Budynek znajdował się właściwie w szczerym polu.
W każdym mieście są takie miejsca, gdzie prawie w ogóle nie zaglądają ludzie. Jakiś zapomniany zagajnik, w którym nic nie rośnie i tylko zdziczałe psy biegają za gryzoniami i zającami, biegają za ptakami mieszkającymi na drzewach, a żywiącymi się na łące i wyją potem nocami do księżyca, jakby cofnęły się w rozwoju. Jakiś stary barak, w którym kiedyś ktoś mieszkał już niemal poza granicami administracyjnymi, a teraz nawet bezdomny menel nie chce się tam osiedlić, bo miałby za daleko do żebrania w centrum. Zdarza się taka łąka, na którą nikt już nie wyprowadza krów i tereny po dawanych zakładach, gdzie nikt dbający o własne zdrowie nie zagląda.
I właśnie w takim miejscu znajdował się budynek wypożyczalni kaset wideo.
Gdzieś na odludziu, gdzieś w szczerym polu, jeszcze w mieście, ale już prawie za nim, gdzieś pomiędzy krzewami, tymi ogołoconymi przez jesień krzakami i gałęziami, stał niewielki lokal, którego nikt nie potrzebował. Bo kto w tych czasach wypożyczał jeszcze cokolwiek na nośnikach kina domowego, skoro wszystko miał w streamingu? A nawet jeśli ktoś to robił, kto sięgał po kasety wideo?
Pytań było wiele, byli tacy, którzy zastanawiali się, kto w ogóle mógł tutaj trafić. Inni pytali, kto, nawet jeśli tu trafił, zajrzałby do tej dziury, choćby z ciekawości. A lokal jak stał, tak stał.
I czekał.
– Żeby już nie mieć kłopotów, żeby nie mieć problemów, żeby twój związek był idealny, potrzebny jest rak – powiedziała Renka.
Rak. Nowotwór. Śmiertelna choroba onkologiczna.
– Najlepiej taka przenoszona drogą płciową – dodała, kiedy wchodziliśmy do sex shopu.
To nie był film, więc wnętrze nie było mroczne, ponure ani nie zalewało go czerwone światło płynące z sufitu, jakby żarówki pełne były krwi dziewic. Szyby co prawda zaklejone zostały dyskretnymi z założenia reklamami, szczelnie wytapetowane nimi, by nikt nie spoglądał przez nie na eksponaty, ale w środku sex shop – ciasny i klaustrofobiczny – wyglądał, jak pierwszy lepszy sklep. Regały z towarem i lada, za którą stał znudzony ubrany w sweter sprzedawca w okularach tonęły w elektrycznym blasku jarzeniówek. Wszystko było przerażająco wyraźne, wyostrzone. Klimat skrytych w półmroku półek, na których w blasku świec ustawione stałyby materiały, które dopiero w takich warunkach nabrałyby właściwego charakteru zniknął, została sterylna szpitalna biel. A w tej bieli porno miało tyle wspólnego z pobudzaniem, ile wizyta u ginekologa wspólnego miała z namiętnym seksem z młoda prostytutką.
I to w takim sterylnym otoczeniu Renka powiedziała:
– A do tego potrzebna jest odpowiednia dieta. I odpowiedni styl kontaktów seksualnych.
Słuchałem, ale nie odpowiadałem. Zajęty byłem przeglądaniem zawartości półek, bez ich dotykania. Tylko wzorkiem, tylko oczami, nic więcej. przynajmniej na razie.
W kurtce było mi gorąco. W kieszeni kurtki czułem ciężar pieniędzy.
Obok nas alejką przecisnęła się para: facet po czterdziestce prowadził średnio mówiącą po polsku Azjatkę, która, jak to Azjatka, wyglądała na nastolatkę. Dziewczyna świergotała niezrozumiale, głosem, jak głos niewinnej aktorki porno, która mówi tak, plosie naucyć mnie wsystkiego co w łózecku umieć ja powinna, śmiejąc się i krzywiąc z niesmakiem jednocześnie, a Renka powiedziała:
– W życiu tak naprawdę liczy się tylko ekstremalna antykoncepcja.
I przystanęła przy półce, na której znajdowały się sex-lalki o wyglądzie niewinnych, pięcio-siedmioletnich dzieci i przyjrzała uważniej otworom, jak otwory po wybuchu granatów. A potem ruszyła dalej.
Jak mówi legenda, istnieje piwnica, do której schodzą tylko najodważniejsi. Schodzą tam tylko ci, którzy chcą doświadczyć niezwykłego, paranormalnego koszmaru.
Piwnica jest ciemna, skryta w półmroku, u sufitu wiszą pajęczyny, wokoło walają się różne przedmioty. Na półkach stoi coś, co wygląda, jak konfitury, ale lepiej jest nie przyglądać się im bliżej, a podłogę znaczą dziwne ślady, plamy odciśnięte w pyle, jak ostatnie ślady konającego stworzenia.
Wystarczy tam wejść i sięgnąć po latarkę. Potem tą latarkę włączyć i…
Piwnica jest zupełnie pusta, nikogo tam nie ma, można przejść po niej całej i przekonać się o tym. Kurz, pajęczyny, pył, smród rozkładu, smród wilgoci, zatęchłe powietrze i nic poza tym. Ale kiedy tylko latarka zapłonie, widać, jak na ścianę pada cień. Promień latarki pada w pustkę, pada na powietrze, ale na ścianie pojawia się cień człowieka.
Cień jakiejś osoby, której tu nie ma, a jednak jest.
Cień czegoś niematerialnego.
Cień ducha.
I ten cień drży, drga do rytmu drżenia latarki i na ten krótki czas obcowania z czymś, czego być nie powinno, możliwe wydaje się dosłownie wszystko.
Gdzieś pomiędzy Halloween a Bożym Narodzeniem, gdzieś między dyniami i prezentami, między zniczami a sylwestrowymi petardami, między modlitwą za zmarłych, a toastami za nowy rok, dzień był zimny i ponury.
Z nieba padało coś pomiędzy śniegiem i deszczem, chociaż na drzewach wciąż widać było liście. Sporo liści czerwonych, żółtych, zielonych nawet. I sporo gołych gałęzi.
Renka nie otuliła się, nie robiła takich rzeczy. Po prostu szła przed siebie a na jej srebrnej, pikowanej kurtce przybywało plam opadu, kiedy mówiła:
– Wyobraź sobie taką sytuację: jest kobieta, która nigdy nie daje facetowi w seksie tego, czego on chce. Chce bez gumy? Nie ma mowy, nie będzie ryzykować, a po antykonceptach boli ją głowa. Chce by zrobiła mu loda? W życiu, to obrzydliwe.
Minął ją samochód, prawie opryskując wodą. Chmura kropelek niesiona pędem i tak osiadła na nas, jak deszcz. Na nas, czyli głównie na mnie, bo to ja szedłem od strony szosy. I to ja niosłem parasol, który z nas dwojga to nie mnie osłaniał tak, jak powinien.
Ale nieważne, myślałem tylko o sex shopie. Tylko to się liczyło. A Renka opowiadała:
– I wyobraź sobie, że w końcu, jeśli taki facet jej nie zostawi, to ona zapewni mu tyle nerwic, że chłop zwyczajnie nie będzie nawet potrafił już w niej skończyć. Że nie będzie chciał wziąć jej bez gumy, nawet gdy będzie miał okazję. Nigdy nie da jej do ust, bo będzie miał lęki i problemy psychiczne.
Być może miała rację, może mówiła prawdę, ale w tym momencie bardziej zajmowało mnie myślenie o tym, co będę mógł kupić. O tym, że kupować będę to z kobietą. Że sama mi to zaproponowała. Pokazała. A zatem na pewno chciała coś z tych rzeczy. Chciała je kupić. Wypróbować. A wszystko, co mówiła, co opowiadała, mówiła po to, żeby mnie nakręcić, nawet jeśli twierdziłaby, coś zupełnie innego.
Po prostu się wstydziła.
Więc gadała różne głupoty pokroju:
– I wyobraź sobie, że pewnego dnia taka kobieta chce załapać tego swojego faceta na brzuch, bo w końcu ten ma już wszystkiego dość i zamierza ją zostawić, ale jej jest jeszcze potrzebny. I wyobraź sobie, że nie ma czasu, by wyleczyć tego faceta z wszystkich tych fobii i nerwic, żeby ją zapłodnił zanim ją zostawi. Co ma wtedy ona zrobić?
A my, pod stalowym niebem, po sinym chodniku i zrudziałej trawie, szliśmy po prostu dalej.
Budynek wypożyczalni kaset VHS był nijaki. Kolorowy, ale nijaki, jakby nie chciał się rzucać w oczy.
Są na tym świecie miejsca, do których nie trafia się nigdy i są takie, które przyciągają każdego. Są miejsca, które wręcz wyrastają na drodze człowieka, by zajrzał w ich progi i zostawił tam swoje pieniądze i są miejsca, które pozostają tak ukryte, że ich drzwi pozostają zamknięte przed każdym, kto by do nich zapukał, nie mając pojęcia, co kryje się w środku.
Wypożyczalnia była takim miejscem, które człowiek znajdował przypadkowo, natykając się na nie, gdy skręcił nie tam, gdzie powinien, ciekaw, co kryje się poza obszarem, jaki zna niczym własną kieszeń.
Takie miejsce jak to znajdowało się przypadkiem, albo to ono znajdowało człowieka samo.
Mogło być kolorowe, mogło być nijakie, nie miało to znaczenia. Wystarczyło, że było i każdy, kto miał do niego trafić, trafiał. I tylko to się liczyło.
Na sexshopowej półce znajdowały się klipsy do sutków w kształcie rączek lalek i znajdowały się te śmieszne pingwinki do ssania łechtaczek. Gdzieś w kartonie obok jednego z regałów znajdowało się Queenie Box, a z kolejnego, podłużnego, jakby było stojakiem na parasole wystawały ręce Belladonny.
Między tym wszystkim głos Renki niósł się, jak niesie się na strychu, kiedy opowiadała:
– Nie wystarczy jeść tylko tego, co niezdrowe. Wtedy można dostać każdego raka, a liczy się celowanie w tego konkretnego. Trzeba więc wybrać odpowiednego partnera. To dobry początek.
Azjatka niedaleko coś tam świergotała, coś mówiła tym swoim piskliwym, pieszczącym się głosikiem jak z marzeń sennych pedofila, a my szliśmy między pólkami, powoli przed siebie. Przestrzeń była niewielka, miejsca było mało, ale upchniętego na półkach towaru było wokół tyle, że można tu było spędzić godziny.
Więc kiedy Renka tłumaczyła, że:
– Musisz uważnie obserwować miejsca intymne osób, z którymi będziesz się rżnął.
Ja odkrywałem, jakie filmy z jak bardzo nieletnio wyglądającymi aktorkami stoją na półkach, nagrane na płyty, które dla ewentualnej kontroli, jaka i tak tu nigdy nie zajrzy, wyglądać miały na celowo kojarzące się z pirackimi nagraniami. Jakby to był zabieg producenta. Udawanie. Posmak czegoś nielegalnego w czymś legalny, co w rzeczywistości nielegalne jednak było.
Ona mówiła:
– Najważniejsze są brodawki.
A ja patrzyłem, jak obok wibratorów na kształt zwierzęcych penisów i motylków Wenus stoją wciśnięte pomarszczone wiekiem magazyny pornograficzne, które legalne były jedynie w nielicznych krajach i jedynie jako materiał kolekcjonerski mogły być gdzieś jeszcze dostępne do sprzedaży.
I kiedy tylko chciałem sięgnąć po któryś z nich i zajrzeć do środka, ręka Renki, ta dłoń wciśnięta w grubą, gumową rękawiczkę, waliła mnie po mojej, a jej właścicielka mówiła:
– Te brodawki to oznaka zarażenia wirusem HPV. Najczęstszą jego odmianą jest ta wywołująca tylko je, nic poza tym, ale są dwa typy, które powodują raka szyjki macicy. Dla faceta nie są one groźne, ale gdy przeniesie je na kobietę… Wystarczy tylko poczekać.
I przesunęliśmy się w kierunku kolejnej półki.
Teorii odnośnie cienia człowieka w piwnicy jest wiele.
– Jedna z legend opowiada, że kiedyś mieszkał tutaj pewien nastoletni dewiant. Chłopak całe dnie lubił siedzieć i walić konia, aż narobił sobie odcisków.
Ta legenda głosiła, że na członku miał pełno otarć.
– I szybko się nudził, więc szukał coraz to nowych podniet.
Podglądał sąsiadkę. Wąchał brudne majtki siostry. Oglądał te żenujące japońskie filmy porno, gdzie staruch ociera się o nastolatkę, plując jej do ust albo gdzie dziewczyny z chorobą lokomocyjną, nagie nastolatki niezdolne wytrzymać jazdy samochodem, wożone są autem aż wymiotują na swój drobny biust, a treść żołądka żółtymi grudkami zalega między czarnymi włosami łonowymi.
I było mu mało.
– Nie chciał się powiesić. Nie kręciło go duszenie się, podduszanie, sprawdził to, ale nie podziałało na niego.
I właśnie ten dewiant, którego podniecały wymiotujące Azjatki i stróżki flegmy i przetrawionego jedzenia zwisające z ich ust w kierunku gołych ud albo brzucha, który nakręcał się na żółte plamy na majtkach rodzonej siostry, ten dewiant zszedł raz do piwnicy poszukać legendarnych porno posiadanych przez ojca. Kupione jeszcze w RFN magazyny były zabytkiem już wtedy, kiedy sprzedano mu je spod polówki na targu gdzieś w ciemnej uliczce, w którą zapuszczali się tylko desperaci.
To, co znajdowało się na stronach, obrosło kultem, ale cokolwiek to było, było całkowicie zakazane w większości krajów świata, jeśli nie we wszystkich.
– Chodziły słuchy, że były to treści typu snuff, śmierci na żywo.
Ktoś uprowadzał dziewczynę z ulicy albo spod szkoły, gwałcił, mordował i wszystko to uwieczniał. Uwieczniał ogień życia gasnący w jej oczach, krew coraz wolniej płynącą z ran i spermę stygnącą na jej stygnącej skórze.
– Inne plotki mówiły, że znajdowały się tam przedruki nazistowskich porno z dziećmi.
Bo niemieccy żołnierze w czasie drugiej wojny światowej uwiecznili całą masę pornografii z wykorzystaniem żydowskich dzieci. Żydowskich dzieci i innych żydowskich dzieci. Żydowskich dzieci i niemieckich żołnierzy. Żydowskich dzieci i zdziczałych zwierząt.
– I właśnie ten dzieciak chciał to zobaczyć, więc zaczął szukać tych magazynów. A może i filmów, uwiecznionych jeszcze na kasetach VHS albo może nawet na taśmach do projektorów. Wdrapał się nawet na belkę pod sufitem, w nadziei, że może są gdzieś tam. A potem spadł z niej, wprost na kable elektryczne, które okręciły się wokół jego szyi.
Nikt nie wiedział czy zabiło go uduszenie, czy może skręcenie karku. Nikt nie miał pojęcia czy śmierć szybciej przyniosła mu pętla, czy porażenie prądem.
Ale każdy znał tą legendę.
A były jeszcze inne. Wiele innych.
– Mój brzuszek jest znudzony – powiedziała Azjatka, z miną z jaką mówi się, że te surowe, fermentowane rybie wnętrzności jednak nie były szczytem smakowych osiągnięć. Bardziej brzmiało to jednak jak mój bziusiek jeś śnuciony.
Renka, nie zwracając na nią uwagi tłumaczyła mi:
– Odpowiedź jest prosta. Odpowiedź zawsze jest prosta. Wystarczy znać facetów.
A ja patrzyłem na zabytkowe towary na półkach sex shopu. Na watykański film porno z gejami, z wypisaną na okładce kategorią „zoofilia”. Na wibrator w mundurze zwieńczony reprodukcją głowy Hitlera z wąsikiem, jakby ze szczoteczki do zębów i zdjęcie kobiety z osłem wyglądające, jakby zrobiono je wkrótce po tym, gdy wynaleziono aparat fotograficzny.
Aparat fotograficzny wynaleziono, bo malowanie i rysowanie pornografii zajmowało zbyt dużo czasu, a i tak wszystkie te dzieła sztuki nie kręciły nikogo tak bardzo, jak kręciło zdjęcie. Jak kręcił fakt, że to, na co patrzymy, wydarzyło się naprawdę. Że ktoś to zrobił, ktoś tego doświadczał, a skoro tak było, doświadczyć mógł każdy, także ten, który na to patrzył.
– Wiesz jacy są faceci – opowiadała Renka. – Jeśli ktoś zrobił coś przed nimi, oni muszą zrobić to samo.
Męska duma.
– Męska głupota. I to można wykorzystać.
Na półce znajdowało się trofeum w kształcie głowy wychudłego, czarnoskórego dziecka. Gdyby ta głowa miała resztę ciała, byłoby to ciało chude, a zarazem wzdęte od głodu i pasożytów. Miała jednak tylko wielkie usta otwarte w zastygłym wyrazie zdziwienia i pojedynczy ząb wystający spomiędzy nich.
– Jak brzuch może być znudzony? – zapytał partner Azjatki.
Dziewczyna popatrzyła na niego skośnymi oczami, jakby nie rozumiała co do niej mówi, o co ją pyta i co w ogóle chce.
A Renka mówiła:
– Wystarczy takiemu powiedzieć, że miała przed nim chłopa, z którym robiła rzeczy, jakich nie robiła z nim.
Tłumaczyła:
– Że facet, ten jej były, brał ją bez gumki i dochodził w nią za każdym razem.
Że robili to tak, jak chciałby robić każdy mężczyzna.
– Wtedy – ciągnęła – facet nie będzie mógł być gorszy. Nawet jeśli chce ją zostawić, nie może zostawić jej w stanie niewykorzystanym, więc zrobi to z nią bez zabezpieczenia.
Proste.
– Nudzi mi się w brzuchu? – mówiła w tle Azjatka. – Nudnuje mi?
– Nud… – zaczął jej facet. – A, rzygać ci się chce znaczy.
Może miało to coś wspólnego z faktem, że byliśmy w sexshopowym second handzie, a może nie. Może brzydziły ją rdzawe plamy na plastiku używanych dildosów i zastygłe ciecze wyschnięte na materiale ciuszków służących do przebieranek. Pamiątki po poprzednich właścicielach. Dowody na istnienie seksu, jakiego nie zaznali odwiedzający.
A może nie.
– I tak facet wpada – powiedziała Renka. – Tak można złapać na brzuch faceta, który nawet nie chce w ciebie dojść. Proste?
Proste.
Wiele jest miejsc na tym świecie, które nie powinny istnieć, a istnieją. I mają się dobrze.
Są jak wehikuł czasu, bo kiedy idziesz do wypożyczalni kaset VHS w czasach, kiedy kasety VHS są jedynie na celowniku jakichś pokręconych geeków, czujesz się, jakbyś wchodził do piwnicy w poszukiwaniu pornosów ojca. Czujesz się, jakbyś wszedł do sex shopu i zobaczył drukowane jeszcze na offsetowym papierze gazetki z gołymi paniami. Zarośniętymi gołymi paniami.
Czujesz się, jakbyś wszedł do sklepu i zobaczył, że mała paczka chipsów kosztuje niespełna złotówkę, a w środku znaleźć wciąż można żetony z Pokemonami albo karty z Dragon Balla.
Jakbyś poszedł na targowisko, a tam na łóżku polowym wciąż znajdowały się do kupienia żółte cartridge z pirackimi grami na Pegasusa, których ilustracje okładkowe rzadko zgadzały się z zawartością.
Takie miejsca są potrzebne, by człowiek mógł znów poczuć się, jak przed laty. Są potrzebne by nie zwariował w rzeczywistości, od której dzień po dniu chce uciec.
Są potrzebne, bo przypominają nam, że są jeszcze na tym świecie niezwykłości, a skoro są one, skoro nawet coś niezwykłego może być prawdą, to i marzenia mogą się spełnić.
Albo po prostu są, bo można na tym zarobić.
Kiedy Azjatka ze swoim partnerem wyszła z sex shopu, wewnątrz zrobiło się pusto, jakby wraz z nią zniknął część ducha tego miejsca. Bez niej sklep z erotycznymi gadżetami z drugiej ręki nie pachniał już tą ciepłą, owocowo-przyprawową nutą, która kazała zastanawiać się, jak dziewczyna smakuje między nogami. Bez niej wydawało się tu pusto i spokojnie, bez niej sex shop pachniał gumą i płynem do mycia powierzchni, bez niej było niemal jakby nie istnieli już ludzie, chociaż Renka mówiła:
– Kiedy kobieta zachoruje już na raka szyjki macicy, jesteś w domu.
A ja patrzyłem na leżące na półce, zapakowane w plastik dildo, przy którym znajdowało się zdjęcie uśmiechniętej nastolatki i tabliczka z informacją, że tym sprzętem rozdziewiczyła się ta oto czternastoletnia Sara. Że te plamy na sprzęcie, to plamy jej ciała. Jej wydzielin.
Oficjalna prawda była taka, cała ta prawda dla władz i kontroli brzmiała tak, że to tylko chwyt reklamowy. Wszystko, by lepiej sprzedać sprzęt. Że żadna z tych plam nie jest pochodzenia organicznego, bo i tak w tym stanie rozkładu nie dałoby się tego stwierdzić.
Prawda dla klientów była taka, że to wszystko to tylko podwójny fortel, by władze i kontrole nie przyczepiły się tych wszystkich produktów i wszystko to, co podane jest na tabliczkach informacyjnych, jest faktem. Jedyną prawdą. Jedyną rzeczywistością.
– A prawda jest taka – powiedziała mi Renka – że to tylko marketing, byle nawet hetero facetowi sprzedać taki wibrator.
Jej zdaniem hetero facet bez jakichś dziwnych ciągot nie kupiłby dildo, gdyby nie było pokryte zaschniętym śluzem i krwią nastolatki. Szczególnie tak młodej nastolatki.
– Dlatego faceci chodzą do przybytków takich jak ten – powiedziała, a potem kontynuowała: – Kiedy już kobieta zarazi się HPV, wystarczy obserwować objawy i podjąć leczenie we właściwym momencie, by zdążyć uratować ją, ale nie jej płodność. Wtedy czeka ją leczenie, wycięcie macicy i gotowe. Od teraz można uprawiać seks bez zabezpieczeń ile tylko się chce, bez ryzyka, że się wpadnie.
Antykoncepcja ekstremalna. Jedyna naprawdę stuprocentowo skuteczna.
I jeszcze kobieta od niej chudnie i staje się sexi. Bo sexi jest to, co jest chude.
A ja patrzyłem na kosztującą blisko stówę chusteczkę – niegdyś nawilżaną, teraz suchą, skręconą i pożółkłą – której do wytarcia się po masturbacji użyła niegdyś podobno pewna licealistka.
– Wiesz, że najprawdopodobniej tamto dildo zostało pomazane ciotą jakiejś napalonej czterdziestki, która wyglądała tak, że jedynie wibrator przy niej nie opadał? – zapytała Renka.
– Wiesz, że w tą chusteczkę najprawdopodobniej wysmarkał się ktoś z zapaleniem zatok? – pytała.
Bo tak właśnie powstają wszystkie te sprzedawane w sieci używane majtki: poprzez wydmuchniecie w nich zawartości dróg oddechowych i wytarcie palców wilgotnych od serowego tłuszczu.
I poszła dalej, między półkami.
Jest legenda, która głosi, że cień w piwnicy należy do kobiety, która powiesiła się po tym, jak odkryła, że jej mąż wolał zaspokajać sąsiada, niż ją.
Jest legenda, która mówi, że to cień chłopaka, którego zmuszono do ożenienia się z dziewczyną, którą zapłodnił chcąc przekonać się, czy rzeczywiście nie jest hetero.
– Są też tacy, którzy mówią, że cień ducha ekshibicjonisty, który chce się tak pokazywać nawet po śmierci.
I tacy, dla których to rozciągnięty cień ciekawskiej seksualnie dziewczynki, która spadła ze schodów i skręciła swój mały kark, podglądając ojca zabawiającego się z gosposią w piwnicy.
– A ja mówię po prostu, że to cień faceta, którego kobieta tak wycieńczyła za życia, że zostało z niego tylko to jednowymiarowe coś. Nic poza tym.
I pewnie taka była prawda.
– Po co mnie tu właściwie przyprowadziłaś? – zapytałem Renkę.
Po co znalazła w sieci ten nielegalny-legalny sex shop połączony z second handem. Miejsce ukryte na odludziu, zamaskowane jako wypożyczalnia kaset VHS, z napisaną drobnym drukiem informacją, że są to kasety typu XXX, tak by żadna władza, żadna kontrola, nie mogły powiedzieć, iż szyld wprowadza w błąd.
Dlaczego zabrała mnie do przybytku, który w sieci reklamował się, jako oferujący produkty tabu, jako szemrany biznes, gdzie za duże kwoty sprzedawano produkty dla kolekcjonerów. Dla wielbicieli. Dla prawdziwych koneserów.
Bo przecież nigdy nie robiła nic od tak.
– Bez powodu – powiedziała.
– Bo to ciekawe miejsce – zaśmiała się.
Bo nie zawsze musiała mieć powód. Czasem wystarczy jej odkrycie czegoś nowego, by mogła się czegoś dowiedzieć, nauczyć. Poznać coś, co potem będzie mogła wykorzystać.
– I opowiadasz mi o tym wszystkim – opowiada mi o tym łapaniu na brzuch i ekstremalnej antykoncepcji – też przez przypadek.
– Oczywiście.
Zaśmiała się.
– Wcale nie chodzi mi o to, by jedną opowieścią pokazać ci, że kobieta zawsze wygrywa.
Wcale nie chodziło jej o to, by pokazać mi drugą, że w życiu trzeba kombinować.
– A i tak nawet kiedy facet zarazi kobietę rakiem i pozbawi jej macicy, nie będzie wiedział, że tak naprawdę zrobił to, bo ona tego chciała, żeby nie musieć martwić się ewentualną wpadką.
Bo taki w jej oczach jest ten facet, że trzeba się uciec do aż tak ekstremalnej antykoncepcji.
A trzeba się uciec, bo jednocześnie to facet, z jakiego ma dostateczny pożytek, by warto było zrobić coś takiego.
Szła więc między półkami, zbliżając się do prowadzących do drugiej części sex shopu drzwi i mówiła:
– Takie miejsca, jak to utrzymują się, chociaż są na zadupiu, gdzie grunt jest najtańszy, bo w sieci mają opinię zakazanych. Nieważne, że oszukują klientów, ważne, że zboczeni faceci zabierają ze sobą mnóstwo gotówki, licząc na nie wiadomo jakie cuda, a skoro już tu są, głupio im jej na coś nie wydać.
Pomyślałem o pieniądzach w mojej kieszeni, ale milczałem.
A potem Renka dotarła do drzwi, otworzyła je i zeszliśmy do piwnicy.
I teraz jesteśmy tu, na poplamionej, pokrytej kurzem podłodze, a przed nami na ścianie tańczy cień człowieka.
Cień człowieka, jak cień czasów minionych, niczym kasety VHS i zabytki na półkach.
– To jest prawdziwa magia – mówi Renka. – Wchodzisz do takiej piwnicy, gdzie przedmioty ustawione są tak, by po zapaleniu ustawionej odpowiednio latarki ich cień utworzył na ścianie cień człowieka, którego tam nie ma i możesz doświadczyć niezwykłości.
Tłumaczy mi, że to ten sam rodzaj magii, co magia słów kobiety opowiadającej o swoim byłym, która nagle tworzy ciało w jej brzuchu.
– Tu przychodzą faceci i snując swoje teorie na temat cienia, masturbują się do niego.
Te plamy na podłodze to nie były plamy ektoplazmy.
– Onanizm do ducha. Magia, niezwykłość, cud.
Bo oto z niczego tworzymy człowieka. Jedynie za pomocą światła generujemy postać, a potem tworzymy w wyobraźni całą jej historię. Tworzymy coś niemalże prawdziwego.
– Walenie konia do ducha to doświadczenie cudu w czystej formie.
Jedynego, na jaki możemy liczyć.
– A za wszystkim kryje się tylko nuda. Nuda, jak prawda o tych przedmiotach na półkach.
Tych przedmiotach, które nie mają żadnej wartości, ale przez nasze wyobrażenia o nich nabierają ceny skarbu.
Przez nie i przez marketingowe sztuczki.
– A kiedy już to wszystko wiesz, magia cienia pryska. A ty nie chcesz wydać nawet grosza na zasmarkaną chusteczkę i wibrator z krwią menstruacyjną brzyduli po czterdziestce.
I to tyle. Nic więcej.
– Wiec daj mi teraz tę kasę. Mi przyda się bardziej, niż tobie przydadzą te podrabiane przedmioty.
Tak po prostu.
Bo wcale, a wcale nie miała powodu, żeby zabierać mnie do tego sex shopu.
Bo wcale a wcale nie miała pojęcia, że facet, idąc do takiego przybytku, bierze jak najwięcej pieniędzy by zaopatrzyć się w zakazane, nielegalne przedmioty spod lady.
Taki był, taki właśnie jest jej całkowity brak powodu.
I wyciąga do mnie rękę.
04.10.2022