NIE UMARŁ
Koontz to jeden z tych pisarzy, których nikomu nie trzeba przedstawiać a tym bardziej polecać. To w końcu jeden z mistrzów literatury z pogranicza fantastyki i horroru, chociaż w Polsce zawsze klasyfikowany jako pisarz thrillerów (cóż, Polacy zawsze do fantastyki podchodzili z rezerwą, traktując jako gatunek niższych lotów, jednocześnie ceniąc dreszczowce, które są od niej o wiele bardziej płytkie, wtórne, kiczowate i tandetne – a może to jednak głębia właśnie odstraszała ich od haseł typu science fiction?). „Oczy ciemności” zaś, choć nie tak znane, jak „Opiekunowie” czy „Odwieczny wróg”, to powieść, która w ostatnim czasie wzbudziła wielkie zainteresowanie, bo chociaż po raz pierwszy ukazała się w maju 1981 roku, zawierała wzmianki o wirusie Wuhan. Czyżby Koontz miał prorocze zdolności? Nie, jest na to proste wyjaśnienie, ale nie zmienia to faktu, że równie trafnie ukazał przyszłość, co King w „Bastionie”. Przede wszystkim jednak zrobił to w klimatyczny, dynamiczny i wciągający sposób, dobrze więc się stało, że zainteresowanie powieścią doprowadziło do jej wznowienia.
Nie umarł! Wiadomość takiej treści wypisana na tablicy w pokoju dziecięcym wywraca życie Tiny do góry nogami. Kobieta rok wcześniej straciła w wypadku syna. Ledwie udało się jej pozabierać, pogodzić po części z tym, co się stało, a teraz koszmar odżywa na nowo. Czyżby to był tylko żart, czy może jednak chłopiec żyje? Tina podejmuje się własnego śledztwa, które zaprowadzi ją w nieoczekiwane rejony i sprowadzi zagrożenie, jakiego się nie spodziewała. Tajna agencja rządowa, bezlitośni zabójcy i laboratorium skrywające sekrety, które za nic nie mogą wyjść na światło dzienne. Zaczyna się walka o prawdę… i przetrwanie!
Niejeden pisarz w swojej karierze w mniejszym bądź większym stopniu wykazał się profetycznymi zdolnościami. Wystarczy wspomnieć Wellsa, który przewidział takie rzeczy, jak toczenie wojny za pomocą samolotów czy eksperymenty genetyczne, Verne’a z jego przewidywaniami łodzi podwodnych i helikopterów czy naszego jakże zasłużonego rodaka, Lema, którego wyobraźnia zrodziła e-booki i smartfony. W jeszcze bardziej wyrazisty sposób zrobił to Morgan Robertson w swoim „Upadku Tytana”, na czternaście lat przed zatonięciem „Titanica”, opisując zatonięcie statku o niemal identycznej nazwie. Na dodatek obie maszyny opisywane były jako największe na świecie i niezatapialne, miały niemal identyczną długość, wagę i braki w szalupach, a nawet miejsce i okoliczności ich katastrofy były zaskakująco zbliżone.
Dzięki „Oczom ciemności” Dean Koontz dołączył do grupy pisarzy, którzy doskonale trafili ze swoimi przewidywaniami. Co prawda Wuhan najprawdopodobniej wykorzystał, jako miejsce pochodzenia wirusa dlatego, że powstało tam ośrodek badawczy nad wirusami, niemniej trafność jego wizji uderza. Jednakże abstrahując od tego wszystkiego, niniejsza powieść to po prostu kawał dobrego thrillera. Trochę medycznego, trochę sensacyjnego, trochę na pograniczu horroru, to znów na styku fantastyki… Koontz zawsze dobrze czuł się w takich połączeniach i to widać także w tej powieści. Powieści znakomitej także dlatego, że powstała w latach 80., chyba najlepszym okresie twórczym pisarza, z którego pochodzą m.in. takie znakomite książki, jak „Grom” czy wspomniani „Opiekunowie”.
Jest tu akcja, jest znakomity klimat, dobre tempo, ale też i udana zwyczajność. Zagadka, tajemnice, lekkość stylu, który jednocześnie pozostaje treściwy i przemawiający do wyobraźni… Wszystko to składa się na znakomitą powieść, którą czyta się szybko, lekko, przyjemnie i z napięciem. Aż przypomniało mi się, jak przed laty po raz pierwszy poznałem prozę Koontza i jakie wtedy robiła wrażenie. Dlatego polecam „Oczy ciemności” gorąco. Nie miłośnikom autora, ci już na pewno je znają, a nawet jeśli nie, sięgną w ciemno. Ale kto lubi dobre, nieoczywiste thrillery balansujące na granicy różnych gatunków, powinien całość poznać. Dobra powieść nie tylko na czas kwarantanny.
Michał Lipka