PREQUEL DAWNO ZAPOMNIANYCH BITEW
Seria „Pola dawno zapomnianych bitew” to książki, które z pośród rodzimych dzieł gatunku space opery odniosły największy sukces. I to sukces zagraniczny. Nic więc dziwnego, że ich autor postanowił w końcu powrócić do tego świata i tym razem opowiedzieć o wydarzeniach poprzedzających główny cykl. I wyszło mu to na naprawdę przyzwoitym poziomie.
Jest połowa XXI wieku, okres wojny domowej i czasy podboju kosmosu. Robert Bukowski, przodek Henryana Święckiego, to dowódca pierwszej wyprawy kolonizacyjnej, która wyrusza poza Układ Słoneczny w kierunku systemu Centuriona. Tam bowiem odkryta została planeta podobna do Ziemi. Załoga statku nie ma jednak pojęcia, jak problematyczna może to być wyprawa i z jakimi zagrożeniami przyjdzie jej się zmierzyć…
Nie jestem fanom space opery, ani też jakimś wielkim fanem prozy Szmidta, ale są przedstawiciele tego gatunku, które do mnie przemawiają i przy okazji cenię wpływ Szmidta na kształt współczesnego polskiego rynku fantastyki. Przez moje ręce nie przeszło dotąd wiele jego tekstów, na szybko przypominam sobie ledwie jedną powieść i chyba jakieś opowiadania, nie miałem więc okazji poznać dotąd jego sztandarowego dzieła – bo chyba za takie można uznać „Pola dawno zapomnianych bitew”. Nie zmienia to jednak faktu, że czytając „Per Aspera Ad Astra” bawiłem się nieźle i wcale nie czułem się tu zagubiony.
Ale taki właśnie powinien być prequel. Fanom regularnego cyklu musi dostarczyć smaczków (choć i nowi czytelnicy z pewnością uśmiechną się widząc wśród postaci na okładce kogoś wyglądającego, jak sam autor) i kolejnej porcji tego, czego oczekują, nowym czytelnikom zaś ma zapewnić płynne wejście w ten świat i pozwolić odkryć co ma do zaoferowania. I to właśnie robi ta powieść. Nie jest to genialne dzieło – ale space opera nie ma genialnych reprezentantów – nie jest to też szczególnie ambitna fantastyka. To po prostu rozrywkowa literatura, która ma nam dostarczyć przygód i popisów wyobraźni, a wszystko to zaprezentować z lekkością stylu i bez zalegającej na stronach nudy. I to się Szmidtowi akurat udało.
Nie ocenię, jak „Per Aspera Ad Astra” wypada na tle reszty serii, ale jako samodzielna powieść i otwarcie cyklu jest naprawdę udana. To rasowa space opera traktująca o podboju kosmosu, lekka, nieskomplikowana, szybka w odbiorze i zaludniona postaciami prostymi, ale wyrazistymi. Szmidt serwuje nam to całkiem niezłym stylem, w końcu jest dobrym pisarzem i swoje doświadczenie w tej materii posiada, a całość jest przy okazji ładnie wydana. Jeśli więc macie ochotę na rodzime kosmiczne SF albo znacie i lubicie poprzednie utwory pisarza, możecie brać w ciemno.
Michał Lipka