W POSZUKIWANIU OBCYCH
Dla mnie, jak dla wielu miłośników fantastyki, pierwszy kontakt z, nomen omen, „Kontaktem”, odbył się na gruncie filmowym. Temat kosmosu, kosmitów i tym podobnych rzeczy uwielbiałem i uwielbiam – skutek wychowania się na „Z archiwum X” – uwielbiałem i uwielbiam też Roberta Zemeckisa, filmowego maga i świetnego naśladowcy Spielberga, więc film z Jodie Foster obejrzałem. Nie raz. I uwielbiam. Ale książka jakoś tak w moje ręce jak dotąd nie wpadła. W końcu jednak mamy wznowienie i błąd ten naprawiłem. A trzeba przyznać, że „Kontakt” świetny jest, lepszy nawet niż filmowa adaptacja i zdecydowanie plasuje się w czołówce historii o kontaktach ludzi z obcymi.
Eleanor Arroway zajmuje się poszukiwaniem życia pozaziemskiego. Szefowie, jak to w takich sytuacjach bywa, nie są zbyt optymistycznie nastawieni do jej projektu. Wkrótce jednak wszystko się zmienia, kiedy udaje się nawiązać tytułowy kontakt. A to dopiero początek…
Carl Sagan zaczynał, jak wielu z nas – od czytania w dzieciństwie opowieści fantastyczno-naukowych. A z tej pasji został naukowcem, a właściwie astronomem i astrofizykiem. O tej części jego życia można by sporo mówić, ale warto pamiętać przede wszystkim, że interesowało go m.in. szukanie życia pozaziemskiego, wierzył, że kontakt w końcu nastąpi no i z tej wiary, z tej pasji, zrodziła się niniejsza powieść.
Główna bohaterka, której dane osobowe pochodzą od Eleanor Roosevelt, uwielbianej przez jego żonę oraz Voltaire’a (którego pełne nazwisko brzmi przecież François-Marie Arouet), to nie tylko jego książkowe alter ego, ale i postać oparta na prawdziwej osobie. A dokładniej na zajmującej się szukaniem życia pozaziemskiego Jill Tarter. Ciekawostki, ciekawostkami, ale wspominam o tym wszystkim przede wszystkim, by pokazać, jak istotne dla Sagana było zaplecze oparte w rzeczywistości: także tej, naukowej. I właśnie ta naukowa strona „Kontaktu” robi gigantyczne wrażenie. Wspiera fikcję, dodaje jej prawdziwości, pozwala znaleźć nowe spojrzenie… I robi to wrażenie, oj robi.
Efekt jest taki, że dostajemy powieść, która jest nie tylko świetnie napisana – a jest – ale przede wszystkim mocno podparta naukowymi aspektami. Jednocześnie to po prostu kawał dobrego SF, nastrojowego, ze świetną fabułą, czasem i napięciem, z tym niemal dziecięcym zachwytem nad tym, co nieznane, ale i jednocześnie wielka dojrzałość, realizm i rozsądek w podejściu do tematu, postaci i całej otoczki.
Warto. Widzieliście film? Świetny, kultowy, zapadający w pamięć. Ale powieść jest jeszcze lepsza. I robi jeszcze większe wrażenie. Bierzcie w ciemno, jeśli lubicie dobrą fantastykę, nie zawiedziecie się.
Michał Lipka