dobry komiks. Zapadający w pamięć, nieoczywisty… I na pewno stanowiący jedno z najciekawszych rodzimych dokonań na polu opowieści graficznych. A dla mnie osobiście to także trącający sentymentalne struny w moim sercu powrót do czasów, gdy zaczytywał się „Produktem” i wydawanymi najczęściej poza głównym obiegiem albumami polskich komikisarzy.
Michał Lipka