Kostnicowy wywiad z Krzysztofem T. Dąbrowskim - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Kostnicowy wywiad z Krzysztofem T. Dąbrowskim

Wywiady bardzo rzadko pojawiają się na kostnicowych stronach, dlatego tym bardziej, zapraszamy do lektury tego, który przeprowadziliśmy z Krzysztofem T. Dąbrowskim. Treść na pewno zainteresuje każdego fana horroru, ale nie tylko. Pytania: Michał Lipka i Kostnica .

fotografia autorstwa Stanisława Surmana

K: Z książek wyłania portret dwóch różnych Dąbrowskich – popisującego się rockowego samca i niemalże reggeaowego spokojnego gościa – co jest pozą, a co wnętrzem tego jednego, prawdziwego?

K.T.D.: Jak to w życiu bywa, prawda tkwi gdzieś po środku. Na co dzień jestem spokojnym człowiekiem zajmującym się jakże spokojnym zajęciem jakim jest pisanie, prowadzeniem biznesu, rozkręcaniem działalności charytatywnej ( pomagamy zwierzętom ze schronisk oraz chorym dzieciom) i dbaniem o rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza. Ale jak chyba każdy od czasu do czasu muszę się trochę wyszumieć. Poza tym w życiu każdego człowieka musi być odrobina szaleństwa, bo inaczej byłoby po prostu nudne. Jeden musi zafundować sobie skok na bungee, ktoś inny uczestniczy w cosplayach, jeszcze inny regularnie chodzi na koncerty – każdy musi od czasu do czasu spuścić z siebie trochę pary. Ja na co dzień jestem raczej stonowany, wyciszony, ale jak mam okazję do dobrej zabawy, to sobie po prostu na to pozwalam. A że w dzieciństwie chciałem być wokalistą lub gitarzystą w kapeli rockowej, to jakoś tak sprawia mi frajdę kiedy mogę sobie pozwolić na tak zakręconą sesję zdjęciową. Inna sprawa, że odbyła się ona przy okazji kręcenia pewnego filmu w klimatach postapo, który niestety nigdy nie został ukończony. 

Swego czasu bardzo lubiłem włóczyć się po planach filmów niezależnych, łapać tam kontakty, poznawać ciekawych ludzi, a przede wszystkim wskakiwać w jakże inny i zakręcony świat od zwykłego, który mamy na co dzień. To samo mam przy pisaniu, ogromną frajdę sprawia mi wnikanie w inną rzeczywistość, w głowy wymyślonych przez siebie ludzi. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach pisarz powinien być trochę jak te wszystkie gwiazdy rocka z dawnych czasów, czymś się wyróżniać, mieć pazur. Możesz świetnie pisać, ale jak w jakiś sposób nie dasz się zauważyć to twoje pisanie może umrzeć wraz z tobą lub zostać odkryte dopiero po twojej śmierci. Autorzy zdają sobie z tego sprawę dlatego wielu z nich jeździ po imprezach literackich prowadząc wykłady, prelekcje. W tym miejscu, chciałbym serdecznie pozdrowić organizatorów festiwalu Bookat, w Katowicach. Grupa młodych miłośników literatury, stworzyła niezwykle ciekawy festiwal literacki pełen wykładów i pokazów. Jestem wdzięczny za to, że mogłem uczestniczyć w tak ciekawym przedsięwzięciu. Spodobał mi się zwłaszcza pomysł, związany ze zbieraniem pieniędzy na fundację pomagającą dzieciakom. Można było kupić książki, ale zapakowane w ten sposób, że nie było wiadomo co to za książka. Kilka enigmatycznych słów, zapisanych na przedzie okładki, mniej więcej sugerowało czego możemy się spodziewać. Wybraliśmy z rodziną kilka. Swoją przekażę na akcję „No weź coś przeczytaj dla Bartka!”. I tu mam prośbę, do piszących kolegów. Sprawdźcie na Facebooku grupę „No weź coś przeczytaj dla Bartka!”. Wysyłamy swoje książki, niekoniecznie autorskie, mogą być ulubione. Książki są licytowane a dochód przeznaczony jest na leczenie i rehabilitację wspaniałego i odważnego chłopca, Bartka Mysiora. Mam nadzieję, że mój apel nie trafi w próżnię i razem pomożemy chłopcu. Z tego co widzę, mój kolega po piórze, Mariusz Orzeł Wojteczek w marcu również poszedł tym tropem i dochód ze sprzedaży książki ” Ballady morderców i inne opowiadania” przeznaczył na cel charytatywny.

K: Czytając Twoje teksty, trudno nie dostrzec muzycznych wpływów. Czy jest coś konkretnego, co od początku muzycznie inspiruje Cię w tworzeniu? A może jest coś, co wywiera na Twoje pisarstwo większy niż ona wpływ?

K.T.D.: Wychowywałem się na muzyce metalowej. W wieku kilkunastu lat byłem jednym z tych długowłosych chłopaczków ganiających po osiedlu w skórzanej kurtce i glanach. Do dziś słucham dużo tego typu muzyki. Niemniej jednak dość szybko otworzyłem się na inne gatunki, zawsze miałem otwarty umysł. Teraz słucham praktycznie wszystkiego, co sprawia, że mam te charakterystyczne ciarki na plecach. Inna sprawa, że czasami traktuję muzykę dość funkcjonalnie – czego innego słucham, gdy chcę sobie strzelić taką dźwiękową kawę i dodać energii, co innego pomaga skupić się na ćwiczeniach na siłowni czy podczas biegania, a co innego gdy chcę się wyciszyć lub dodać sobie skrzydeł przy pisaniu. Co do pisania, to u mnie sprawdza się ambient i muzyka filmowa. Muzyka, oprócz sprawiania przyjemności, może być też doskonałym narzędziem wspomagającym nas przy wielu działaniach, trzeba tylko sobie na to pozwolić i się nie ograniczać. Bardzo lubię również wszelkiego rodzaju muzykę relaksacyjną i pomagającą w medytacji. Rozwój duchowy, to dla mnie bardzo istotna część życia.

K: Orgazm nawet jeśli porównywany bywa do doświadczenia śmierci, jasno kojarzy się z czymś pozytywnym. Ty w „Orgazmokalipsie” uczyniłeś z niego przyczynę apokalipsy właśnie. Skąd taki pomysł?

K.T.D.: „Orgazmokalipsa”? Mam wrażenie, że napisałem to dawno temu, tyle się przez ten czas zmieniło. Ewoluowałem jako pisarz, i mój styl bardzo się zmienił. To ciekawe, ponieważ im jestem starszy, tym bardziej skłaniam się ku fantastyce. Ale wracając do pytania: „Orgazmokalipsa” to tylko jedno z wielu opowiadań w książce. W rzeczywistości książka nie ocieka seksem, czy odmiennymi stanami przyjemności i ich fizjologicznymi skutkami. Poza tym opowiadaniem, takie sceny są może jeszcze w dwóch trzech miejscach w książce. Pierwotnie miała mieć tytuł „Hubi i wikary: Przybrudzenie mocy” i nawiązywać do Gwiezdnych Wojen poprzez grę słów. W gruncie rzeczy jest to książka, o przygodach uroczego i złośliwego kocura o imieniu Wikary, oraz człowieka, któremu się wydaje, że jest jego panem, Hubiego. Hubi najczęściej boryka się z typowymi problemami w rodzaju braku pieniędzy i pracy czy prześladowaniem przez złośliwych sąsiadów. Do tego dochodzą jeszcze niekończące się rozterki sercowe, bo nasz bohater co i rusz nieszczęśliwie albo pechowo się zakochuje. Inna sprawa, że jest on trochę jak taki żywy magnez przyciągający do siebie pechowe sytuacje. Mając tego typu problemy, pocieszenia szuka na wszelkie możliwe sposoby. Najlepsza jest kąpiel, muzyka, piwo oraz muzyka metalowa i koncerty. Niestety, kot Wikary nie jest fanem jego ukochanej muzy i po dniu pełnym przygód, najważniejszy jest dla niego własny koci komfort, a nie udręki jakiegoś ludzia. Poza problemami doczesnymi, z racji pewnych paranormalnych właściwości, Hubi przyciąga też do siebie wszelkiej maści demoniczne byty, z którymi musi potem walczyć. W tych potyczkach pomaga mu najstarsza, ponad siedemdziesięcioletnia, fanka metalu w mieście, Euzebia. Owa żywotna staruszka, nie dość, że kipi energią i optymizmem, to jeszcze jest czarownicą. To po prostu zbiór zabawnych opowiadań.

A wracając do pomysłu na tytułowe opowiadanie – wynikło ono z mojego dawnego zamiłowania do dziwnych skojarzeń i ogólnie dziwaczności. Jest to skutek uboczny zainteresowania się gatunkiem nazywanym bizarro fiction. Kiedy go odkryłem, z radością dzieciaka buszującego na strychu, rzuciłem się do odkrywania możliwości jakie dawał nowo poznany gatunek i skutkiem tego powstały dwie najdziwaczniejsze książki jakie napisałem czyli „Orgazmokalipsa” i wcześniejszy „Grobbing”. Na tej samej zasadzie, nie mogłem sobie odmówić poeksperymentowania z nietypową formą jaką są drabble – miniatury liczące po 100 słów każda – co zaowocowało książką „Z życia Dr Abble”. Ale jak już wspomniałem, wiele się od tamtej pory zmieniło.

Nakładem wydawnictwa Armoryka ukazało się trzecie wznowienie mojej pierwszej książki” Naśmierciny”. Ukazały się powieści ” Anomalia” i ” Ucieczka”. Obecnie w USA, ukazują się moje dwie książki, wymienione powyżej „Anomaly” i ” Escape”. Jako ciekawostkę dodam, że Anomalia w USA, ukazuje się w wersji pierwotnej, bez cięć tekstu. Oprócz tego powstanie film na podstawie mojego opowiadania” Widziadło” (ze wspomnianego powyżej zbioru” Naśmierciny”), który zostanie zrealizowany w Anglii. Druga produkcja, to film science fiction, który zostanie stworzony w Polsce. Wspólnie z reżyserem, stworzyliśmy niesamowity scenariusz. Pierwotnie miał to być serial, ale stanęło na filmie. Już nie mogę się doczekać – móc obejrzeć w kinie film na podstawie swojego scenariusza, to niesamowita sprawa.

K: Przede wszystkim Twoja twórczość kojarzy się z humorystycznymi tekstami. Czasem jednak zdarza Ci się popełnić coś poważnego – jak znakomita „Anomalia”. Chyba nie ma sensu pytać, które z nich wolisz pisać, bo to rzuca się w oczy, ale pozostaje pytanie dlaczego właśnie taki rodzaj literatury?

K.T.D.: Dziękuję, za słowa uznania, to wiele dla mnie znaczy. Ostatnio na poważnie wyszły moje dwie powieści – wspomniana „Anomalia” i „Ucieczka”. Ta pierwsza jest mieszanką horroru i science fiction, na dodatek w dość depresyjnej polewie, bo traktuje o sprawach ostatecznych, o śmierci i o tym co może nas czekać po drugiej stronie. Bawię się w niej intensywnie w podważanie rzeczywistości wrzucając bohatera w takie sytuacje, że sam nie wie czy popada w obłęd czy odkrył wielki sekret wyjaśniający różnego rodzaju 'anomalie’ jakich doświadczył podczas z pozoru niewinnego eksperymentu. Druga powieść to horror wymieszany z fantastyką i elementami kryminału. Tu również postanowiłem podejść do oklepanej tematyki w bardzo nietypowy sposób. A aktualnie piszę śmiertelnie poważną powieść o opętaniach, dręczeniach i egzorcyzmach. I też podejście do tematu będzie zupełnie inne niż w pozostałej literaturze zajmującej się tą tematyką. Piszę też coraz więcej tekstów w klimatach science fiction, i to coraz bardziej hard. Zafascynowały mnie możliwości jakie daje ten gatunek. I okazało się, że idę dobrą drogą.

Muszę też podważyć stwierdzenie, że zdarza mi się popełnić coś poważnego, ponieważ zaczynałem od dwóch poważnych zbiorów opowiadań („Naśmierciny” i „Anima vilis”), gdzie było dużo horroru i fantastyki, były tematy związane ze śmiercią, teorie spiskowe, słowiańskie demony i reinkarnacja. Było na poważnie ale w nietypowy sposób, bo zawsze bawiło mnie szukanie jakichś nieprzetartych szlaków, wymyślanie czegoś, na co nie wpadł jeszcze nikt inny (a przynajmniej zawsze zaczynając pisanie mam nadzieję, że tylko ja mam tak szaloną wyobraźnię).

Czy jeszcze wrócę do wesołych klimatów? Wyznaję zasadę 'nigdy nie mów nigdy’ więc kto wie, może kiedyś. Może… Na razie bardzo dojrzałem, założyłem rodzinę, i co jest oczywiste, te doświadczenia zmieniły mnie jako człowieka i wpłynęły na to, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość, jak piszę. Wszystko się zmienia i nie można stać w miejscu.

Ciągnie mnie teraz w przeciwnym kierunku i mocno w klimaty science fiction. 
Jeżeli chodzi o horror, to na pewno ukaże się za granicą  zbiór moich nowych, niepublikowanych opowiadań. A raczej w większości niepublikowanych, bo jedno zostało opublikowane w „Tabu, antologii horroru erotycznego”: „Nie w inność”.
Co bardzo mnie ucieszyło, przez recenzentów zostało uznane za jedno najlepszych z tego zbioru. Może dlatego, że napisałem je dla Żony? Znajdziecie je w wspominanej powyżej antologii, ale również w formie słuchowiska na Youtube, na kanale Radia Meteor. Na Youtube, na niesamowitym kanale ” Tchnienie grozy”, możecie również odsłuchać moje dwa inne opowiadania: „Georgie” (pochodzi z „Anima vilis”), i „Oto ciało moje”. I tutaj znowu muszę podziękować, po pierwsze za to, jak zostało to zrealizowane. Muzyka, głos lektora… Obydwa opowiadania, zostały już odsłuchane tysiące razy, i skomentowane w bardzo pozytywny sposób. Dziękuję, to najlepsza motywacja. Zaczynam również działać na rynku wydawnictw w Hiszpanii i Niemczech, pozytywny odbiór w USA, zachęcił mnie, aby spróbować i w innych krajach. Ograniczenia są tylko w naszych głowach.

K: POLSKA SCENA HORRORU – czy istnieje coś takiego?

K.T.D.: Owszem, istnieje i niestety ostatnio bardzo źle się tam dzieje. Swego czasu dziwiłem się czemu coraz więcej piszących kolegów odcina się od tego środowiska, aż nadszedł ten dzień, że bardzo boleśnie przyszło mi odczuć na własnej skórze o co chodzi. W ogromnym skrócie, z tego co widzę, w środowisku panuje zazdrość, zawiść i chorego typu myślenie a’la homo sovieticus, że jeśli komuś za dużo się udaje, to trzeba jak najszybciej tego kogoś wygryźć, bo inaczej jest ryzyko, że ten ktoś zgarnie zbyt duży kawałek tortu z czytelniczego targetu skupionego na grozie. Dlaczego takie podejście jest chore i dlaczego preferuję amerykańskie i w ogóle zachodni model, za moment wyjaśnię. Teraz zaś wrócę do tego co mi się przydarzyło, bo wyrządzono mi i mojej Żonie wielką krzywdę.

Pierwsze uszczypliwości i złośliwostki w moim kierunku zauważyła Żona obserwując to, co się dzieje na paru horrorowych forach, niedługo po tym, jak w świat poszła informacja, że w tym roku w USA ukażą się dwie moje powieści. Ignorowałem to, tym bardziej, że nie mam czasu na czytanie tego wszystkiego, co się tam dzieje. Mam tyle różnych celów do osiągnięcia, tyle marzeń do zrealizowania, że szkoda mi czasu na facebookowanie dłuższe niż trzeba. Ale pewnego dnia pewien samozwańczy szeryf polskiej grozy Sz.C. – a tak naprawdę to z tego co widzę, jest to osoba mająca problem ze swoim ego – uważający, że jak będzie wywoływał w środowisku burdy, a potem je wyciszał publikując na temat oczernianych przez siebie osób niestworzone historie i dokonując przy tym publicznego linczu, to będzie kimś ważnym i cenionym w środowisku.

Tymczasem taki osobnik to bomba z opóźnionym zapłonem. Z tego co wiem, to już nie raz nie mając twardych i niepodważalnych dowodów, oczerniał innych. Najgorszym co się może wtedy zdarzyć, to gdy w środowisku jest więcej osób ze skrzywioną psychiką, takich, które gdy wyczują krew i że można kogoś bezkarnie zmieszać z błotem, to najzwyczajniej w świecie z rozkoszą pastwią się nad ofiarą do upadłego. Człowiekiem, który oczernił mnie i moją Żonę, zajmuje się teraz policja, poszło zgłoszenie, sprawa jest rozpatrywana przez prokuraturę, dodatkowo postanowiłem go zgłosić, na własną rękę, zakładając sprawę sądową. Nie wiem czy w przypadku innych osób, które atakował i perwersyjnie napawał się potem swoimi teoriami odnośnie nich na prowadzonym przez siebie portaliku, miał rację czy nie. Nie siedzę na tyle w owym” środowisku”, aby osądzać. Tamte osoby, z tego co wiem, wycofały się, często kasowały konta. 
Tutaj jest inna sytuacja. Nigdy nie pozwolę na to, aby ktoś oczerniał mnie i moją rodzinę, a następnie bezkarnie śmiał się w twarz. Dlatego podjąłem takie a nie inne kroki.

Postanowiliśmy się bronić, co jak widzę bardzo go zaskoczyło, ponieważ historyjka jaką na nasz temat wymyślił to swego rodzaju Frankenstein pozszywany ze strzępów domysłów i teorii. Sęk w tym, że takie coś każdy sąd by wyśmiał. A my zgłosiliśmy sprawę na policję, ponieważ nikt nie ma prawa bezkarnie nikogo zniesławiać. Filmy prezentujące teorie spiskowe też są zlepkiem różnych idei polepionych w tak zgrabny sposób, że miliony ludzi na świecie łykają to jak prawdy objawione. I to, że na pozór niektóre elementy zdają się do siebie pasować wcale nie oznacza, że wszystko jest prawdą. Co do nas to zostaliśmy zaszczuci przez małą ale bardzo agresywną grupę ludzi, zarzutami, że niby promujemy się na stalkingu i prześladowaniach związanych z pochodzeniem etnicznym mojej żony. Doszło wręcz do stworzenia tak absurdalnej historyjki spiskowej, że niby sami się z żoną prześladujemy zakładając fejkowe konta i sami do siebie wypisując agresywne, napastliwe teksty… Na szczęście, jest coś takiego jak numer IP, który jest przypisany do każdego sprzętu, oraz archiwum na Facebooku, dzięki czemu można odtworzyć wszystkie rozmowy. W internecie nic nie ginie. Policja wszystko sprawdziła, i dlatego zajęła się dwiema sprawami. Po pierwsze, osobą, która stała za fake kontami i całym tym zamieszaniem, a po drugie człowiekiem, który rozpoczął ów lincz. Mam nadzieję, że do miesiąca, może dwóch zapadnie oficjalny wyrok.

Ci, którzy mnie lepiej znają, wiedzą, że jestem spokojnym człowiekiem i że nie promuję się nachalnie po różnych grupach. Ograniczam promocję głównie do własnego FP i profilu, gdzie – tak jak to robią w USA – chwalę się kolejnymi sukcesami. I uważam, że nie ma w tym nic złego, bo jeśli człowiek w pocie czoła realizował kolejne marzenia, to może potem się nimi u siebie pochwalić. I nie ma w tym nic złego. Za to za szkodliwe uważam nasze typowo polskie umartwianie się i poklepywanie umartwiających się cierpiętników po plecach. Trzeba się szanować, znać swoją wartość i cieszyć się swoimi osiągnięciami. Nie ma w tym nic złego. Tak robią na zachodzie i dlatego zachód jest lata świetlne przed nami jeśli chodzi o pewne sprawy. My niestety wciąż mamy wschodnią mentalność, która jak wirus gnieździ się w naszych umysłach, będąc piętnem odziedziczonym po przodkach i trudnych czasach. Nawet niektóre plemiona w Afryce mają zdrowsze od nas podejście do tematu i pozwolę sobie tu zacytować moją żonę: „Nie chcę was pouczać, ale jesteście małą rodziną, często przyjaciółmi. Gdy w Afryce, w jednej wiosce, sukces odnosi członek plemienia, wszyscy się cieszą i traktują jak własny. Gdy jednej osobie, dzieje się krzywda, reszta też się smuci i wspiera. Tego wam brakuje”, „To takie smutne, obserwuję was prawie rok z boku, i chyba w żadnym innym środowisku nie ma tyle zawiści i złośliwości. Nie mówię, że wszyscy. Nie chcę generalizować. Piszę, jako obserwator”. 

Bardzo brakuje wsparcia, radości z sukcesów innych, empatii i chęci wzajemnej pomocy. Gdybyśmy się wzajemnie wspierali, Polska groza, byłaby  jeszcze lepsza. Bo tak to działa. Ciesząc się z sukcesów innych ludzi, przekazując im pozytywną energię, sam otrzymujesz to co dałeś i to podwójnie.

Piszę od lat i tak obrzydliwe pomyje jakie na mnie wylano, nie mieszczą mi się w głowie. Miałbym się promować czymś takim jak stalking? Tutaj warto dodać, że posty, które wrzucałem na temat stalkingu, bardziej mi zaszkodziły niż pomogły. To miał być czytelny sygnał, dla osób, które czuły się bezkarnie. Miałbym robić to, o co mnie oskarża skrzywiony psychicznie osobnik, który zrobił to, co zrobił by uzyskać poklask od parunastu wybitnie się nudzących osób, dla których ten lincz był widowiskiem i czymś co wreszcie było ciekawe, bo tak nudne mają życie? Oskarżenia były wręcz śmieszne. Ludzie, którzy śledzą moją karierę, widzą ile osiągnąłem przez ostatnich dziesięć lat swoją ciężką pracą: Ukazało się kilka książek. Dwie powieści ukażą się w tym roku w USA. Na podstawie mojego tekstu nakręcono film ze znaną aktorką (Anna Mucha). Opublikowano mi opowiadanie w słowackim Playboyu. Moje opowiadania ukazały się w ponad dwudziestu antologiach w kraju i w dziesięciu w USA i w innych krajach. Moja twórczość była publikowana w takich krajach jak: USA, Anglia, Czechy, Słowacja, Niemcy, Rosja, Hiszpania, Brazylia, Argentyna, Włochy i Meksyk. I serio ktoś w tym momencie uważa, że zniżyłbym się do czegoś tak haniebnego jak promowanie się na stalkingu i to jeszcze zakładając fejkowe konta? Żałosne. I w dodatku podłe.

Domyślam się, że paru osobom mogło się coś takiego uroić, gdy w jednym wywiadzie narzekałem na to, co mnie boli, na brak tolerancji w Polsce. Tym bardziej, że kiedyś ostrzegałem na profilu znajomych przed pewną psychicznie chorą osobą, która mnie prześladowała wypisując również do nich, i prosząc o ignorowanie zaczepek i wysyłanie zrzutów bym miał materiał dowodowy. Swego czasu, mając dość bierności policji, wrzuciłem post, że jak się któryś ze stalkerów pojawi u nas pod blokiem, to żeby wiedział, że mam broń i pozwolenie na nią. Wrzuciłem to na jeden dzień. Zadziałało tak, jak miało zadziałać – odstraszyło natrętów i od tego czasu zrobiło się u nas dużo spokojniej. I nawet wiedząc, że taki chwilowy post zostanie użyty przeciwko mnie do oczerniania, użyłbym tego chwytu jeszcze raz, byle tylko odlepić tych maniaków od Żony. Rodzina jest najważniejsza. Święty spokój jest najważniejszy. Teraz też nie ruszałbym tematu publicznie, gdyby nie to, że życie mnie zmusiło. Razem z żoną stwierdziliśmy, że trzeba o tym publicznie opowiedzieć. Wykrzyczeć to, co nam się przydarzyło. Bo jeśli ktoś komuś napluje w twarz i się nie zareaguje, to do innych pójdzie czytelny sygnał, że tego kogoś można bezkarnie gnoić. Takie mamy teraz smutne czasy, że ludzie myśląc, że w sieci są bezkarni, zmieniają się w bestie rodem z koszmaru i podbijają swoje ego na czyimś cierpieniu.

Żona poprosiła człowieka, który nas oczerniał, żeby sobie odpuścił i dał nam święty spokój, bo przechodziła trudny czas. Zmarł jej brat. Do tego od paru miesięcy zamartwiała się o bardzo chorego dziadka, którego stan zdrowia mocno się pogorszył. Cudowny człowiek, po długiej walce z nowotworem, zasnął kilka dni temu, ale na zawsze pozostanie w naszych sercach, i wierzę, że kiedyś się spotkamy, a teraz jest po prostu szczęśliwy.

Bezduszny osobnik tego nie zrozumiał i dla własnej rozrywki postanowił się nad nami pastwić. A wraz z nim dwóch pisarzy ze środowiska. Nie będę wymieniał nazwisk. To bardzo chore podejście, gdy jeden pisarz próbuje wygryźć publicznie drugiego, uważając go za konkurencję. To właśnie myślenie typowe dla homo sovieticus, ta nasza narodowa zawiść, że widząc, że sąsiad się czegoś dorobił swoją ciężką pracą, zamiast się z nim zaprzyjaźnić i popytać go w jaki sposób odmienił swój los, oczerniamy go za jego plecami obgadując, że na pewno jest złodziejem i życząc mu by mu spłonęło mieszkanie i ukradziono wóz. Jesteśmy tym przesiąknięci i to jest najgorszy horror jaki można sobie wyobrazić. 

Minęło kilka dni nim się po tym ciosie pozbieraliśmy. Teraz sprawa toczy się swoim tempem, zajmuje się tym policja, prokuratura. Udało się namierzyć sprawcę zamieszania. Sam przyznał, że jego zamierzeniem było skłócenie mnie ze środowiskiem grozy. Zostawił ślad nie tylko na Facebooku, ale i w mailach, gdzie numer IP można sprawdzić od ręki, i w bilingach telefonicznych. Nagraniach, gdzie przyznaje się, do tego co zrobił. Mam dokument, który otrzymałem od policji, z całą listą zarzutów dla tego osobnika. Na razie wysłałem go do drugiej pokrzywdzonej osoby tak, aby w razie czego, wiedziała z czyimi namiarami udać się na policję. Ponieważ osobnik, znowu się uaktywnił, po raz kolejny zostanie zgłoszony. Powinien znaleźć się na oddziale zamkniętym, bo po prostu zagraża ludziom. To zaszło za daleko. Ludzie, których miałem za dobrych i myślących kolegów, odsunęli się ode mnie, na podstawie plotek. Na szczęście, zostało wielu fantastycznych znajomych i przyjaciół, którym jestem wdzięczny za wsparcie.

Muszę przyznać, że cała afera, byłaby idealnym materiałem na opowiadanie. Psychicznie chory osobnik, tworzy różnego rodzaju osobowości, zakłada intrygi, i wydaje się być naszym fanem, zagorzałym w dodatku. Tymczasem to nasz wróg, który dokładnie wie, jak to rozegrać, z kim skłócić i nawet jak zmieniać styl pisania, w zależności od osobowości, którą właśnie przybiera. Tak aby na koniec, cieszyć się z cierpienia znienawidzonej przez siebie osoby. Mogę coś doradzić ludziom, którzy w przyszłości znaleźliby się w naszej sytuacji, i zostali oczernieni. Po pierwsze, zachować spokój. Tutaj popełniliśmy błąd, ponieważ zareagowaliśmy emocjonalnie, wdając się w kłótnię. Wyszła też zabawna sytuacja w całym tym zamieszaniu – zabawna, gdy patrzę na nią z perspektywy czasu – ponieważ wyniku emocji, zamiast zgłosić sprawę przez internet na policję, do właściwego działu, wysłałem zgłoszenie do działu skarg na policję… Ostatecznie, jak trochę ochłonęliśmy, udaliśmy się na komisariat, gdzie można całodobowo składać zeznania. Druga sprawa, to zbieranie wszelkiego rodzaju screenów, nagrań, materiałów, tak aby policja miała jak najwięcej dowodów. Gdybym nie zarchiwizował maili, z tamtego roku, policja nie miałaby numeru ip podszywacza, ponieważ Facebook nie udostępnia takich informacji. Do tego bilingi, nagrania głosowe. Gdyby nie to, nie miałabym teraz w ręku dokumentu, poświadczającego moją niewinność. Czekam również na oficjalne pismo z sądu, oraz na rozstrzygnięcie sprawy o oczernianie, zniesławienie i udostępnianie wizerunku. Chciałem to załatwić na spokojnie, ale skoro ktoś jest zbyt pewny siebie, musi dostać nauczkę.

Cała afera, odniosła dokładnie taki skutek, jakiego stalker oczekiwał. Wyrzucono mnie z grupy związanej z horrorem, wydawcy i koledzy stali się bardziej zdystansowani. Podłość? Tak. Nie będę jednak generalizować. Coś się skończyło, coś się zaczęło. wiem na kim można polegać, to ludzie, którzy okazali mi wsparcie, oraz ci, którzy zachowali zdrową neutralność. Mam mnóstwo możliwości, które się przede mną otwarły, ciekawe propozycje. Jest pięknie. Czasami życie daje nam mnóstwo znaków, pokazuje, że trzeba coś zmienić. I otwiera nowe drzwi. Nie zapominam ludzi, którzy byli ze mną w tak trudnych chwilach. Właśnie pracuję nad niesamowitym projektem, i zamierzam moim piszącym kolegom, zaproponować w nim udział. Zapytałem kilka osób, i są bardzo pozytywnie nastawione. Myślę, że to będzie naprawdę coś wielkiego, czego jeszcze w polskiej literaturze nie było. Zresztą nie tylko piszący, jest również pewien fantastyczny grafik, który potrafił zachować dystans i zachować się jak człowiek, mam nadzieję, że i on zgodzi się wziąć udział w naszym projekcie.

Wydobyliśmy się z tego bagna, spojrzeliśmy na wszystko z dystansu i uznaliśmy to za ważną życiową lekcję. Więcej prywatności, mniej opowiadania o sobie, o swoich problemach.
Ja na pewno wzorem wielu kolegów po piórze, oficjalnie odcinam się od literackiego środowiska grozy, gdyż niestety wśród wielu wspaniałych osób, jest garstka chorych, toksycznych osobników, których kręci zadawanie innym cierpienia. A ja się w tym bagienku taplać i brudzić nie mam zamiaru. Życie jest zbyt krótkie. Trzeba być ponad tym i iść do przodu. Nie oczekuję od tych osób przeprosin, bo wiem, że byłyby fałszywe. Chcę o nich zapomnieć i nawet cieszę się, że stało się jak się stało, bo otworzyło mi to oczy. Na pewno niedługo zrobię czystki w tak zwanych znajomych, bo nie mam zamiaru otaczać się fałszywymi ludźmi. Trzeba się otaczać tymi, którzy pozytywnie patrzą na świat, nie są zawistni i złośliwi. Tymi, z którymi można zdobywać kolejne szczyty nawzajem sobie doradzając jak to robić. Bo tylko w takim otoczeniu człowiek kwitnie, ma szanse pokazać to, na co go stać i jak wielkie drzemią w nim możliwości. Każdy z nas ma talenty do różnych rzeczy i tylko otaczając sie pozytywnymi, kochającymi życie ludźmi, mamy szanse by w pełni z tych zdolności korzystać, by je wydobywać na światło dzienne i szlifować niczym diamenty.
A wracając do początku tej wypowiedzi – dlaczego uważam, że pisarze powinni się nawzajem wspierać, a nie niszczyć, nawet gdy tworzą w tak niszowym gatunku jakim jest u nas horror? To proste. Robiąc to, co teraz niektórzy robią, podkładając innym tak zwaną świnię, odstraszamy potencjalnych czytelników, którzy zniesmaczeni takimi zachowaniami przenoszą swe negatywne odczucia na książki. I nieraz może to być nawet na poziomie podświadomym, ale tak to działa. I to, że ktoś się wybije, że coś osiągnie, nie znaczy, że jest konkurencją, która zgarnie dla siebie więcej tortu – wbrew pozorom to złudzenie. Kłócąc się ze sobą i niszcząc nawzajem, sprawimy, że wraz z odpływem zdegustowanych aferami czytelników, ten tort będzie się coraz bardziej kurczył. Inna sprawa, że tworząc przyjacielską atmosferę i wspierając się nawzajem, jak to robią na zachodzie, możemy tylko zyskać. Jak? To proste: Kolega z którym się lubimy nagle robi się bardzo popularny. Teoretycznie można by stwierdzić, że tortu ubyło, ale fakt jest taki, że wystarczy, że ten kolega, który na przykład napisał horror o zombie, napisze, że jego przyjaciel wydaje właśnie książkę o wampirach. Czytelnicy, którzy lubią książki zyskującego popularność autora mogą stwierdzić, że po książce o zombie, dla odmiany chętnie sprawdzą ile warta jest ta książka o wampirach. I być może, gdy ją przeczytają uznają, że to kolejny pisarz, którego chętnie będą w przyszłości czytali. W drugą stronę działa to tak samo. Nie ma w tym nic złego, że pisarze nawzajem o sobie wspominają, bo dzięki temu wszyscy zyskują – czytelnicy widząc różnorodność w danym gatunku, poświęcają mu więcej uwagi. Na całym świecie ludzie sukcesu wspierają się i nawzajem napędzają, jeden dla drugiego jest trampoliną, dzięki której wybijają się coraz wyżej i podając sobie ręce ciągną nawzajem ku górze. Tymczasem my, w Polsce, cały czas ściągamy się nawzajem w dół, zazdrościmy, jesteśmy zawistni, i dlatego tak ciężko tu o sukces w jakiejkolwiek dziedzinie. O ile świat byłby prostszy i piękniejszy, gdyby ludzie się wspierali zamiast niszczyć. Sprawdźcie wyklinane przez kościół prawo przyciągania, i o dziwo, Biblię, w której też można znaleźć poświęcone temu tematowi akapity. Dostaniesz to, co generujesz. Dlatego warto być dobrym, pozytywnym człowiekiem i pomagać innym. Złość, smutek, żal… Minęło. Idę do przodu i jestem silniejszy i szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. To zdecydowanie mój czas.

 

Share
18 komentarzy

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *