OGNISTY BASTION
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. I niedaleko upadł Joe Hill od Stephena Kinga. Zresztą obaj synowie mistrza horroru – Owen co prawda tak intensywnie na literackim polu się nie udziela, ale kiedy to robi, doskonale wpasowuje się w ten schemat – pozostali wierni typowi literatury i stylistyce, do jakich przyzwyczaił nas ich ojciec. „Strażak” natomiast to kolejne potwierdzenie, że Hill wcale nie zamierza odcinać się od dokonań swojego rodzica i wprost chce robić książki takie, jakie robił on w swoich najlepszych latach. I o dziwo wychodzi mu to, jednocześnie zachowując własny charakter.
USA stają w obliczu zagłady, kiedy tajemnicza choroba nazwana mianem Draco Incendia Trychophyton, pospolicie zwana Smoczą Łuską, zaczyna wyniszczać ludzi. Na ciałach dotkniętych nią osób pojawiają się czarno-złote wzory niczym tatuaże, a z czasem zarażeni umierają, stając w płomieniach. Nie ma na to leku, chorych przybywa, a ich koniec jest pewny. I nikt nie może czuć się bezpieczny, bo zaraza dotknąć może każdego.
I tu na scenę wkracza pielęgniarka Harper Grayson która dotąd zajmowała się chorymi, a teraz sama staje się jedną z nich. Ponieważ jest w ciąży, chce za wszelką cenę ocalić nienarodzone dziecko. Czy zdoła? Na pewno nie sama. Nie w świecie, gdzie Bojówki Kremacyjne polują na zarażonych, spalając ich żywcem. Ale wtedy pojawia się on, tajemniczy mężczyzna mówiący o sobie Strażak. Też cierpi na Smoczą Łuskę, rzecz w tym, iż wydaje się, że opanował tlący się w nim płomień i potrafi z nim żyć. I nie tylko on zresztą. Dla Harper pojawia się nadzieja, ale jaką tajemnicę skrywa Strażak? Skąd wzięła się Smocza Łuska? I czym to wszystko się zakończy?
Śmiało można powiedzieć, że Joe Hill podąża identyczną drogą co Stephen King. Obaj zaczęli niezbyt epickim horrorem przenoszącym klasyczne lęki na nowy grunt, obaj potem zaserwowali nam zbiory opowiadań, a w końcu imponujące rozmiarem powieści. Wiele krótkich form Hilla to wariacje na temat ojcowskich motywów, większość z nich zaś to także eksperyment z gatunkowymi schematami. Wszystkie zaś oferują to, co kochaliśmy u Króla – znakomicie oddane tło obyczajowe, które sprawia, że nawet najbardziej oderwane od ziemi opowieści stają się nam bliskie. O gawędziarskim stylu i niezapomnianym, niespiesznie budowanym klimacie też zresztą nie można zapomnieć. Każda książka Hilla to również w pewnym stopniu odbicie którejś z książek ojca i tak, jak „NOS4A2” był swoistą odpowiedzią na „To” (mocno korespondującą jednocześnie z innymi dziełami Kinga), tak „Strażak” jest niczym innym, jak próbą zmierzenia się z „Bastionem”. I to próbą bardzo, bardzo udaną.
Postapokaliptyczny „Bastion”, który w latach 70. stanowił próbę zmierzenia się Stephena Kinga z epicką opowieścią na miarę „Władcy pierścieni”, przez wielu do dziś uważany jest za opus magnum pisarza. „Strażak” nie stał się taką legendą w bibliografii Hilla, niemniej to jedno z najlepszych dzieł, jakie wyszło spod jego ręki. Monumentalna opowieść o świecie nękanym tajemniczą epidemią, z tym, że tak, jak u Kinga, tak i tu zaraza schodzi na dalszy plan na rzecz ludzkich dramatów, przemian jakie zaszły w społeczeństwie i zmagania się z problemami – tak tymi wielkimi, jak i drobnymi. Jest tu akcja, są zagadki, jest wreszcie ten wyjątkowy klimat, który potrafi być i iście sielankowy, i balansujący na granicy mroku i drastyczności. Ale są też i postacie – dobrze nakreślone, żywe, nie zawsze sympatyczne, ba, właściwie nie ma tu bohaterów, których dałoby się do końca polubić, ale to czyni ich tym bardziej ludzkimi.
Świetne jest też pisarstwo Hilla, przypominające dokonania Stephena Kinga z najlepszych lat jego kariery. Lat, kiedy styl, którym operował nie był tak prosty i popowy, jak obecnie, kiedy powieści miały swój ciężar, niesamowity klimat, a zarazem także lekkość. To wszystko jest tutaj, podlane nutą tajemnic, zaludnione całym mnóstwem bohaterów i ukazujące wewnętrzny świat niewielkiej społeczności, komuny wręcz. Wszystko to składa się na znakomite postapo, nie wiem nawet czy nie lepsze od „Bastionu”. Jeśli jeszcze nie czytaliście, poznajcie koniecznie. Hill to zdecydowanie jeden z najlepszych współczesnych pisarzy zajmujących się horrorem i fantastyką i godny kontynuator spuścizny ojca, od której nie odcina się, a czerpie z niej pełnymi garściami, robiąc to jednak na swój własny, autorski sposób.
Michał Lipka