Site icon KOSTNICA – POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Lucky Luke – komiksy

Lucky Luke, tom 33: Żółtodziób – René Goscinny, Morris

ANGIELSKI SZYK NA DZIKIM ZACHODZIE

Francuz i Belg tworzący komiks o Angliku w samym środku Dzikiego Zachodu – brzmi tak ciekawie, jak komicznie. I tak właśnie powinno być, o czym przekonuje ten znakomity album z kultowej serii o przygodach Lucky Luke’a, której wznowienie właśnie zaczęło ukazywać się na naszym rynku. przygotujcie się na dużo humoru, dużo przygód, jeszcze trochę humoru i kultowe towarzystwo kowboja strzelającego szybciej niż jego własny cień!

Żółtodziób. Nowicjusz. Laluś. Smarkacz. Mieszkańcy Dzikiego Zachodu mieli wiele określeń na przybyszów z innych części świata, których los rzucił na ich ziemię. I wiele posiadali także sposób na ich… hmm… powitanie. Bardzo wystrzałowe powitanie. Tak między innymi. Jedni z nowoprzybyłych z czasem klimatyzowali się, inni wyjeżdżali, a jeszcze inni… cóż… ich groby zostawały tu już na zawsze. Ale przecież nie tylko nowicjusze umierali. Jednym z takich zmarłych jest stary Baddy, który swoje ziemie pozostawia w spadku krewnemu z Anglii, a Lucky Luke’a prosił o pilnowanie go. I przekonanie się, że jest godny dziedziczenia. Oczywiście spadek najchętniej przejąłby miejscowy ranczer, Jack Ready, co nie ułatwi zadania naszemu bohaterowi…

Chociaż Lucky Luke jest z nami już równo siedemdziesiąt lat, poza krótkimi fragmentami w nieistniejącym już „Świecie komiksu”, nie miałem dotychczas okazji czytać jego przygód. A przecież doskonale pamiętam oglądane w dzieciństwie filmy z tym bohaterem i znakomitą zabawę, jaką wówczas oferowały. Dlatego reedycja tej serii w ramach KŚK, która właśnie wystartowała to doskonała okazja zarówno do uzupełnienia braków w kolekcji, jak również poznania przygód kultowego bohatera, które zdecydowanie są tego warte.

Co mają do zaoferowania? Scenariusz, który wyszedł spod ręki René Goscinnego (rodzice autora pochodzili z Polski stąd swojsko brzmiące nazwisko), ojca takich dzieł, jak „Asterix”, „Mikołajek”, „Umpapa” czy „Iznogud” to humorystyczne mistrzostwo. Niezwykle klarowny, jak na lata, w których powstał, nadal urzeka i bawi dowcipnym zderzeniem wielu kultur. Widzieliście film „Asterix i Obelix w służbie Jej Królewskiej Mości”? „Żółtodziób” pod wieloma względami bardzo go przypomina, chociaż do tematu podchodzi w bardziej klasyczny sposób.

Rysunkowo także jest wspaniale. Kreska Morrisa jest prosta, cartoonowa i idealnie pasująca do treści. Tak samo zresztą, jak kolor.

I cóż tu więcej można dodać? Chyba tylko tyle, że warto jest po „Żółtodzioba” sięgnąć i poznać absolutną klasykę komiksu, która wcale się nie zestarzała. Polecam gorąco.

Lucky Luke, tom 39: Łowca nagród – René Goscinny, Morris

POJEDYNEK ŁOWCÓW

Nikt tak nie pisał komiksów humorystycznych, jak René Goscinny. Widać to po „Asterixie”, widać także po Lucky Luke’u. Goscinny nawet z prostych i niezbyt zachęcających pomysłów potrafił wydobyć niesamowitą siłę, tak na płaszczyźnie fabuły, jak i humoru. Widać to doskonale po „Łowcy nagród”, nieskomplikowanym przecież albumie o dobrym i złym łowcy nagród, który urzeka od pierwszych stron i nie przestaje do samego końca.

Łowcy nagród nie mają dobrej opinii. Nikt ich nie lubi, nikt ich nie szanuje, nikt nie chce mieć z nimi do czynienia i wszelkie kontakty ogranicza do minimum. Ale łowcy nagród zarabiają pieniądze, łapią przestępców, czasem wrabiają… Najgorszym z nich jest Elliot Belt, który nigdy w życiu nie zrobił niczego bezinteresownie, a sprzedać potrafi każdego i za wszystko. Istnieje jednak łowca nagród, który ma zupełnie inną opinię, a jest nim nie kto inny, jak Lucky Luke. Owszem, łapie przestępców i dostarcza ich stróżom prawa, ale nie zależy mu na pieniądzach – te każe przekazywać na szczytne cele. Kiedy więc dochodzi do kradzieży konia, a winnym wydaje się być członek plemienia Czejenów, Lucky chce znaleźć go pierwszy, żeby nie doszło do wybuchu kolejnej wojny z Indianami. Niestety Belt zamierza dopaść koniokrada za wszelką cenę, niezależnie od konsekwencji. Dla niego liczy się tylko nagroda, a kiedy Lucky Luke nie chce doń dołączyć, zaczyna knuć…

Zabawa z „Łowcą nagród” jest przednia. Niczego innego jednak nie można by się było spodziewać po tej serii. Jako całość album jest znakomity, ale prawdziwy geniusz prezentują poszczególne sceny, do których nie sposób nie wracać raz po raz. Historia życia (czyt. historia donosicielstwa) Belta to jedna z takich perełek, przypominających inne dzieło Goscinnego, książki o Mikołajku. Inną świetną rzeczą jest satyryczne spojrzenie na Indian i ich tradycję. A to oczywiście nie koniec, resztę jednak niech zdradzi Wam już ten znakomity album – nie pożałujecie.

Znakomity scenariusz doczekał się świetnej oprawy graficznej. Prostota, klasyczne ujęcie tematu, cartoonowa stylistyka i kolorystka także mają swój niezaprzeczalnie wielki urok. Zresztą w starych komiksach (że tak to ujmę) zarówno pod względem fabuły, jak i ilustracji, treści jest po prostu więcej. Dawne 44 strony dawały mniej więcej tyle opowieści, ile obecnie dwa razy grubszy album. I wcale nie traciły przez to na jakości.

Dlatego jeśli jeszcze nie czytaliście, nie wahajcie się i sięgnijcie koniecznie. Taką klasykę znać nie tylko warto, ale po prostu trzeba. Polecam!

Michał Lipka

Exit mobile version