CHRONIĆ BLISKICH
Prozę Dona Winslowa poleca cała masa ludzi, kolegów po fachu też. Większość tych polecajek by mnie nie zachęciła, tym bardziej, że ani to moje klimaty, ani autorzy za nimi stojący nie należą do moich ulubieńców – a często i do zbyt dobrych pisarzy też nie należą. No ale „Miasto w ogniu” polecał Stephen King, a to już zachęta warta rozważenia. Więc rozważyłem. I przeczytałem. I co? I chociaż nadal tematyka to nie dla mnie, powieść okazała się udana i z bardzo fajnym klimatem, więc jak najbardziej polecam fanom thrillerów, sensacji, noir, kryminałów i tym podobnych atrakcji.
Akcja powieści przenosi nas w połowę lat 80. XX wieku. Danny Ryan dobiega trzydziestki, ma rodzinę, pracę w porcie i… No i okazjonalnie zajmuje się zleceniami dla irlandzkiej mafii, która trzęsie okolicą. Wszystko idzie dobrze, do czasu, kiedy dochodzi do swoistej wojny miedzy gangami wywołanej przez pewną kobietę. Wtedy wplątany w wydarzenia Danny będzie musiał chronić bliskie mu osoby, za wszelką cenę…
Mafia, gangsterskie porachunki i działalność grup przestępczych to totalnie nie moja bajka. Nie że np. takiego kina sensacyjnego unikam, jak ognia, w większości jednak mnie to nie kręci, niewiele rzeczy mnie zaciekawiało, a jeszcze mniej okazało się naprawdę dobrych. Więc tym bardziej literatura tego typu mnie nie kręci – klasykę w stylu prozy Puzo doceniłem, choćby za pisarstwo – bo wymaga więcej czasu, więcej zaangażowania, niż film, a angażować się w coś, co cię nuży… Sami wiecie. No i pozytywne zaskoczenie, bo Don Winslow (ktoś o takim imieniu nie mógł się zajmować inną literaturą, niż mafijną, sami przyznajcie) w fajnym stylu to zarobił.
Konkretny? Proza Winslowa jest przyjemnie surowa i nastrojowa, ma w sobie coś z groszowej, pulpowej literatury sprzed dekad, wieku nawet, ale to nie zarzut, a pochwała. Bo nawet ta literatura niskich lotów przecież, była lepiej pisana, niż większość współczesnych thrillerów i kryminałów, a już sensacji to w ogóle, a Winslow idzie właśnie taką lepiej napisaną ścieżką. Pozostając jednak przy stylu, jakim operuje, to jest on specyficzny. Pisanie używając czasu teraźniejszego w Polsce brzmi osobliwie, choć paru autorom wyszło to znakomicie. Winslow jest pod tym względem niezły, nie wybitny, ale kiedy się przywyknie, a przywyka dość szybko, buduje fajny nastrój i klimat. I bardzo dynamiczne się to to czyta. Proste opisy, krótkie zdania, spora ilość dialogów… To taka literatura, którą łyka się bardzo szybko, acz przyjemnie.
No i ta gangsterska jej strona wypada tak, jak powinna. Trochę to taki „Ojciec chrzestny”, trochę wczesny Martin Scorsese. Wyraziste, choć prosto skrojone postacie, ciekawie ukazany świat, do tego dobrze ujęte czasy i realia. No i całość ma jakiś taki filmowy feeling, jakby skrojona była pod adaptację. A mogłoby wyjść z tego niezłe kino, ale na ten moment mamy udaną książkę. Dla mnie niezłą, przyjemną, ale dla fanów gatunku coś, co koniecznie poznać powinni.
Michał Lipka