Andrzej był dwudziestojednoletnim prawiczkiem. Ta myśl niemal obsesyjnie wypełniała mu głowę. Właściwie to nigdy nie miał powodzenia u dziewczyn. Nie był przystojny to fakt. Jednak przecież posiadał bogate wnętrze pełne niespełnionych marzeń i pragnień którymi chętnie podzieliłby się z kobietą. Ktoś kiedyś stwierdził że w człowieku liczy się przede-wszystkim charakter ale to nie prawda. Odkrył że to stwierdzenie to tylko bajka podnosząca na duchów takich brzydali jak on.
Dzisiejszego dnia poczuł się szczególnie upokorzony kiedy dostał kosza nawet od niezbyt urodziwej koleżanki z pracy. Kiedy zaproponował jej spotkanie ta popatrzyła na niego wręcz z obrzydzeniem i w towarzystwie licznych znajomych po prostu roześmiała mu się w twarz. Niemal umarła jego męska duma. Czerwieniąc się jak indor chciał zapaść się pod ziemię. Wiedział że najbliższe dni znowu upłyną na docinkach i żartach ze strony kolegów z pracy. To było już nie do zniesienia. Był wściekły a za razem załamany. Chciał krzyczeć i wrzeszczeć. Pobliski las który znajdował się nieopodal jego domu idealnym miejscem na ujście gromadzących się w głowie negatywnych emocji. W jego liściastym płaszczu można było ukryć się przed światem, kopać w drzewa i wyrzygać niemal cała nienawiść zawartą w sobie.
Wschodząca jesień udekorowała ziemię dywanem wielobarwnych liści, trzeszczących pod jego butami. Zatrzymał się. Rozejrzał w koło na wypadek gdyby ktoś tutaj był i wrzasnął z całej siły: – Dlaczego ja!!!?
Leśne echo natychmiast przyniosło odpowiedz – ja… ja. . a… a…
To takie upokarzające nie móc być do końca facetem. Kiedy patrzył jak jego koledzy wyrywają kolejne dziewczyny a potem chwalą się swoimi cielesnymi podbojami, ogarniała go zazdrość i rozpacz. Już tak wiele razy próbował zbliżyć się do kobiety. Jednak za każdym razem ponosił klęskę. Często rozmyślał nad sobą i zastanawiał się czy przypadkiem nie nosi w sobie czegoś odpychającego? Czegoś co sprawia że kobiety po prostu go nie lubią.
Ponownie nabrał powietrza do płuc i wrzasnął: – Mam dość!!!
o… o… o… – odpowiedziało oddalające się echo.
To pomagało na jakiś czas ostudzić emocje i gniew. Jednak wiedział że wcześniej czy później będzie musiał wrócić do pustego domu i znowu w towarzystwie wirtualnych panienek odda swoje ciało nieskromnemu zabawianiu się sam ze sobą. To było przyjemne ale tylko do momentu kiedy następował orgazm. Potem znowu czuł rozczarowanie i bezradność że być może już do końca życia będzie musiał właśnie tak się zadowalać. Pragnął kobiety nie tylko do przyjaźni ale także do seksu. Wygląd nie miałby dla niego aż takiego znaczenia. Pomyślał o głębokim uczuciu i przyjemnym cieple jakie wydzielał splot dwóch nagich ciał. Jego i tajemniczej „jej”. Nazwał ją Ewą. Odpłynął myślami tam gdzie całował jej szyję i ramiona. Rozkoszował się cudownym widokiem bladych piersi zsuwając się języczkiem coraz bardziej w dół. Zatrzymał się na wysokości jej malutkiego pępka składając tam kilka mokrych pocałunków i kierował się wprost do jej zakazanego owocu. Był już naprawdę blisko kiedy przelatujący nieopodal rozwrzeszczany ptak sprowadził go z powrotem do lasu. Wymarzona Ewa zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Postanowił że już najwyższa pora wracać do domu ale na odchodne jeszcze raz wrzasnął: – Kto zerwał zakazany owoc z drzewa!!!? Jednak echo o dziwo tym razem milczało. Zaskoczony sytuacją właśnie miał ponownie krzyknąć to samo kiedy za jego plecami rozległo się cichutkie – To ja…
Przekonany o tym ze znajduje się w lesie zupełnie sam przestraszył się tak bardzo że upadł na ziemie plecami w dół. Na moment zabrakło mu oddechu. Jednak kiedy zobaczył co za „ja” tak bardzo go wystraszyło poczuł że oddech może jeszcze długo nie wrócić na swoje miejsce. Była to wręcz niebiańskiej urody, prześliczna, czarująca kobieta. Tak piękna ze już po pierwszym spojrzeniu można było się w nie rozkochać bez pamięci. Miała na sobie obcisła sukienkę sięgająca do kolan która seksownie uwydatniała wschód jej piersi.
– Kim jesteś – zapytał wciąż leżąc na ziemi. Jego głos zabrzmiał jak stare skrzypiące zawiasy.
Kobieta uśmiechnęła się odsłaniając rząd śnieżno-białych zębów a do Andrzeja dotarło właśnie jakiego zrobił z siebie idiotę i fajtłapę. Oblał się czerwonym rumieńcem i próbował się pozbierać kiedy dziewczyna niespodziewanie położyła mu bosą stopę na klatce piersiowej i stanowczym ruchem przygniotła go z powrotem do ziemi.
– Przecież mnie wołałeś. Nie pamiętasz? – Wbiła wzrok w jego osłupiałe spojrzenie. – Jestem Ewa…
Przesunął wzrokiem po jej kolanie i wyżej. Zauważył ze kobieta nie ma majteczek.
– Podobam ci się prawda? Chcesz mnie posmakować? – wyszeptała te słowa oblizując językiem usta. Wszystko działo się tak szybko. Stanęła okrakiem dokładnie nad jego twarzą aby nacieszył się niebiańskim widokiem jej dojrzałej różyczki. – Chcesz mnie tam pocałować?
W odpowiedzi tylko wybałuszył oczy jakby nie wierzył w to co właśnie się dzieje. Ewa jednak nie czekała na odpowiedź. Kucnęła nad jego twarzą a kiedy się zbliżyła poczuł jej zniewalający zapach. Jej myszka pachniała pożądaniem i słodyczą.
– Skosztuj mojego owocu – wyszeptała i dotknęła płatkami różyczki jego ust tak delikatnie jakby miała go nimi zaledwie pocałować. Andrzej poczuł że długo tak nie wytrzyma i za chwilę wytryśnie w gacie. Był prawiczkiem a prawiczki tak zazwyczaj kończą. W gaciach. Nie w cipce. Niech się dzieje co chce. Teraz jest w niebie bo pieści ustami cipeczkę najpiękniejszej dziewczyny jaką kiedykolwiek dane mu było zobaczyć. Jego niespełnione marzenie niespodziewanie spełniało się. Całował jej wargi coraz mocniej i zachłanniej. Słyszał jak Ewa rozkosznie pomrukuje. Słyszał jak robi jej dobrze. Wsunął język między mokre płatki. Najpierw niepewnie a chwile potem mocniej aby jak najgłębiej móc ją posmakować. Nagle coś twardego ścisnęło mu język. Czym prędzej chciał wysunąć się z jej wnętrza ale było już za późno. Poczuł jak twarde zębiska niczym stalowe gwoździe, przebijają mu język. Szarpnął się ale Ewa przygniotła go swoim całym ciężarem. Usłyszał jej drwiący śmiech. Nie mógł oddychać. Dusił i dławił się własną krwią. Jakaś żywa istota zamieszkiwała jej rozkoszne miejsce! Coś żywego wypełzało z jej łona wprost w jego wnętrze wpychając mu w gardło oderwany kawał języka. Błagggammm- wycharczał ale olbrzymia, oślizgła kreatura wślizgiwała się głębiej. Chrupnęły delikatne kości krtani nie mogące pomieścić olbrzymiego intruza. Oczy niemalże wypłynęły ze swojego wnętrza. Jeszcze żył kiedy stwór zanurzył się całkowicie w jego wnętrzu, pożerając gorące trzewia. Ewa krzyknęła dostając orgazmu a jej wrzaskowi odpowiedziało echo.
Kiedy emocje opadły ponownie stanęła okrakiem nad twarzą Andrzeja zawieszoną w pośmiertnym, potwornym grymasie. Po chwili z jego jamy ustnej zaczął wypełzać zakrwawiony wąż. Teraz był syty. Owinął się wokół zgrabnej nogi swojej właścicielki i z powrotem wpełznął w mokry korytarz jej różowego łona.
– Ludzie od zawsze byli bardzo naiwni – stwierdziła z uśmiechem i ruszyła przed siebie.
– Tak jak ich Bóg – zawtórował wąż słyszalny tylko w jej myślach.
– W końcu stworzył ich na swoje podobieństwo. A to był jego błąd…
– Tak jak błędem było wyrzucenie ciebie z raju, Ewo.
Ewa pogłaskała się po brzuchu uszczęśliwiając węża znajdującego się za miękką ścianą jej skóry.
– Stworzyliśmy sobie swój własny raj. Będzie tutaj na ziemi dopóki ludzie nie nauczą się słuchać naszego głosu. Echa lasu, szumu wiatru czy nawet szeptu ciszy. .
Zaspokoiwszy swoje pragnienia oddalili się w nieznanym kierunku.
Nie daleko stąd kolejna nieświadoma osoba krzyczała w lesie – Kto zerwał zakazany owoc z drzewa!!!? – czekając aż echo przyniesie odpowiedz…
Tomasz Siwiec
MordumX