STRASZNA KSIĄŻKA 3
Trzecia część „Upiornych opowieści po zmroku” właśnie pojawiła się na polskim rynku i jako miłośnik horrorów po prostu nie mogłem sobie darować sięgnięcia po nią. Co prawda czytelnicy poprzednie dwa tomy przyjęli z mieszanymi uczuciami, jednak trudno zrozumieć ich sarknie, bo ta seria to naprawdę świetna pozycja dla miłośników straszaków i miejskich legend. I jakie oferuje przy tym rewelacyjne ilustracje!
Zazwyczaj śmierć oznacza koniec, tutaj to jednak dopiero początek… Pewien nastolatek próbuje uciec przed śmiercią. Mężczyzna spotyka w domu czarnego psa, którego być tam nie powinno. A pewna kobieta odkrywa na swojej twarzy dziwny czerwony punkt. To jednak tylko początek. Poznajcie dziewczynkę-wilka i nowe zwierzątko Sama. Trafcie do miejsca, gdzie meble latają po całym domu. Spotkajcie duchy i potwory. I usłyszcie czyjeś kroki rozlegające się na schodach… Będzie strasznie, ale i… śmiesznie!
Zaczynajmy od tego, dlaczego książka ta – a dokładniej cała trylogia „Upiornych opowieści po zmroku” – wywołała w odbiorcach mieszane uczucia. Odpowiedź w sumie jest dość prosta: przez jej formę. To w końcu nie powieść, ani też zbiór opowiadań, a antologia legend miejskich i opowieści czerpanych z folkloru – oczywiście opowieści, które mają za zadanie wywołać lęk, a co za tym idzie przestrzec przed tym, co niebezpieczne. Na dodatek przeznaczona raczej dla młodych odbiorców. Taki był początek podobnych historii i taką rolę spełniają też tutaj. Co ważne, zachowały też coś więcej z tych snutych przy ogniu – czy to z kominka, czy z ogniska – opowiastek, dlatego całość ma przede wszystkim straszyć nie czytelników, a ludzi, którym ci będą je czytać / opowiadać. Dlatego niemal każda z nich jest krótka, w sam raz do zapamiętania czy łatwego uchwyceni ogółu, by w prosty sposób można było potem powtórzyć to bez zagubienia gdzieś sensu. I kto wie czy taka własna interpretacja nie okaże się czasem lepsza, niż oryginał? Wystarczy dobra atmosfera, nuta wyczucia i… Reszta zrobi się już sama.
Kto jednak chciałby swoistego zbioru horrorów do samotnego czytania, do poduszki czy czegoś podobnego, jeśli zaakceptuje tę formę – a nie powinna przeszkadzać nikomu, kto wie, z czym ma tu do czynienia – też nie będzie zawiedziony. Warunek jest jeden: musi lubić miejskie legendy i horrory. Każdy tekst jest prosty, tak pod względem konstrukcji, jak i stylu, choć w trzecim tomie przybywa dłuższych historii. Nie zawsze są to opowieści fabularnie zakończone, czasem wydają się wręcz brzmieć niczym prolog do czegoś więcej, ale o to przecież chodzi. Nie o rozbudowane treści, nie o psychologicznie złożone postacie i ważkie tematy tu jednak chodzi, a o granie na pierwotnych lękach. Przypomnienie o tym, czego bać się powinniśmy i na co uważać. A to też ma swoją wartość.
I są jeszcze te znakomite ilustracje, mroczne, duszne, budujące gęsty klimat… Nie tyle uzupełniają treść, co wynoszą ją na jeszcze wyższy poziom, a że jest ich dużo, czytelnicy na pewno nie będą mieli na co narzekać. Do tego dochodzi też świetne wydanie w twardej oprawie, filmowej, ale jak na filmową, bardzo udanej. Jeśli zatem lubicie takie klimaty, sięgnijcie. Nie jest to wielkie dzieło, ale na tyle udane, by warto było zanurzyć się w ten świat.
Michał Lipka