Główny bohater opowiadania Chucka Palahniuka „Wyprawa” poświęcił się poznawaniu paranormalnych opowieści i wydarzeń, by doświadczyć strachu tak wielkiego, że nie musiałby się już bać o nic w swoim życiu. Podobną ścieżką, choć z zupełnie innych pobudek, podąża Jack Sparks z najnowszej powieści Jasona Arnoppa. Inne jest też poprowadzenie i wydźwięk całości, ale w obu przypadkach na czytelników czeka dobra, mocna rozrywka. Bo Arnopp, choć do czołówki pisarzy grozy nie należy, a jeśli już z czymś się kojarzy to pisaniem scenariuszy do słuchowisk o Doktorze Who, stworzył dzieło może nie wybitne, ale dla miłośników grozy satysfakcjonujące i całkiem udane.
„Jakże bym chciał, żeby Jack nie był świadkiem tamtych egzorcyzmów. Jakże bym chciał, by nie obejrzał tamtego filmiku na YouTubie.”
Jack Sparks, jako dziecko marzył o zostaniu naukowcem, skończył jako pisarz-celebryta o dość kontrowersyjnej opinii. Pisał o podróży przez Anglię na drążku, pisał o gangach narażając swoje własne życie i pisał także o narkotykach, wypróbowując na sobie wszystkie możliwe substancje psychoaktywne, co doprowadziło go do uzależnienia i odwyku. Jego kolejnym dziełem miała być książka poświęcona zjawiskom paranormalnym. Bo Sparks, jako ateista i sceptyk, choć o otwartym umyśle, chciał zbadać różne nadnaturalne fenomeny i potem móc triumfalnie zaśmiać się w twarz wszystkim wierzącym, obalając poszczególne z nich. Trafił jednak na pewne egzorcyzmy, był też pewien filmik na YouTubie i jego życie zmieniło się w koszmar, a koszmar ów zakończył się w sposób definitywny. Śmierć Sparksa rozpala teraz wyobraźnię jego fanów, a oliwy do ognia dolewa jej tajemniczość. Brat Jacka decyduje się więc wydać jego ostatnią książkę „Jack Sparks o zjawiskach nadprzyrodzonych”, która stanowi jednocześnie zapis jego ostatnich dni…
Gdyby nie polecanka napisana przez Alana Moore’a, pewnie nie sięgnąłbym po tę powieść. Na szczęście ten wybitny scenarzysta komiksowy napisał kilka słów od siebie na jej temat – oczywiście pozytywnych – a że byle czego nigdy nie poleca (nawet filmy oparte na własnych komiksach miesza z błotem, więc można mu ufać) i przy okazji należy do moich ulubionych twórców, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności. I rzeczywiście była to przyjemność, może nie wybitna, jednak dzieło Arnoppa okazało się całkiem nastrojowym straszakiem. Nieźle napisanym, w quasi-dokumentalnym stylu, a przy okazji w ciekawy sposób portretującym nasz świat i nasze czasy. Czasy smartfonów, internetu, technologicznego zaawansowania, ale jednak nadal pełne wiary w paranormalne zjawiska.
Sam jako sceptyk wszelkich nadnaturalnych fenomenów (nie spotkałem jeszcze w sieci filmiku ani zdjęcia, którego nie dałoby się obalić – wystarczy tylko chwilę pomyśleć) w bohaterze odnalazłem sporo znajomych rzeczy. Oczywiście Sparks nie jest postacią szczególnie sympatyczną, ale już ciekawą jak najbardziej. Jest cyniczny, jest chamski, bywa zabawny, częściej jednak denerwujący. Wciśnięty w ramy dość mrocznej opowieści, stanowi źródło humoru, którego w „Ostatnich dniach” nie brakuje. Całość to zresztą lekki, choć nastrojowy horror, rzecz stricte rozrywkowa, której może i poskąpiono większej głębi, ale swoją rolę spełnia dobrze. W skrócie: to całkiem udany straszak w sam raz na zbliżające się jesienne popołudnia i wieczory. Kto lubi horrory, nie zawiedzie się.
Michał Lipka