HORROR POLITYCZNY
Alberto Breccia przez lata pozostawał zapomnianym twórcą nie tylko na polskim rynku. Nad Wisłą jednak, dzięki staraniom wydawnictwa Non Stop Comics najpierw dostaliśmy intrygujący klasyk w postaci „Morta Cindera”, potem bodajże najlepszą w dziejach adaptację prozy Lovecrafta czyli „Mity Cthulhu”, a teraz w nasze ręce trafia kolejny wielki klasyczny komiks czyli zbiorcze wydanie „Perramusa”. I wielki to dobre określenie, bo zarówno samo wydanie (niemal pięćset stron), jak i wykonanie robią olbrzymie wrażenie, a całość usatysfakcjonuje każdego miłośnika ambitnych opowieści, w których groza miesza się z szaleństwem i problemami społecznymi w swoistym dance macabre.
Główny bohater ucieka. Najchętniej by o wszystkim zapomniał, a w końcu owo zapomnienie znajduje w ramionach pewnej kobiety. Gdy się budzi nie wie kim jest, ani skąd się tu wziął. Koniec? Dopiero początek. Nazwany mianem Perramusa bohater trafia w sam środek absurdalnej sytuacji, która rzuca go w podróż w celu wymazania dysydentów. Podróż pełną zagrożeń i dziwactw, których nikt nigdy by się nie spodziewał…
Co można powiedzieć o tym albumie, jak nie to, że mamy tu do czynienia z iście onirycznym horrorem, bazującym na brutalnych wydarzeniach z rzeczywistości. Codzienność rewolucyjno-wojennego koszmaru, terroru władzy i ludzkich dramatów miesza się z symboliczną grozą, która prezentuje całą gatunkową rozpiętość. „Perramusa” czyta się, jak przeżywa się koszmarny sen. Czyje się go, bierze w nim udział, a jednocześnie po wszystkim, kiedy pierwsze emocje już opadną, zaczyn się interpretowanie i wyłuskiwanie wszystkich smaczków, całej tej symboliki i bogactwa odniesień, w których odkrywaniu pomagają materiały dodatkowe.
Ale jest w tym akcja, jest w tym groza, jest mrok, jest wreszcie ludzki wymiar, ale przede wszystkim w oczy rzuca się szaleństwo dosłownie wylewające się ze stron. „Prerramus” jest dziełem mocnym, brutalnym, nie wolnym też od ocierającej się o pornografię erotyki, co podnosi poziom wieku docelowego odbiorcy, kierując album do dorosłych odbiorców, ale i nie pozbawionym humoru. Z tym, że jest to humor taki, jak w „Bośniackim płaskim psie” – czytelnik niby śmieje się, a jednak śmiech więźnie mu w gardle, bo ciężka atmosfera sprawia, że jest przygnębiony, czuje się niepewne, dziwnie, jakby śmiał się na pogrzebie albo w kostnicy.
Świetną treść wieńczy jeszcze lepsza szata graficzna. Genialne, hiperrealistyczne grafiki Brecci, stanowiące kolaż klasycznych rysunków i różnych technik, w tym wplatania w to wszystko zdjęć, zachwycając. Wszystko to zaś, razem wzięte, daje wyśmienity, wysmakowany komiks dla dojrzałych odbiorców. Rzecz niełatwą, wymagającą od czytelnika liźnięcia sytuacji politycznej w Argentynie lat 80. XX wieku, ale absolutnie wartej poznania. I posiadania na swojej półce.
Michał Lipka