„Pluto” to jedna z najciekawszych mang Science Fiction jakie czytałem i nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Tej opowieści bowiem, tak znakomicie pomyślanej przez ojca japońskiego komiksu, Osamu Tezukę, nie powstydziłby się nawet Philip K. Dick. A to chyba najlepsze świadectwo jakości, jakie mogę jej wystawić.
Ktoś morduje androidy i osoby związane z ich prawami. Sprawa jest o tyle trudna, że ofiarami padają jedne z najbardziej zaawansowanych bojowo maszyn na świecie. Kto może być sprawcą i jaki ma motyw? A także dlaczego czaszkom wszystkich „zabitych” przyprawia rogi, upozorowując na Pluto – boga zmarłych? Sprawę wyjaśnia robot Gesicht, którego nękają dziwne koszmary. Jego spotkanie z Atomem zaczyna prowadzić do kolejnych wątpliwości, pytań i odkryć. Gdy następne roboty są zagrożone, na horyzoncie zaczyna się kształtować wizja, która może wyjaśnić cel tego, co się dzieje, jednakże to wciąż dopiero początek, bo odkrycie, którego we własnym życiu dokonuje Gesicht prowadzi do bardzo niepokojących wniosków…
Kiedy sięgałem po pierwszy tom „Pluto” spodziewałem się niezłej opowieści SF, ale na pewno nie tak świetnej historii. Zaczynając od samej zagadki, przez postacie, na klimacie i ujęciu świata przyszłości kończąc wszystko zostało poprowadzone po prostu znakomicie. I jak przy tym ciekawi i wciąga! W świat, w tajemnice, w nawarstwiające się pytania i życie postaci. Postaci, które zarówno w świecie rzeczywistym, jak i wymyślonym są jedynie tworami, a jednak i tu i tu wykraczają poza swoją „rolę”. Trudno je bowiem nazwać papierowymi, tak jak trudno nazwać jedynie maszynami. Granica się zaciera, bowiem wraz z „udawaniem” ludzi zaczynają przejmować ich nawyki, a co za tym idzie zaczynają także… czuć? Czy to właściwe słowo? Na odpowiedź na to pytanie (tak, jak i na inne – czy ewoluują) musimy jeszcze zaczekać, ale oczekiwanie to umila znakomita lektura.
Graficznie także jest znakomicie, choć dość prosto. Nie ma tu skomplikowanych teł, brak jest fajerwerków, wszystko pozostaje stonowane, a kolor – kiedy pojawia się na początku – jest bardzo oszczędny, nawet jak na mangę. A jednak ilustracje są bardzo trafne, przyjemne dla oka a co bardziej rozbudowane kadry czy operowanie czernią i cieniami naprawdę potrafi zachwycić.
Lektura oczywiście pozostawia uczucie niedosyty, ale ponieważ seria dopiero się rozkręca, jest na co czekać. Polecam zatem bardzo gorąco i mam nadzieję – nadzieję graniczącą z pewnością – że „Pluto” zachowa tak wysoki poziom do samego końca.
Michał Lipka