TROJE WSPANIAŁYCH
Skoro seria „Mroczna Wieża” zawiera w sobie elementy westernu, w końcu musiała wprost nawiązać do tego czy innego dzieła reprezentującego gatunek. Moment ten nastał wraz z piątym tomem, opartym mocno na „Siedmiu wspaniałych”. Niestety im King bardziej szuka popkulturowych nawiązań, tym słabiej wychodzi mu jego opus magnum.
„Wilki z Calla”, dalszy ciąg opowieści o Rolandzie i jego Ka-Tet (tworzących swoiste troje wspaniałych, by trzymać się westernowych analogii), to także pierwszy z tzw. tomów powypadkowych Kinga. Dla wielu od tego momentu saga zaczęła staczać się po równi pochyłej, ale moim zdaniem jest to tylko kontynuacja tendencji tomu poprzedniego. To jednak, że King omal nie zginął w wypadku 4 lata wcześniej odcisnęło na sadze wielkie piętno. Do tego stopnia, że patos stał się niemal nieznośny, a Król poznawszy kruchość własnego życia postanowił uczynić siebie centralną wręcz postacią „MW”…
„Wilki z Calla” opowiadają o dotarciu Ka-tet do tytułowego miasteczka i starciu rewolwerowców z tajemniczymi wilkami atakującymi jego mieszkańców. Początek jest całkiem obiecujący, ale wraz z rozwojem akcji książka traci co raz bardziej na jakości. Główną tego przyczyną jest mdły i rozwlekły (by wręcz nie powiedzieć rozlazły) styl Kinga. Przygotowania do ostatecznego starcia zajmują większość powieści, a kiedy przychodzi wreszcie co do czego, czytelnik jest rozczarowany wyjaśnieniem tożsamości Wilków. I to jeszcze jak. Oczywiście nie jest to jedyny minus. Wiele psuja też słabe, czasem idiotyczne pomysły i nawiązania do popkultury (Harry Potter, Fantastyczna Czwórka – i to nie tylko wspomniane w rozmowach).
Nie jest to może powieść zła – mimo wszystko czyta się ją dobrze – ale patrząc na sagę z perspektywy czasu tak naprawdę znaczenie mają tylko trzy pierwsze, najlepsze jej tomy. Reszta to dzieło tylko i wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli Kinga. Szkoda, może kiedyś Król, tak jak zapowiadał, przepisze na nowo wszystkie części i stworzy coś lżejszego? Byłoby miło.
Michał Lipka