BYCIE IDIOTĄ TO NIE PUDEŁKO CZEKOLADEK
„Forrest Gump” obchodzi swoje trzydziestolecie. Co prawda ten filmowy, książka pojawiła się niemal dekadę wcześniej, ale chyba każdy się zgodzi, że kinowa adaptacja, bezbłędnie zrobiona przez Roberta Zemeckisa, o niebo lepsza od powieści, prześcignęła pierwowzór także pod względem popularności. Więc tak, „Forrest” ma swój jubileusz, jakikolwiek by on nie był, a z tej okazji dostajemy wznowienie po polsku pierwszego tomu jego przygód – tak, pierwszego, bo o ile film był jeden, powieści powstały dwie (druga w odpowiedzi na kinową produkcję, ale o tym może będzie jeszcze okazja szerzej opowiedzieć, kiedy indziej). I fajnie, bo dawno tej książki u nas nie było, a poznać warto, choćby z ciekawości, bo może i rzecz to specyficznie i nie dla każdego pisana i czasem pod tym względem męcząca, ale mająca w sobie coś.
Forrest Gump, co tu dużo mówić, jest niedorozwinięty. Ale radzi sobnie w życiu i potrafi zaskczoyć. Więć teraz to życie wspomina, od zostanie gwiazdą futbolu, przez wojnę w Wietnamie, po spełnienie się w handlu. Ale przede wszystkim wspomina o swojej wielkiej miłości, a przez jego opowieść patrzymy jak przez dekady zmieniała się Ameryka…
„Forrest Gump” książka i „Forret Gump” film, to niby to samo, a jednak dwa zupełnie inne światy. Ja wiem, niby oczywistość, bo jednak dwa zupełnie inne media, ale jednak są takie przypadki, które się wyróżniają. Weźmy chociażby „Szklaną pułapkę”, która na szkielecie wziętym z powieści (swoją drogą inspirowanej filmami typu „Płonący wieżowiec”), zbudowała coś zupełnie innego, choć wiernego. I weźmy takiego „Forretsa Gumpa”, który niby trzymał się pierwowzoru, a zarazem zmienił ile tylko się dało – na lepsze zresztą. Bo gdyby to autor książki zrobił film, Forrest miałby twarz Johna Goodmana próbującego udawać, że ma zespół sawanta (próbującego, bo to nie ta klasa aktorstwa, by uciągnął temat tak, jak Hanks). No ale ja nie o filmie, a o książce miałem, więc…
Więc i tak widać już sporo i co z tego wynika. Książka jest od filmu ostrzejsza, mniej ułagodzona, z bohaterem, niby tym samym, ale inny, jakimś mniej przyjemnym z charakteru – co w sumie pasuje – i sporą ilością wątków, które znajdziecie tylko w tej wersji i… No właśnie, Winston Groom w swojej powieści szaleje i to konkretnie. Wciska Forresta, gdzie tylko się da, czasem świetnie to wychodzi, czasem mamy przesadę, w której zawiesić niewiarę jest ciężko – mowa o wątkach z NASA czy kanibalami, sami zresztą zobaczycie. Nie znaczy to, że te wątki nie mają swojego uroku, bo mają (ta książka jest dla autora jak piaskownica, do której wrzucił wszystko, co lubił i bawi się tym, jak mu się żywnie podoba), ale czasem mamy nadmiar tego wszystkiego. Tym bardziej, że powieść dzieje się szybko i na niewielkiej ilości stron w zasadzie.
Ale i tak jest ciekawie i intrygująco. Stylistycznie specyficznie, bo ta pokręcona, łamana mowa Forresta, niepoprawna i czasem dziwna potrafi zmęczyć. Ale warto wniknąć w to wszystko i poznać losy Gumpa. Wiadomo, film poznać warto o wiele bardziej, ale przecież bez tego by nie było. A książka tez potrafi i rozbawić, i wzruszyć, więc jest się w co wgryźć.
Michał Lipka