Oto przeciętnej urody dom na przedmieściach zwyczajnego, małego miasteczka.
W środku budynku, na ścianach, kilka barwnych obrazów. Krzywe i skrzypiące schody, prowadzące na piętro. Tam, na dywanie leży odcięta głowa. Obok niej poczerniała, zaschnięta krew, z martwym pająkiem w środku. W rogu korytarza ustawiony jest fortepian, przed którym widnieje rozbita lampa. Na kablu widać zaciśnięte kurczowo palce, wieńczące pokrwawione ramię nagiej kobiety. Jej ciało jest całkowicie pozbawione włosów. Z pochwy denatki wystaje drzewiec głęboko wbitego oszczepu. Otwarte szeroko usta odsłaniają szkarłatno-ciemną ranę po wyrwanym języku. Jego resztki zaś tkwią wbite w złamaną kość nosową. Oczy trupa są zamalowane czarną farbą.
Za otwartymi drzwiami po lewej, widać stary i obszarpany na rogach dywan. Na nim ułożone jest spalone ciało, obok którego tkwi przewrócony kanister po benzynie. Na końcu korytarza znajduje się zardzewiała drabina, prowadząca na poddasze. Jego wnętrze przystrojone jest licznymi, barwnymi kobiercami. W głębi pomieszczenia znajdują się ukryte za czarną kotarą drzwi. Prowadzą do małego, wyciszonego azylu, pełnego smrodu i krwi. Na jego ścianach namalowano Słońce i Księżyc. W kącie leży rozerwana klatka piersiowa. Między jej żebra powtykane są liczne, czarno-białe zdjęcia. Na jednym z nich widać pokój na dole, z lustrem. Odbija się w nim przybita długim nożem głowa. Obok niej przytwierdzono ręce, niczym w scenie ukrzyżowania. Zgięte nogi ofiary leżą poniżej, wraz z resztką tułowia.
Kolejne zdjęcie ukazuje główny korytarz budynku i okno na jego drugim końcu. Przed nim widać tajemniczą, ubraną na czarno postać. Na jej sinych rękach wyryte są pentagramy.
Po chwili w domu zapada ciemność.
…
– Ewo, jeśli idziesz do kuchni, to przynieś mi piwo z lodówki.
Otyły starzec znów siedzi przed telewizorem, oglądając beznamiętnym wzrokiem mało ambitne programy. Od kilku lat, należało do jego codziennego rytuału. Tak jak i ciągłe picie piwa. Do niedawna sięgał jeszcze od czasu do czasu po książkę, jednak zaprzestał czytelnictwa, obwiniając je o pogorszenie się jego wzroku.
– Masz. Tylko znowu się nie porzygaj.
Otwiera puszkę i pije łapczywie zawartość, podczas gdy wysoka i chuda kobieta, ubrana na czarno, zadaje mu drżącym z przejęcia głosem pytanie:
– Wiesz, że znów próbował uciec? Tylko na chwilę odsunęłam skobel, aby podać mu jedzenie, a ten już czekał przy drzwiach. Na szczęście nogi zaplątały mu się w sznury od kaftana bezpieczeństwa. Potknął się i wylądował twarzą w zupie. Musiałam mu wstrzyknąć podwójną dawkę leku. Od jutra ty będziesz się nim zajmować, ja nie mam już na to siły.
Niemalże w odpowiedzi na to wspomnienie, do uszu obojga dochodzi teraz głośne stukanie z pomieszczenia nad ich głowami. Patrzą w tamtą stronę, po czym mężczyzna tylko sarkastycznie parska i wzdycha ze zrezygnowaniem:
– Dupek. Wychowaliśmy go na takiego barana.
– Mój drogi, to akurat twoja działka. Ja go tylko wydarłam ze swego wnętrza. Fanatyczny upór zrobił swoje. Trzeba było mu dać jakiś wybór, gdy stawał się mężczyzną. Teraz jest już za późno.
Niczym na dowód prawdziwości tych słów, kobieta zdejmuje spódnicę i obnaża mocno pomarszczone podbrzusze oraz łono. Staruszek patrzy na nie przez chwilę, a następnie podnosi ze stolika brudny, zardzewiały nóż i wykonuje nim dwa nacięcia. Przez chwilę przygląda się spływającej po udach krwi, aby ostatecznie z błyskiem w oku zacząć ją łapczywie zlizywać.
Nagle rozlega się głośne, natarczywe pukanie do drzwi. Kobieta opuszcza spódnicę i odtrącając męża dłonią, wolno podchodzi do wejścia. Na progu stoi młoda dziewczyna, której gospodyni nie jest w stanie rozpoznać. Jest nieco zaskoczona sylwetką i budową ciała gościa, bardzo przypominających jej własne. Myśli też, że widocznie któryś ze stałych klientów przysłał ją w zastępstwie.
– Dzień dobry. Byłam umówiona na wizytę – szepcze miękkim głosem, na co staruszka uśmiecha się i gestem dłoni zachęca:
– Proszę, wejdź do środka. Zwłoki są tam, gdzie zwykle. Świeżutkie. Dopiero co skończyłam wycinać wątrobę.
Prowadzi dziewczynę w głąb domu, do kuchni. Jeszcze przez moment do uszu kontynuującego seans mężczyzny docierają fragmenty ich błahej rozmowy i cięcia mięsa. Po chwili słyszy też jednak stłumione krzyki i znacznie silniejsze ciosy, wreszcie dźwięk użycia małej elektrycznej piły. Zaniepokojony gospodarz energicznie wstaje z fotela, podchodząc ostrożnie w stronę kuchni. Lekko kołysze się na nogach, otumaniony znaczną ilością wypitego alkoholu. Wszystko wydaje mu się przyjemnie mętne i pozbawione wyrazistości…
Z naprzeciwka wychodzi teraz jego żona, nieco pobladła, trzymając przed sobą na tacy odciętą głowę dziewczyny. Jej oblicze jest zbyt pokrwawione i pokryte tak wielką liczbą blizn, że nie sposób rozpoznać tożsamości ofiary. Na widok staruszka, dość bezładnie próbującego znaleźć swoje okulary, gospodyni uśmiecha się i szeptem tłumaczy:
– To ona, kochanie. Nasza marnotrawna podopieczna. Myślała że jej nie poznam. Że zapomniałam, po tylu latach…
Nadal zaskoczony, ale i lekko uradowany, mężczyzna unosi z tacy głowę i całuje jej usta. Następnie, zachęcony przez żonę zamyka oczy i zdejmuje spodnie oraz koszulę. Jego partnerka taszczy z kuchni zakrwawione ciało. W zastępstwie odciętej głowy, na jego szyi znajduje się duży plastikowy worek, do którego spływa krew. Podniecony mężczyzna, wciąż nie otwierając oczu, daje kobiecie pokierować swym dłoniom, z nieskrywaną euforią reagując na dotyk pośladków zamordowanej. Odbywa analny stosunek ze stygnącymi powoli zwłokami, a następnie sięga po leżący na kuchennym stole, zakrwawiony tasak i odcina nim lewe ramię denatki.
– Małpa. Nie powinna była tu przychodzić. Po tym wszystkim, co zrobiła. Głupia szmata. Zostawiła nas samych, na pastwę losu – mruczy zasapany starzec, w odpowiedzi słysząc wypowiedzianą stanowczym głosem prośbę kobiety:
– Spójrz jeszcze raz na mnie, proszę.
Na dźwięk tej prośby, odwraca się i zerka na swą żonę. Ta nieoczekiwanie zdziera lateksową maskę, pod którą ukazuje się wściekłe oblicze dziewczyny. Jednocześnie spoczywająca na tacy, zmasakrowana głowa otwiera w pośmiertnym odruchu oczy. Zdemaskowany intruz robi kilka kroków w stronę mężczyzny. Ten zaciskając kurczowo palce na nożu i cofa się w stronę szafy. Opiera się o nią całym impetem ciała a następnie z przerażeniem odsuwa, pozwalając wypaść ze środka zwłokom jednej ze swych ofiar. Odwraca się plecami do wolno kroczącej dziewczyny i biegnie do kuchni. Łapie za większy nóż, pozostawiony na blacie, jednak w tym momencie otrzymuje ogłuszające uderzenie młotkiem w tył czaszki i upada nieprzytomny.
Gdy po chwili dochodzi do siebie i otwiera oczy, widzi tuż przed sobą obłąkaną nastolatkę, przykładającą do jego policzka ostrze długiego noża i syczącą przez zęby:
– Nigdy mnie nie kochałeś. Tyle lat kłamstw!
– Przestań! Proszę. Już nie pamiętasz, jak cię wychowaliśmy? Jak tu dorastałaś?
– Pozwoliłeś, aby mnie zabrali! Ty też myślałeś, że jestem szalona, prawda? Nie zatrzymałeś ich! Nic nie zrobiłeś!
Przerażony mężczyzna otwiera usta, aby jej wytłumaczyć, że to nie tak, że się myli – jednak za późno. Dziewczyna wbija paznokcie w jego ciało i z głośnym krzykiem zaczyna rozdrapywać skórę. Starzec jęczy z bólu i wymierza jej cios pięścią w nos. Gwałtowny ruch głowy jego podopiecznej sprawia jednak, że impakt uderzenia ląduje na policzku napastniczki. Odpowiedzią jest splunięcie krwią i wbijające się w środek jego serca ostrze noża. Nie przestająca się uśmiechać dziewczyna z satysfakcją patrzy, jak ciało jej wieloletniego opiekuna wydaje z siebie ostatnie tchnienie. Następnie sięga po zawieszoną przy kuchennym zlewie piłę i zaczyna ciąć zwłoki na mniejsze kawałki. Wrzuca je, jedno po drugim do specjalnej wanny, w której gospodarze przygotowywali mięso dla swych klientów. Sekretne pomieszczenie, pozbawione okien i jakichkolwiek przenikających zapachami przedmiotów. Pokój, o którego istnieniu dowiedziała się przypadkowo, którejś letniej nocy zakradając na czworaka do kuchni i w milczeniu śledząc działania swego opiekuna.
Chwilę po wykastrowaniu trupa, wsadza odciętego penisa w usta kobiecej głowy, spoczywającej na szerokim talerzu. Następnie przynosi z garażu kanister z benzyną i podpala ciało wykastrowanego mężczyzny.
Przez chwilę wpatruje się w płomienie ognia, po czym wychodzi z kuchni, wlokąc za nogi pozbawione głowy zwłoki gospodyni. Z najwyższym trudem podnosi je do góry i nadziewa na trzy potężne wieszaki na ubrania, przytwierdzone do drzwi wejściowych. Później chwyta za umieszczony w salonie afrykański oszczep-dekorację, łamie go na pół i wbija z całym impetem w pochwę ofiary, krzycząc bluźnierczo:
– Aby nie rodzić zła!
Jej umysł wypełniają teraz gorzkie wspomnienia. Obraz małej, niewinnej dziewczynki, pozostawionej w ponurym, zimnym sierocińcu przez nieczułych rodziców. Chwila, w której zaczęła narastać w jej sercu niepohamowana wściekłość wobec ludzi. Uczucie, które zarazem wywołało nieodwracalną zmianę w mózgu dziewczynki, zyskującej z roku na rok coraz większą siłę fizyczną, równą najokazalszym z dorosłych mężczyzn.
Wyjmuje z torebki spray i maluje nim oczy kobiety na czarno.
– Aby nie widzieć zła!
Kolejna wizja. Trójka smutnych dzieci, ubranych odświętnie i czekających na przyjście nowych opiekunów. Wyrywa z ust denatki posiniały już język i przybija nożem do jej serca, krzycząc:
– Aby nie mówić zła!
Drugim, mniejszym ostrzem odcina jej uszy i wkłada do swych ust. Przeżuwając, ma przed oczyma wyobraźni pierwsze dni jej pobytu w tym domu. Wszystkie słodkie obietnice, jakimi starali się ją omamić. Sztuczne ciepło, fałszywe uśmiechy, pozbawione spontaniczności przytulanie. Po jej brudnym policzku spływa pierwsza łza, gdy ponurym głosem przemawia po raz czwarty:
– Aby nie słyszeć zła!
Po dłuższej chwili fizycznych zmagań z własną słabością, brzeszczotem odcina byłej opiekunce drugą rękę i rzuca w powoli dogasający ogień, zaklinając:
– Aby nie czynić zła. Tego właśnie mnie zawsze uczyłaś.
Po tej ceremonii dziewczyna myje starannie ręce, a następnie idzie schodami na piętro. Przygląda się znanemu z dzieciństwa korytarzowi, którego ściany wyłożone zostały dyskretnie wmontowanymi płytami dźwiękoszczelnymi. Tu właśnie przetrzymywano ją i dziesiątki innych dzieci. Bezbronnych ofiar. Zimnego mięsa dla bogatych koneserów, nie zadających zbędnych pytań – i zawsze płacących na czas.
Wstrzymuje oddech i otwiera pierwsze drzwi. Wnętrze ascetycznie umeblowanego pokoju wymalowane jest na czerwono. Naprzeciwko wejścia, tuż obok ułożonego na podłodze materaca, siedzi w kuckach chłopak, odziany w kaftan bezpieczeństwa. Na widok gościa uśmiecha się, a dziewczyna szybkim krokiem podchodzi i uwalnia go z krępującego materiału. Obejmują się, a zamykający oczy mężczyzna szepcze do jej ucha:
– Tyle lat. A ja ciągle czekałem. Wiedziałem, że w końcu tutaj wrócisz.
– Teraz będziemy już razem, na zawsze! I nikt nam w tym nie przeszkodzi.
– Tak. Na zawsze razem. Tylko ty i ja. Moja córeczko.
Na dźwięk ostatnich słów, wyrwana z błogiego stanu rozradowania dziewczyna odpycha go od siebie i z wściekłością krzyczy:
– Co ty powiedziałeś ??!
– Nie gniewaj się. Mieliśmy… Miałem ci o tym powiedzieć, gdy będziesz już dorosła. To był wypadek. Twoja opiekunka… moja matka… zakradła się do mojego pokoju którejś nocy. Wykorzystała mnie, a potem zaklinała, żebym nikomu o tym nie opowiadał, inaczej mnie porzuci.
Rozwścieczona dziewczyna ukrywa twarz w dłoniach nie chcąc, aby widział teraz jej przeogromną wściekłość. Tyle lat wyrzeczeń, tęsknoty i rozłąki. Dziesiątki wizji ich wspólnego życia i szczęścia, z dala od tego całego mroku. Wszystko rozwiało się na wietrze iluzji w tej jednej, podłej chwili.
– A myślisz, że dlaczego pozostawili nas oboje przy życiu? I traktowali lepiej od reszty? Matka uznała, że lepiej będzie, abyś o niczym nie wiedziała. A ja miałem to zapewnić, udając ich więźnia. Przez tyle lat! Nie wyobrażasz sobie nawet, jaki to koszmar. Ciągła, psychiczna udręka.
– TY SKURWIELU !!! Wykorzystałeś mnie! Wierzyłam tylko tobie jedynemu, na całym świecie…
– Uspokój się, proszę! Bo jeszcze nas usłyszą!
– Na pewno usłyszą. Gdy tylko znów się z nimi spotkasz… w Piekle!
Furiatka podbiega do mężczyzny i z impetem skacze na jego klatkę piersiową. Gdy oboje upadają, wbija palce w jego oczodoły, natychmiast go oślepiając. Przerażony więzień usiłuje się co prawda bronić, zadając po omacku ciosy pięściami, jednak mająca teraz nad nim przewagę jednego zmysłu dziewczyna chwyta za leżącą na stoliku doniczkę z kwiatem i rozbija ją na jego głowie. Syn gospodarzy traci przytomność, a podekscytowana mścicielka obserwuje teraz formującą się obok jego czaszki plamę krwi, wesoło podskakując i klaszcząc w ręce niczym małe dziecko. Po chwili mocno wiąże jego ramiona spowrotem w kaftanie, ostatecznie kończąc jego żywot sprawnym poderżnięciem gardła.
Przez kilka minut siedzi w milczeniu obok zwłok, a następnie zdejmuje z nich kaftan i resztę ubrania. Z nagiego już ciała wycina wciąż jeszcze ciepłe serce i z wściekłością, głośno przeklinając, miażdży je w swoich dłoniach na krwawą pulpę.
Otwiera przyniesioną ze sobą małą torebkę i szkarłatnymi od krwi palcami ogląda nieco pomięte, czarno-białe zdjęcia. Uwieczniony na nich został dom jej drugiej rodziny zastępczej, przybrani rodzice i rodzeństwo.
Przez długie lata starała się, tak bardzo mocno, aby w końcu ich zaakceptować. I może nawet spróbować polubić? Czy wręcz pokochać, na swój opaczny sposób? Jednak w dniu, w którym oświadczyła że jest już dorosłą i chce wrócić do domu, w którym spędziła część swojego dzieciństwa, wszystko prysnęło niczym bańka mydlana. Kategoryczny zakaz przybranego ojca, gorzkie łzy jego żony oraz stos obelg ze strony dwójki jej „przyszywanego” rodzeństwa, podłych bliźniaków, z którymi musiała dzielić praktycznie wszystko…
Nie pozostawili jej wyboru. Pragnęła stamtąd uciec, jak niczego innego w swoim życiu. A oni stali murem na jej drodze, niewzruszeni i pozbawieni empatii.
Postanowiła zatem przekonać ich do słuszności swojej decyzji. A następnie, ukarać za nieposłuszeństwo. Widziała to już wielokrotnie, swymi niewinnymi jeszcze oczyma. I zapamiętała lekcję swych pierwszych opiekunów, doskonale wiedzących, jak radzić sobie z czyimś uporem i brakiem zrozumienia.
Teraz czuje wreszcie, że dopełniła swego przeznaczenia. I że pozostało jej tylko czekanie na dalsze wskazówki opatrzności. Wolnym krokiem podchodzi do okna i zastyga w bezruchu, wpatrując się w niebo. Trwa to prawie godzinę. Do chwili, w której słyszy za swoimi plecami ciepły, męski głos, wypowiadający jej imię:
– Mario… Mario! Chodź do mnie. Proszę.
Z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy i drżąc z emocji, odwraca się i widzi Jezusa. Jest nagi, a z dłoni i stóp nadal wystają mu poczerniałe od zakrzepłej krwi gwoździe. W prawym boku pokrytego robakami, gnijącego ciała dostrzega złamany drzewiec wbitej włóczni. Zamiast oczu widzi zaś u Zbawiciela dwie czarne, puste otwory.
– Bądź moja. Przecież właśnie tego chciałaś, prawda? Tyle razy prosiłaś i błagałaś w swych modlitwach, abym przyszedł. Oto jestem. Spełniłaś już swą powinność tu, na Ziemi. Teraz możesz wracać.
– Nie wiem. Chyba nie jestem godna.
– Ale ja to wiem. Nie musisz już się bać. Wszystko skończone.
Nie zważając na spływającą z cierniowych ran krew, Jezus uśmiecha się dobrodusznie i zbliża do rozemocjonowanej dziewczyny. Bierze jej rękę i kładzie sobie na piersi. Ona, drżąc i cicho jęcząc z podniecenia, przesuwa ją w dół, aż dotyka jego krocza. Oboje zastygają w tej ekstatycznej pozycji.
Zapada ciemność.